W Polsce Flexworld zainaugurował działalność na początku 2008 roku (w rejestrze widnieje od 12 lutego). Na spotkaniach i w internecie firma reklamowała się jako partner potężnej instytucji o kapitale zakładowym 300 milionów dolarów i znaczącej renomie na rynku finansowym - amerykańskiej spółki Flexworld Inc.
Dzisiaj firmą interesują się organy ścigania dwóch krajów, jej siedziba została sprzedana, a przedstawiciele nie odpowiadają na próby kontaktu. Przedtem Flexworld zdążył oszukać kilka tysięcy osób w Polsce i Niemczech na przynajmniej kilkanaście milionów euro (w tym w Polsce na co najmniej 11,1 milionów złotych).
Atrakcyjna pożyczka
Spółka oferowała pośrednictwo w uzyskaniu atrakcyjnych pożyczek bez żadnych zaświadczeń i imiennych akcji Flexworld Inc., inwestującego w bezpieczne fundusze oraz projekty w postaci kopalni złota i diamentów w Afryce, kurortów turystycznych na Karaibach (na Dominikanie). Dzięki dźwigni finansowej, spółka kusiła 60-procentową dywidendą. Dla uwiarygodnienia swoich intencji podawano, że nad wszelkimi transakcjami czuwa kancelaria prawna i notariusz.
Poza dywidendą partnerzy mogli zarabiać również w inny sposób. Musieli namawiać ludzi do zakupu towarów w sklepie internetowym partnerów Flexworldu oraz brania pożyczek za jego pośrednictwem. Od każdej transakcji dokonanej przez taką osobę z zewnątrz jej "opiekun" (osoba namawiająca) otrzymywał prowizję.
Im większą sieć klientów zbudował kontrahent, tym większe miał zyski, a jego profity rosły (np. służbowy samochód, darmowe wczasy, większy procent udziałów w zyskach, zabezpieczenie emerytalne, karta kredytowa). Jeśli pozyskana osoba namówiła inną (kolejny szczebel w piramidzie) na to samo, to opiekun miał dodatkowy procent od każdej transakcji.
Dług, który spłaca się sam
Aby otrzymać pożyczkę, trzeba było się zarejestrować (150 euro) i wykupić akcję (jedną) Flexworld Inc. za tysiąc euro. W praktyce okazywało się jednak, że wpłata pieniędzy nie gwarantuje otrzymania pożyczki, gdyż w celu otrzymania promesy bankowej należało wykupić dodatkowe walory - w sumie za 30 procentinwestycji.
Wedle zapewnień przedstawicieli polskiej spółki Flexworld sp. z o.o., która była związana z Flexworld Inc., na pieniądze czekało się około trzech miesięcy. Jednak realizacja obietnicy odwlekała się, chyba że znalazło się kolejnych chętnych na kredyt (którzy w praktyce pokrywali dług osoby namawiającej na wejście w ten interes, tj. znajdującej się wyżej w strukturze piramidy). Zobowiązanie było spłacane z zysków od pozyskanych klientów oraz dywidendy, a po spłaceniu pożyczki - czyli jakichś pięciu latach (jak podawali pracownicy Flexworldu), 30-procentowy wkład miał być zwrócony.
Kara za słuszną ideę
Wedle samej firmy już trzy miesiące po jej starcie współpracowało z nią 1700 osób (które wpłaciły 4 mln zł). Niemal natychmiast spółka wpadła w kłopoty. Na stronie Komisji Nadzoru Finansowego w zakładce "Ostrzeżenia publiczne" ukazała się informacja, że Flexworld bez zezwolenia przyjmuje wkłady pieniężne celem obciążenia ich ryzykiem. Sprawą zainteresował się Generalny Inspektor Informacji Finansowej, który złożył zawiadomienie do prokuratury.
Śledczy z Gorzowa Wielkopolskiego wszczęli w marcu 2008 roku postępowanie w związku z art. 171 prawa bankowego (bezprawne udzielanie pożyczek i kredytów oraz gromadzenie środków bez zezwolenia i obciążanie ich ryzykiem) i w maju zablokowali konta firmy. W styczniu 2009 roku prezes Flexworldu - Gordon Bartosik-Schmidt został skazany w zawieszeniu na dwa lata pozbawienia wolności i 100 tysięcy złotych grzywny. Nikomu innemu z firmy Flexworld nie postawiono zarzutów.
Szef uspokajał jednak, że wszystko jest legalne, podjęte inwestycje będą prowadzone, zyski zrealizowane, a kontrahenci nie stracą wpłaconych pieniędzy. Co jakiś czas Niemiec składał takie zapewnienia w newsletterze rozsyłanym do kontrahentów. W tym z marca 2010 roku Bartosik-Schmidt obiecał, że wypłata obiecanych zysków nastąpi do 10 kwietnia. W przeciwnym razie projekt zostanie zaniechany, ale firma dołoży wszelkich starań, aby oddać ludziom wpłacone pieniądze.
