O przyjęciu pakietu sześciu propozycji legislacyjnych wzmacniających trzymający w ryzach finanse publiczne Pakiet Stabilności i Wzrostu, zadecyduje prawdopodobnie niewielka większość głosów. Na dzień przed głosowaniem, zdecydowanie "za" wynegocjowanym we wrześniu pomiędzy krajami UE i Parlamentem Europejskim kompromisem opowiedziała się chadecja oraz liberałowie - odpowiednio pierwsza i trzecia siła w PE. Sprzeciwiają się socjaldemokraci oraz komuniści, a Zieloni zapowiadają, że poprą tylko trzy z sześciu propozycji legislacyjnych, które tworzą pakiet.
"Mamy problemy z niektórymi zapisami, ale po sześciu miesiącach negocjacji nie chcemy porażki, jaką byłoby odrzucenie całego pakietu. Spodziewam się więc, że pakiet przejdzie, ale bardzo niewielką większością głosów" - mówiła na konferencji wiceprzewodnicząca Zielonych Rebecca Harms.
Zaproponowany przez Komisję Europejską już we wrześniu ubiegłego roku pakiet był odpowiedzią na kryzys zadłużenia, zwłaszcza w Grecji. Składający się z pięciu rozporządzeń i dyrektywy pakiet przewiduje m.in. możliwość nałożenia sankcji na państwa strefy euro, które nie trzymają w ryzach swoich finansów publicznych, jeszcze zanim przekroczą ustalone w UE limity deficytu i długu (3 proc. PKB w przypadku deficytu, 60 proc. PKB w przypadku długu publicznego). Pakietu nie udało się przyjąć przed wakacjami, bo PE domagał się bardziej automatycznych sankcji (niż chcieli ministrowie finansów) nakładanych na niesubordynowane państwa.
Ostateczny kompromis między PE i Radą UE w tej oraz innych spornych kwestiach został osiągnięty w połowie września, po rozmowach między przedstawicielami instytucji UE pod przewodnictwem polskiej prezydencji. Kompromis poparły już kraje UE i w środę eurodeputowani mają głosować nad każdym z sześciu elementów pakietu w wersji kompromisowej, zaaprobowanej przez kraje członkowskie.
Cieniem na głosowaniu kładzie się sprzeciw lewicy. Europejscy komuniści wytykają pakietowi "neoliberalny charakter". Europejscy socjaliści żałują, że pakiet nie przewiduje równocześnie sposobów na przywrócenie wzrostu w Europie. W dodatku krytykują prawicę za to, że w czasie negocjacji nad ostateczną wersją pakietu odrzucono zapis pozwalający na wykluczenie z liczenia deficytów środków wydanych przez państwa na inwestycje.
"Sześciopak może wesprzeć stabilizację, ale chcemy być pewni, że zrobi to w odpowiedni sposób" - podkreślał we wtorek szef socjaldemokratów w PE Martin Schulz. "Nie możemy opierać się wyłącznie na środkach przewidujących cięcia (...) Byliśmy skłonni negocjować, ale wszystkie nasze propozycje zostały odrzucone" - podkreślił.
Sprzeciw socjalistów był tak duży, że na poniedziałkowym posiedzeniu komisji ds. polityki gospodarczej w Strasburgu grupa ta wystąpiła z wnioskiem o skreślenie głosowania z porządku sesji plenarnej. Nie zdobył on wystarczającego poparcia. Grupa ma głosować przeciwko czterem z sześciu elementów pakietu, jednak pojawiły się spekulacje, że niektórzy europosłowie (m.in. z Holandii i Szwecji) złamią dyscyplinę partyjną i zagłosują za pakietem.
Europejscy konserwatyści z frakcji EKR, do których należy m.in. PiS, o swojej pozycji zdecydują we wtorek wieczorem.
"Pakiet jest wspólną pracą wszystkich sił politycznych (...) Mam nadzieję, że europosłowie będą głosować zgodnie ze swoimi przekonaniami i że nie będzie to głosowanie polityczne" - apelował we wtorek w Strasburgu chadecki eurodeputowany Diogo Feio, jeden z sześciu sprawozdawców PE. Przewodniczący liberałów w PE Guy Verhofstadt także wyrażał nadzieję na "jak największą większość" w środowym głosowaniu.
Jednocześnie Verhofstadt ponowił we wtorek w Strasburgu apel o większą skuteczność zarządzania gospodarczego w strefie euro. W liście do szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso wezwał go do przedstawienia nowego pakietu propozycji pozwalającego na wyjście z obecnego kryzysu strefy euro. Propozycje powinny być przedstawione "jak najszybciej, jeszcze przed szczytem (eurogrupy) 19 października".
Zawarte w liście propozycje liberałów przewidują m.in. powołanie europejskiego ministra finansów. Powinien on być "wysokim urzędnikiem KE" a nawet "połączyłby funkcje sprawowane obecnie przez szefów KE i Rady Europejskiej" - napisał Verhofstadt w liście do Barroso.
Szef KE ma być w Strasburgu w środę, aby zdać eurodeputowanym coroczny raport o stanie UE. Jego obecność zbiega się z rosnącym niezadowoleniem europosłów z postawy, jaką przyjął Barroso w zarządzaniu kryzysem strefy euro. Eurodeputowani, w tym przedstawiciele jego rodzimej chadecji, zarzucają szefowi KE m.in. zbyt dużą uległość wobec państw członkowskich. Liberalna europosłanka Sylvie Goulard zaproponowała nawet wotum nieufności wobec szefa KE.
Na konferencji we wtorek Verhofstadt, szef liberałów, zapewnił, że żadne kroki w tym kierunku na razie nie zostaną podjęte, a testem wiarogodności Barroso ma być szczyt eurogrupy i propozycje dotyczące zarządzania gospodarczego.
Wielu europosłów oczekuje, że propozycje KE będą alternatywą dla francusko-niemieckich propozycji rządu gospodarczego strefy euro. Przedstawione w sierpniu przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel i prezydenta Francji Nicolasa Sarkozyego przewidują one m.in. regularne (dwa razy do roku) spotkania przywódców strefy euro pod przewodnictwem szefa Rady Europejskiej Hermana van Rompuya.
"Gdzie jest napisane, że Herman van Rompuy ma zostać szefem rządu gospodarczego? (...) Przed kim będzie odpowiedzialny? Nie przed Bundestagiem, nie przed (francuskim) Zgromadzeniem Narodowym, ani tym bardziej nie przed PE, bo nie uważa tego zgromadzenia za swoje!" - oburzał się we wtorek Schulz. "To, co widzimy, to przyspieszona nacjonalizacja decyzji (...) kosztem KE i PE" - dodał.
Zarówno on, jak i część europosłów mają zaapelować do szefa KE podczas debaty w środę o zastosowanie w przypadku zarządzania gospodarczego metody "wspólnotowej", w której główną rolę odgrywa KE, a wraz z nią PE, a nie jak proponują Francja i Niemcy - państwa członkowskie.
Ze Strasburga Agata Byczewska (PAP)