Odchodząca Rada Ministrów będzie pełnić obowiązki do czasu zaprzysiężenia nowego gabinetu Beaty Szydło.
Kopacz to druga, po Hannie Suchockiej, w historii Polski kobieta, która została premierem. Kopacz stanęła na czele PO i nowego rządu koalicji PO-PSL jesienią ubiegłego roku po tym, jak Donald Tusk został wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej. 15 września ówczesny prezydent Bronisław Komorowski powierzył jej tworzenie gabinetu, a tydzień później nastąpiło zaprzysiężenie rządu Kopacz.
Gabinet ten urzędował 14 miesięcy. Obejmując stery rządu, Kopacz podkreślała, że "podjęła niełatwe zadanie bycia premierem RP w poczuciu odpowiedzialności za ojczyznę, w poczuciu odpowiedzialności za kraj".
Podsumowując roczną pracę przypomniała, że jej rząd złożył ponad 30 projektów, które wpłynęły i wpłyną na poprawę jakości życia Polaków. Do sukcesów swego rządu zaliczyła m.in. zwiększenie nakładów na obronność z 1,95 do 2 proc. PKB, waloryzację rent i emerytur, ustawę "złotówka za złotówkę", dzięki której beneficjenci pomocy społecznej, którzy przekroczą próg dochodowy, nie będą tracić swych świadczeń, wprowadzenie specjalnych tysiączłotowych świadczeń rodzicielskich dla rodziców poszukujących pracy lub zatrudnionych na umowy o dzieło, studentów i rolników.
Kopacz mówiła ponadto o zwiększeniu środków na budowę żłobków, podwyżce płac pielęgniarek, poprawie bezpieczeństwa na polskich drogach, tworzeniu Narodowego Centrum Geriatrii, uchwaleniu ustawy o in vitro oraz ratyfikacji konwencji o przeciwdziałaniu przemocy. Przypomniała, że w resorcie finansów opracowane zostały założenia nowej Ordynacji podatkowej; zwracała też uwagę na nowe inwestycje drogowe, które realizuje jej rząd.
"W ciągu ostatnich 8 lat udało się nam znacząco poprawić infrastrukturę, zmieniliśmy obraz Polski - mówiła Kopacz. - Teraz nadchodzi czas, by do zmian, które widzimy za naszym oknem, (...) dołączyć zmiany w życiu Polaków. Podsumowując rok moich rządów mówię o tym, co jest nowym wyzwaniem. A tym wyzwaniem jest nie tylko bogatsza Polska, ale przede wszystkim bogatsi Polacy" - deklarowała.
Kopacz odchodzi w cieniu sporu o czwartkowy nieformalny szczyt UE w sprawie kryzysu imigracyjnego na Malcie. To właśnie na czwartek prezydent Duda zwołał pierwsze posiedzenie Sejmu, na którym – zgodnie z konstytucją – ustępujący szef rządu zobowiązany jest podać Radę Ministrów do dymisji. W tej sytuacji, jak tłumaczyła w ubiegły piątek Kopacz, nie może wziąć udziału w posiedzeniu Rady Europejskiej. Ostatecznie Polskę na nieformalnym spotkaniu szefów państw i rządów Unii, zgodnie z wolą ustępującego rządu, ma reprezentować premier Czech Bohuslav Sobotka.
Kopacz to również pierwsza w historii Polski kobieta, która przewodzi partii rządzącej i jedna z nielicznych w historii liderek polskich formacji politycznych. Wcześniej to m.in. Izabela Jaruga-Nowacka kierowała Unią Pracy.
Największym zaskoczeniem, jeśli chodzi o ministrów wskazanych przez Kopacz, okazało się powierzenie teki szefa MSZ Grzegorzowi Schetynie, który w PO uchodził za partyjnego oponenta Kopacz i Tuska. Do nowego rządu wszedł też jego stronnik Andrzej Halicki, który otrzymał resort administracji i cyfryzacji.
