W grudniu 2007 r. 33,85 proc. udziałów w CFI freeFUND sp. z o.o. objęła w ramach oferty prywatnej (pre-IPO) grupa osiemnastu inwestorów, których do inwestycji pozyskał Wrocławski Dom Maklerski. Wartość transakcji wyniosła 5,1 mln zł. Pieniądze miały zostać przeznaczone na dokończenie prac nad platformą, której start zapowiadano na I kw. 2008 r.
Parę miesięcy później - wbrew wcześniejszym zapowiedziom o zamiarze rozwoju projektu i jego dofinansowaniu - WDM S.A. sprzedało resztę udziałów (66,15 proc.) powiązanej ze sobą (przez fundusz Privilege Capital Management) spółce Doradcy24 z branży pośrednictwa finansowego. Według gazety "Parkiet" cena transakcyjna tych walorów wyniosła... 89,1 tys. zł.
Ambitne plany
FreeFUND zostało pomyślane jako narzędzie umożliwiające zakup produktów finansowych przez internet. Początkowo platforma była dedykowana jednostkom funduszy inwestycyjnych, ale wraz z nastaniem kryzysu w drugiej połowie 2007 r. i wybuchu paniki wśród klientów TFI (ich warte 145 mld zł aktywa spadły o połowę) zdecydowano, że freeFUND poszerzy ofertę (m.in. o lokaty strukturyzowane).
Szefowie CFI freeFUND stawiali sobie ambitny cel wejścia do pierwszej trójki internetowych dystrybutorów instrumentów finansowych, zgromadzenie portfela wartego 1,5 mld zł, uzyskanie pozycji lidera w internetowej dystrybucji lokat strukturyzowanych oraz osiągnięcie 1,5-mln zysku już w drugim roku działalności i kilkunastomilionowego w przyszłości.
Nieoczekiwana zmiana planów
Spółka planowała wejść na rynek alternatywny New Connect w kwietniu 2009 r. i dzięki temu zdobyć pieniądze na rozbudowę infrastruktury informatycznej (chodziło o zwiększenie przepustowości), części informacyjnej (strona miała się stać źródłem wiedzy o inwestowaniu) i analitycznej projektu oraz dodanie kolejnych funkcji i promocję w internecie. Jednak 5 maja 2009 r. Doradcy24 sprzedali swoje udziały w CFI freeFUND prywatnemu inwestorowi zainteresowanemu rozwojem spółki. Wkrótce platforma zniknęła z internetu, a domenę przejęła warszawska firma, która utrzymywała ją na brytyjskim serwerze. Za kilka dni adres www będzie znowu dostępny, ponieważ skończył się jego okres rozliczeniowy (nikt go nie kupił, a dysponent nie był zainteresowany przedłużeniem umowy).
Daniel Mieniów, wiceprezes Doradców24 odpowiedzialny za relacje inwestorskie, nie chciał udzielić nam informacji, dlaczego pozbyto się spółki. - Nie jesteśmy już akcjonariuszami freeFUND S.A., w związku z tym prosimy o kierowanie pytań do innego adresata - stwierdził tylko. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że na sprzedaż udziałów naciskała firma Creditfield, która połączyła się z Doradcami24 na początku 2009 r. (choć stary zarząd tej ostatniej planował rozbudowę platformy freeFUND). Przedstawiciele pośrednika finansowego tłumaczyli się też brakiem pieniędzy na dokończenie projektu oraz dekoniunkturą na rynku kapitałowym.
Udziałowcy mniejszościowi: WDM S.A. nas oszukał
Grupa osiemnastu akcjonariuszy freeFUND (transakcja z grudnia 2007 r.) poczuła się oszukana takim obrotem sprawy i już w marcu 2009 r. (czyli jeszcze przed zbyciem większościowych udziałów przez Doradców 24) złożyła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez zarządy WDM S.A. oraz Doradców24 S.A. i zgłosiła sprawę Komisji Nadzoru Finansowego, która miała przeanalizować nadesłane dokumenty pod kątem prawidłowości funkcjonowania WDM S.A.
Nadzór dopatrzył się podejrzenia naruszenia art. 295 i 296 ustawy o funduszach inwestycyjnych i złożył doniesienie do prokuratury. Na jej wniosek Komenda Stołeczna wszczęła śledztwo w sprawie prowadzenia działalności pośrednictwa w zbywaniu i odkupywaniu jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych lub tytułów uczestnictwa funduszy zagranicznych bez stosownego zezwolenia KNF-u oraz bezprawnego używania oznaczenia "fundusz inwestycyjny" przez osoby uprawnione do reprezentowania spółki Centrum Funduszy Inwestycyjnych freeFUND S.A.