Jednak jakiś czas później siedziba firmy w Gorzowie została sprzedana (w momencie, gdy zgłosili się do niej wierzyciele - co jest złamaniem prawa), a prezes ponoć wyjechał do Kigali (stolica Ruandy). On sam na nowej stronie obwieścił, że choć Flexworld został zamknięty, jego "wizja żyje i każdy otrzyma swoją wypłatę". Deklaruje też, że w przyszłości reaktywuje projekt.
W internecie można znaleźć rosyjskojęzyczne strony Flexworldu zachęcające do intratnych inwestycji. Wciąż działa witryna funduszu na Karaibach obiecująca atrakcyjne zyski, bonusy, wartościowe nagrody.
Kant na międzynarodową skalę
Sprawa ma międzynarodowy charakter, ponieważ główna siedziba znajdowała się w USA (Aloha w Oregonie), ale adres stałego doręczenia i miejsce rozstrzygania sporów ustalono na Niemcy (Herzberg). Klienci wpłacali pieniądze na fundusze inwestujące w kopalnie złota, diamentów w Ruandzie, Kongu i kurorty na Karaibach, a dystrybucją towarów zajmowała się polska spółka z Gorzowa Wielkopolskiego. Ponoć firma prowadziła też interesy w Rosji, Austrii, Szwajcarii, Wietnamie...
Zdaniem Andrzeja Szado, prezesa Korporacji Prawno-Finansowej Feniks zajmującej się windykacją, stworzenie międzynarodowej struktury było celowym działaniem. - W ten sposób utrudnia się wierzycielom dochodzenie swoich należności, bo wątpię, żeby był w Polsce prawnik, który ma prawo występowania w Ruandzie czy na Karaibach - mówi.
Poza prokuraturą w Gorzowie śledztwo prowadzi jej odpowiedniczka w Poczdamie (wcześniej postępowanie prowadziło kilka mniejszych jednostek, ale nie były w stanie sobie poradzić z tą sprawą), ponieważ Bartosik-Schmidt obietnicą łatwych i dużych zysków omamił także wielu rodaków, wyłudzając od nich w sumie 15 mln euro. Przy okazji oszukał również pięć banków. Dzisiaj pokrzywdzeni próbują odzyskać majątek przy pomocy trzech kancelarii.
Jak twierdzi mecenas Robert Nogacki, z reprezentującej klientów Flexworld Kancelarii Prawnej Skarbiec.Biz, jeśli przegryźć się przez bełkotliwą umowę, którą podpisywali klienci Flexworld Inc., to sens jej był mniej więcej taki, że klienci nabywali kserokopie akcji Flexworld Inc. w cenie tysiąca euro i niewątpliwie były to najdroższe usługi kserograficzne na rynku. Żaden znany mi klient nie otrzymał oryginału akcji - podkreśla Nogacki - i nie wiadomo, czy kiedykolwiek akcje takie zostały rzeczywiście wyemitowane. Żaden klient nie był także w stanie wykonywać praw korporacyjnych z akcji ani nie miał dostępu do dokumentacji "swojej" spółki Flexworld Inc.
Oszustwo na wiele milionów euro
Szacuje się, że w Polsce poszkodowanych zostało około 2 tys. ludzi, ale tylko część z nich zgłosiła się do prokuratury. 70 z nich jest reprezentowana przez korporację Feniks, która nie chciała zdradzić, na ile dokładnie opiewają straty jej klientów. - Najmniejsza wpłata wyniosła dwa tysiące euro, ale zdarzały się wpłaty po kilkaset tysięcy. Wyłudzoną sumę szacujemy łącznie na przynajmniej kilka milionów - informuje Szado.
Prokuratura ustaliła, że w okresie marca 2007 r. do maja 2008 r. Bartosik-Schmidt nielegalnie zgromadził w trzech walutach równowartość ponad 11,1 mln zł na trzech kontach w BRE Banku. Wpłaty pochodziły od kilkudziesięciu osób z całej Polski, które - co ciekawe - podczas przesłuchań nie czuły się pokrzywdzone. Kwota jest pewnie większa, ponieważ Feniks utrzymuje kontakt z około 300 pokrzywdzonymi, którzy nie zdecydowali się jeszcze oddać sprawy do kancelarii. - Będziemy domagać się zwrotu wkładu i obiecanych, a należnych prawem odsetek - mówi Szado.