Kopacz zaprosiła ponadto do współpracy lidera dawnej tzw. spółdzielni (drugiej, obok "schetynowców", niegdyś największej frakcji w PO) Cezarego Grabarczyka, który do końca kwietnia tego roku kierował Ministerstwem Sprawiedliwości. Z pełnionej funkcji zrezygnował po tym, jak prokuratura okręgowa w Ostrowie Wielkopolskim ujawniła, że prowadzi śledztwo ws. uzyskania przez niego pozwolenia na broń. Postępowanie w części dotyczącej ewentualnej odpowiedzialności Grabarczyka zostało umorzone, jednak były szef MS stracił pozwolenie na broń. Na stanowisku szefa MS zastąpił go 30 kwietnia Borys Budka.
1 października 2014 roku Kopacz wygłosiła w Sejmie expose, w którym zapowiedziała m.in. większe wydatki na obronność, kolejne przywileje dla rodziców, a także pragmatyczną politykę wobec kryzysu na Ukrainie i szybkie prace nad założeniami nowej ordynacji podatkowej.
Jednym z największych wyzwań odchodzącego rządu okazały się niedawne negocjacje unijne w sprawie rozdziału 120 tysięcy uchodźców z Afryki Północnej, Bliskiego Wschodu i Azji. Zgodnie z wrześniowymi ustaleniami ministrów spraw wewnętrznych państw UE, Polsce ma przypaść ostatecznie ok. 4,5-5 tysięcy uchodźców.
Jak podkreślał po spotkaniu wiceszef MSW Piotr Stachańczyk, wypracowane porozumienie spełniło wszystkie warunki, na których zależało Polsce. Chodziło m.in. o kontrolę granic UE, oddzielenie uchodźców od imigrantów ekonomicznych, a także możliwość weryfikacji przez Polskę przyjezdnych pod względem ewentualnych zagrożeń.
Pomimo zapewnień strony rządowej o najlepszym możliwym kompromisie, jaki Polska była w stanie wynegocjować, opozycja nazwała go skandalem. Ówczesna kandydatka PiS na premiera Beata Szydło uznała, że decyzja rządu została podjęta wbrew bezpieczeństwu i bez zgody Polaków. Krytykowała też rząd Kopacz za brak solidarności z pozostałymi państwami Grupy Wyszehradzkiej (Czechami, Słowacją i Węgrami), które na wrześniowym spotkaniu ministrów spraw wewnętrznych UE głosowały przeciwko przyjętym ustaleniom.
Odpowiadając na zarzuty Szydło Kopacz przekonywała, że "w tak delikatnych, konkretnych, bardzo ważnych sprawach dla Polski, Polska nie może być na obrzeżach Europy". "Kiedy my będziemy potrzebowali wsparcia, to ta Europa, do której my w tej chwili odwrócimy się plecami, za chwilę powie: to jest wasz problem" - podkreślała premier.
Innym ważnym wyzwaniem dla Kopacz były ubiegłoroczne negocjacje unijne ws. ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Po październikowym unijnym szczycie dot. polityki klimatycznej premier oświadczyła, że Polska wraca z niego "z tarczą". "Odetchnęłam z ulgą. Polacy też mogą odetchnąć z ulgą. Nikt nie dawał nam szans, że nasze warunki, z którymi jechaliśmy na szczyt, zostaną przyjęte" - mówiła premier. "Dostaliśmy praktycznie 100 proc. tego, z czym tu przyjechaliśmy" - zapewniała szefowa rządu.
UE uzgodniła na szczycie, że ograniczy emisje CO2 o 40 procent do 2030 r. (względem 1990 r.). Biedniejsze kraje, w tym Polska, będą jednak mniej obciążone kosztami realizacji tych celów. Polska wywalczyła utrzymanie systemu darmowych pozwoleń na emisje do 2030 r. Do tej daty 40 proc. uprawnień do emisji CO2 kraje o PKB poniżej 60 proc. średniej unijnej (realne z 2013 r.), w tym Polska, będą mogły rozdawać elektrowniom za darmo.
Trudnym wyzwaniem były dla ustępującego rządu także rozmowy na temat przyszłości Kompanii Węglowej. Przygotowany przez rząd plan naprawczego dla Kompanii stwierdzał m.in, że możliwości dofinansowania spółki wyczerpały się i bez restrukturyzacji upadnie ona w ciągu miesiąca. Wśród rozwiązań wskazano likwidację czterech najbardziej nierentownych kopalń Kompanii Węglowej: Bobrek-Centrum, Sośnica-Makoszowy, Brzeszcze i Pokój, przeniesienie 6 tys. osób do innych zakładów i osłony dla 5,2 tys. zwalnianych.