Dotąd przesłuchano świadków i zgromadzono dokumenty dotyczące działalności spółki w zakresie objętym doniesieniem KNF. Nikt nie usłyszał zarzutów. - Sposób zakończenia dochodzenia zależy od wyników czynności procesowych zaplanowanych do wykonania na dalszym etapie postępowania - poinformowała nas Monika Lewandowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
WDM S.A.: jesteśmy czyści
W oświadczeniu opublikowanym na swojej witrynie zarząd WDM S.A. twierdzi, że stawiane mu przez mniejszościowych udziałowców zarzuty są nieprawdziwe i odpiera je. "Informacje udzielane nabywcom przed zawarciem umów sprzedaży udziałów były prawdziwe i zgodne z rzeczywistym stanem (…) Inwestorzy zawierając transakcje, otrzymali pełne informacje o spółce i świadomi byli, iż dokonują zakupu istniejących udziałów podmiotu na wczesnym etapie rozwoju" - czytamy w komunikacie.
WDM S.A. zarzuca drugiej stronie brak wiedzy, co doprowadziło do błędnej oceny ryzyka, za co broker nie ponosi odpowiedzialności. W komunikacie napisano też, że WDM S.A. nie ma sobie nic do zarzucenia oraz ze spokojem oczekuje wyników prac organów śledczych.
Czy aby na pewno? Od rzecznika KNF-u Łukasza Dajnowicza dowiedzieliśmy się, że CFI freeFUND nie wystąpiło do nadzoru o pozwolenie na założenie funduszu (art. 14 ust. 1 ustawy o funduszach inwestycyjnych) ani na obrót jednostkami uczestnictwa funduszy inwestycyjnych (art. 32 ust. 2), ani też na obrót innymi instrumentami finansowymi (art. 45 ust. 1 i 2). Spółka nie miała więc statusu towarzystwa funduszy inwestycyjnych (TFI). Uruchomiła jedynie infolinię, której pracownicy pozyskiwali zlecenia, ale ich realizacją zajmował się WDM S.A., mający stosowane zezwolenia na obrót jednostkami uczestnictwa TFI.
Jak komentuje Robert Nogacki z reprezentującej jednego z inwestorów Kancelarii Prawnej Skarbiec.Biz, działania prokuratury zmierzają jednak na manowce: - Problemu nie stanowił sam w sobie fakt, iż freeFUND nie posiadał zezwolenia na obrót jednostkami uczestnictwa funduszy inwestycyjnych, ale to, że inwestorom oferowano inwestycję w platformę, która miała wykonywać działalność, na którą jeszcze nie miała zezwolenia. Inwestorzy byli mamieni projekcjami stworzenia portfela inwestycyjnego na poziomie 1.5 mld zł, podczas gdy w rzeczywistości firma nie była upoważniona do stworzenia portfela inwestycyjnego na poziomie 0.01 zł. Ponadto, firma miała "zamiar" dokończenia platformy inwestycyjnej (czyli innymi słowy, nie miała odpowiedniej platformy inwestycyjnej) oraz "plany" wejścia na NewConnect. - ironizuje Nogacki.
Jak mówi mecenas Nogacki: - "Niestety, na podstawie dostępnych informacji nie sposób ustalić, w jaki sposób szefowie CFI freeFUND oszacowali realną, docelową wysokość portfela inwestycyjnego freeFUND na poziomie 1.5 mld zł i istnieje poważna obawa, że kwota została uzyskana w drodze rzutów kostką, obserwacji pływów księżycowych albo ruchów tabliczki ouija. Nie można wykluczyć, że głównym celem tych ambitnych, choć pisanych palcem po piasku projekcji finansowych, było przyciągnięcie inwestorów do udziału w transakcji odkupu 33.85 proc. udziałów freeFUND za 5,1 mln zł (przypomnijmy, że kilka miesięcy wcześniej WDM S.A. zapłacił za sto procent udziałów 0,5 mln zł). Płacąc taką cenę inwestorzy mieli nadzieję na szybki rozwój spółki, opierając się na roztaczanych przez CFU freeFUND wizjach. W dużym uproszczeniu sens tej transakcji był taki, że wciśnięto inwestorom 33.85 proc. z 500 tys. zł, czyli 169.250 zł za... 5.1 mln zł. Gdyby nie realistyczne prognozy zysków, taka transakcja nie miałaby najmniejszych szans na powodzenie" - twierdzi Nogacki.
Z drugiej strony, warto również zauważyć, że mniejszościowi udziałowcy nie zdecydowali się wystąpić na drogę sądową, aby odzyskać zainwestowane 5 mln. "Czyżby dlatego, że rzetelnie oceniając sprawę, uznano, iż pozew nie ma szans powodzenia i nie warto ryzykować wysokich opłat sądowych oraz innych kosztów prawnych?" - pyta retorycznie zarząd WDM S.A. w przywołanym oświadczeniu i zarzuca grupie 18 inwestorów żerowanie na skarbie państwa.
Maciej Kusznierewicz jest dziennikarzem Portalu Skarbiec.Biz