Skargę do Trybunału wniósł obywatel Niemiec, który przed wyborami samorządowymi w swoim mieście napisał i rozpowszechniał ulotki ostrzegające przed neonazistowskimi organizacjami działającymi w jego mieście. W jednej z ulotek skarżący wskazywał na konkretne stowarzyszenie i jednego z radnych, który miał wspierać i tuszować ultraprawicową i neonazistowską działalność tego stowarzyszenia. Zainteresowany polityk zwrócił się do sądu o wydanie zakazu rozpowszechniania tej ulotki i o zakazanie skarżącemu dalszych publikacji, które mogłyby go przedstawiać jako poplecznika ruchów neonazistowskich. Sąd taki zakaz wydał. Przed Trybunałem skarżący zarzucił, iż ten stan rzeczy stanowił naruszenie jego prawa do wolności wypowiedzi, chronionego w art. 10 Konwencji o prawach człowieka.
Trybunał zgodził się z tym stanowiskiem i stwierdził naruszenie Konwencji. Trybunał przypomniał swoją klasyczną już linię orzeczniczą, zgodnie z którą wszelkie ograniczenia wolności debaty politycznej podlegają rygorystycznej kontroli, a dopuszczalna krytyka polityka jako osoby publicznej jest o wiele dalej idąca niż to ma miejsce w przypadku osób prywatnych. Ulotka dotyczyła kandydata w wyborach na burmistrza i jego działań związanych ze stowarzyszeniem, które było pod ciągłą obserwacją krajowych służb bezpieczeństwa ze względu na podejrzenie ekstremistycznej działalności tego stowarzyszenia. Trybunał wyraził także pogląd, iż termin "neonazistowski" nie jest terminem wystarczająco dookreślonym, jeżeli chodzi o jego treść i znaczenie, a zatem nie może być postrzegany jako stwierdzenie dotyczącej okoliczności faktycznej, lecz jako osąd ocenny, podlegający mniej rygorystycznym kryteriom dowodowym. Sądy niemieckie zażądały od skarżącego udowodnienia tego, że stowarzyszenie to prowadzi działalność "neonazistowską". Trybunał uznał ten wymóg za nadmierny, zwłaszcza w kontekście toczącej się debaty publicznej na temat istotnych kwestii zainteresowania społecznego (jakimi bez wątpienia są wybory samorządowe i ultraprawicowa afiliacja jednego z kandydatów).
Istotą niniejszej sprawy jest ponownie kwestia tolerancji na krytykę u osób publicznych i zakresu dopuszczalnej krytyki polityków. Z orzecznictwa Trybunału można wyprowadzić wytyczną, zgodnie z którą w zawód polityka niejako wpisana została wyjątkowo "gruba skóra" i odporność na publiczną i indywidualną reakcję na działalność polityczną samego zainteresowanego. Kontekst polityczny i wyborczy omawianej sprawy sprawiał, iż granice dopuszczalnej krytyki były wyjątkowo szeroko zakreślone. Nałożenie na skarżącego obowiązku udowodnienia "neonazistowskiego" charakteru stowarzyszenia wspieranego przez zainteresowanego polityka zostało przez Trybunał uznane za nadmierne i nieproporcjonalne. Tym samym ograniczenie jego wolności wypowiedzi nie było "konieczne w demokratycznym społeczeństwie" i naruszało art. 10 Konwencji.
Trybunał w swym orzecznictwie nader sporadycznie staje po stronie godności i dobrego politycznego imienia osób zawodowo parających się polityką. Trybunał regularnie podkreśla, że krytyka, ironia, pastisz i sarkazm to oręż, jaki przysługuje opinii publicznej w walce z nadmiernie delikatnym ego politycznym zainteresowanych. W omawianej sprawie Trybunał przeniósł to samo stanowisko na płaszczyznę informacji o afiliacji politycznej lub przekonaniach światopoglądowych polityka. Potraktowanie informacji o sympatiach "neonazistowskich" polityka nie jako informacji o okoliczności faktycznej, lecz jako osądu ocennego, niepodlegającego tak rygorystycznym kryteriom dowodowym, pokazuje, że debata o ideach i poglądach nie jest tym samym co debata o twardych faktach. Jedno w każdym razie jest pewne - w opinii Trybunału w dyskusji politycznej można sobie pozwolić na bardzo wiele, a władze i sądy krajowe muszą być bardzo ostrożne w nakładaniu jakichkolwiek ograniczeń w tej mierze.
Tak wynika z wyroku Trybunału z 17 kwietnia 2014 r. w sprawie nr 5709/09, Brosa przeciwko Niemcom.