Rządowe zapowiedzi wywołały protesty w czterech przeznaczonych do likwidacji kopalniach. Ostatecznie w połowie stycznia rząd porozumiał się ze górniczymi związkami zawodowymi. Ustalono, że powstanie tzw. Nowa Kompania Węglowa i nie dojdzie do planowanej likwidacji kopalń. Zamiast tego będą one restrukturyzowane, a niektóre uprzednio podzielone. "Jeśli ja w tej chwili wdrożyłam i przekonałam górników i ich przedstawicieli związkowych do pierwszego od kilkunastu lat wprowadzenia programu naprawy górnictwa, to jest ten sukces, który uważam za pierwszy krok w tym, żeby ustabilizować sprawę polskiego górnictwa" - mówiła wtedy Kopacz.
Zgodnie ze styczniowymi zapowiedziami, Nowa Kompania Węglowa miała powstać do końca czerwca. 30 września minął tymczasem termin styczniowego porozumienia rządu ze związkowcami, które zakładało przeniesienie 11 kopalń do nowej spółki. Tego dnia rząd przedstawił nowy plan ratunkowy, który przewidywał przejęcie 11 kopalń KW przez Spółkę TF Silesia.
Najbardziej krytyczny politycznie moment dla rządu Kopacz nastąpił jednak na początku czerwca tego roku, kiedy to do internetu trafiły akta ze śledztwa tzw. afery podsłuchowej. Premier podjęła wówczas szereg rozmów, które doprowadziły do rezygnacji na kilku kluczowych stanowiskach państwowych. Dymisje objęły: marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego, szefa doradców Kopacz Jacka Rostowskiego, trzech ministrów: sportu Andrzeja Biernata (później ustąpił też z funkcji sekretarza generalnego PO), zdrowia Bartosza Arłukowicza i skarbu Włodzimierza Karpińskiego.
Stanowiska stracili także trzej wiceministrowie: gospodarki Tomasz Tomczykiewicz, środowiska Stanisław Gawłowski oraz skarbu Rafał Baniak. Wszyscy odwołani politycy zostali nielegalnie nagrani w tzw. aferze podsłuchowej.
Kopacz jest lekarką. Do wielkiej polityki trafiła w 2001 roku, kiedy została posłanką z ramienia PO. Wcześniej była w Unii Wolności; była też radną sejmiku mazowieckiego. Politycznie związana z Tuskiem, Kopacz od lat uchodziła w PO za niekwestionowany numer dwa. To dzięki jego wsparciu została w 2011 r. marszałkiem Sejmu, jako pierwsza kobieta w historii. W pierwszym rządzie Tuska Kopacz przez cztery lata kierowała resortem zdrowia.
Wśród polityków Platformy od lat mówiło się o łączących ich przyjacielskich relacjach. Według doniesień medialnych związane one były m.in. z pomocą lekarską, której obecna premier udzielała jego rodzinie. W 2013 roku Tusk podjął decyzję, że to Kopacz, a nie jak wcześniej Schetyna, będzie jego pierwszym zastępcą w partii. Obecnie Kopacz jest pełniącą obowiązki szefowej Platformy; Tusk po rezygnacji z kierowaniu PO i przeprowadzce do Brukseli pozostaje honorowym przewodniczącym ugrupowania.
Prawdopodobnie na przełomie tego i przyszłego roku w Platformie odbędą się wybory nowego szefa partii. Oprócz Kopacz, o fotel lidera ubiegać się chcą także: Schetyna i Budka.
Jako minister zdrowia w latach 2007-11 Kopacz próbowała doprowadzić do obligatoryjnego przekształcania szpitali w spółki, utworzyła urząd Rzecznika Praw Pacjenta, przygotowała koszyk świadczeń gwarantowanych ze środków publicznych, wprowadziła przepisy nakładające obowiązek ustalania urzędowych cen i marż leków finansowanych przez NFZ. Jako jedna z niewielu europejskich ministrów zdrowia nie zgodziła się na zakup szczepionek przeciwko grypie A/H1N1.
W pakiecie ustaw, które miały zreformować system ochrony zdrowia, najdalej idące zmiany dotyczyły obligatoryjnych przekształceń szpitali w spółki oraz wprowadzenia dobrowolnych dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych.
Kluczowe założenia reformy Kopacz nie weszły w życie, gdyż ustawy przyjęte przez parlament zawetował ówczesny prezydent Lech Kaczyński. Udało się natomiast utworzyć urząd Rzecznika Praw Pacjenta i przygotować koszyk świadczeń gwarantowanych.
Jesienią 2010 r. Kopacz przedstawiła kolejny pakiet ustaw zdrowotnych, tym razem przepisy nie zakładały obligatoryjnego przekształcenia szpitali w spółki, ale nakładały na samorządy, które tego nie zrobią, obowiązek pokrywania ujemnego wyniku finansowego lecznic. Ustawy weszły w życie. Wprowadziły także m.in. urzędowe ceny i marże leków refundowanych, możliwość dochodzenia odszkodowań za błędy medyczne bez wstępowania na drogę sądową, a także rozpoczęły proces informatyzacji służby zdrowia.
Kopacz towarzyszyła w kwietniu 2010 r. rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej, które pojechały do Moskwy, by identyfikować swoich bliskich w Instytucie Medycyny Sądowej. Relacjonując w Sejmie pobyt w Moskwie, Kopacz podkreślała, że polscy genetycy uczestniczyli w pracach nad identyfikacją ciał i spędzali tam po kilkanaście godzin dziennie. "Gdy znaleziono najmniejszy szczątek na miejscu katastrofy, wtedy przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad metr i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny. Każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie" - dodała.
PiS zarzucił jej w "białej księdze" ws. katastrofy smoleńskiej, że rząd kłamał na temat "rzekomo starannego przeszukania miejsca katastrofy". "Wiarygodność deklaracji pani minister Kopacz została sfalsyfikowana w sposób bezsporny" - mówił Antoni Macierewicz.
"Stanowcza, charakterna, czasem histeryczna kobita. Czuła, że może sobie pozwolić na więcej w stosunku do Tuska i z tego korzystała. Nieraz byłem świadkiem, jak wpadała w furię. I jeśli widziałem Donalda naprawdę wyprowadzonego z równowagi, to właśnie przez nią. Ale wszystko uchodziło jej na sucho. Bo też Ewa Kopacz jest strasznie lojalna wobec premiera" - pisał o niej Janusz Palikot w książce "Kulisy Platformy".
Kopacz urodziła się w 1956 w Skaryszewie. Jest Absolwentką Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Lublinie. Ma specjalizację pierwszego stopnia z pediatrii i specjalizację z medycyny rodzinnej. Do 2001 r. kierowała Zakładem Opieki Zdrowotnej w Szydłowcu.
W latach 1998-2001 była radną sejmiku mazowieckiego. Należała do Unii Wolności, w roku 2001 przeszła do PO; była posłanką w IV, V i VI kadencji Sejmu. W ostatnich wyborach parlamentarnych, startując z listy Platformy, po raz kolejny uzyskała mandat. Od 2006 do 2008 r. pełniła obowiązki przewodniczącej mazowieckich struktur Platformy Obywatelskiej.
Za pierwszych rządów PiS zajmowała się służbą zdrowia w tzw. gabinecie cieni Platformy. Walczyła o godne traktowanie strajkujących lekarzy i pielęgniarek. Przychodziła do "białego miasteczka", które w czerwcu-lipcu 2007 r. przed kancelarią premiera zorganizowały pielęgniarki; zwołała posiedzenie komisji zdrowia poświęcone strajkującym.
Kopacz ma córkę Katarzynę i wnuczka Juliana. Jak sama mówi, jej największą zaletą jest dyskrecja, a wadą - gadatliwość. Lubi szybką jazdę samochodem, interesuje się medycyną sądową (jako młody lekarz współpracowała z milicją przy ustalaniu przyczyn zgonów). Opowiadała dziennikarzom obrazowo, jak sobie radzi ze stresem. A więc: że "wrzuca wszystkie ciuchy do wanny, staje nad tym praniem, trze z całej siły i płacze". (PAP)
Dowiedz się więcej z książki | |
Służąc rządom dobrego prawa. Andrzej Rzepliński w rozmowie z Krzysztofem Sobczakiem
|