Nie wszyscy wierzyciele postanowili się ujawnić z obawy przed reakcją bliskich. W wyniku nietrafionych inwestycji we Flexoworldzie rozpadło się parę małżeństw. Dowiedzieliśmy się, że kilku osobom komornicy zajęli domy z powodu niespłaconych pożyczek zaciągniętych na poczet wkładu. Kilku następnych czeka na egzekucję komorniczą. Zdarzały się próby samobójcze.
Niektórzy oszukani mieli więcej szczęścia, ponieważ zdołali odzyskać część wkładu. Reszcie pozostaje batalia sądowa. - Szansę na odzyskanie pieniędzy mają tylko ci, którzy włączą się do postępowania, czyli zgłoszą do prokuratury - twierdzi Szado, lecz nie potrafi określić, jak długo potrwa cała sprawa. - Wszystko zależy od zachowania pana Bartosika. Może się ukrywać, mataczyć, przyznać się, współpracować jako świadek koronny - mówi i dodaje: - Czeka nas długi, uciążliwy i trudny proces.
Jak twierdzi mecenas Robert Nogacki, prawda może być dużo trudniejsza niż klienci są gotowi zaakceptować. - Większość brakujących środków mogła rozpłynąć się w piramidzie finansowej. Podkreślmy, że począwszy od "funduszu karaibskiego", który rzekomo wypracował 60-procentowe zyski, deklarowano klientom fikcyjne stopy zwrotu, w wyniku czego zobowiązania spółki rosły dużo szybciej niż jej aktywa. W miarę jak fikcyjne zyski były akumulowane, utrzymywanie tej fikcji stawało się dla Flexworld coraz bardziej kosztowne, ponieważ w imię zachowania spokoju klientów, trzeba było im wpłacać fikcyjne procenty. W takiej sytuacji zachowanie bezpiecznej ilości gotówki na wypłaty dla klientów wymagało nie tylko wzrostu wartości depozytów w liczbach bezwzględnych, ale także wzrostu dynamiki pozyskiwania depozytów w ujęciu procentowym. Tymczasem, im większa była wartość tych depozytów, tym trudniej było utrzymać dynamikę ich wzrostu. Cały system był więc skazany na załamanie - mówi Nogacki.
Niekończąca się opowieść?
Wydawać by się mogło, że po wyjechaniu prezesa do Ruandy, sprawa przycichła, ale w lutym br. wypłynął jej nowy wątek. W Łodzi zawiadomienie do prokuratury złożyła osoba, która była zainteresowana pożyczką z Flexworldu, a ponieważ wpłaciła 22 tys. euro i nie otrzymała obiecanej w maju 2009 r. przez przedstawiciela terenowego sumy, zgłosiła sprawę organom ścigania. Wskazała też inne osoby, które mogłyby być pokrzywdzone przez spółkę. Poszkodowani wpłacili od kilkunastu do 70 tys. euro.
W związku z tym Wydział do walki z Przestępczością Gospodarczą komendy wojewódzkiej wszczął w związku z art. 286 par. 1 kodeksu karnego (oszustwo, za co grozi kara od pół roku do ośmiu lat więzienia) postępowanie w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa przez zarząd gorzowskiego Flexworldu. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów.
Kim jest Gordon Bartosik-Schmidt?
Gordon Artur Schmidt jest obywatelem Niemiec. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że zaczynał od produkcji łódek drewnianych. Później zajął się pośrednictwem finansowym, ale zainteresowały się nim niemieckie organy ścigania (na jednym z niemieckich forów poświęconych działalności Flexworldu można znaleźć informację, że Schmidt został skazany za oszustwo na 7 mln euro, ale jego karta karna tego nie potwierdza - dowiedzieliśmy się od rzecznika Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wlkp. Dariusza Domareckiego), więc postanowił zmienić otoczenie i wyjechał do Anglii. W międzyczasie Schmidt ożenił się z Polką z okolic Gorzowa i przyjął jej nazwisko.
W lutym 2004 r. w Aloha (stan Oregon) w USA założył firmę Madison Investment Banking Institute Inc., ale - jak podaje Network Magazyn - siedziba mieściła się na osiedlu domków jednorodzinnych (przypomnijmy, że wedle przedstawicieli firmy jej kapitał zakładowy wynosił 300 milionów dolarów), a zajmowało ją pewne małżeństwo. Po kilku miesiącach i pięciokrotnej zmianie nazwy powstał Flexworld Inc. Jak twierdzi mec. Robert Nogacki, cały "międzynarodowy holding" Bartosika był tworem czysto wirtualnym. Flexworld Inc. nie miał kapitału zakładowego na poziomie 300 milionów dolarów, ale był autoryzowany do emisji akcji do kwoty 300 mln dolarów. Koszt uzyskania takiego zapisu w statucie w stanie Oregon, gdzie mieści się siedziba Flexworld Inc., oscyluje w granicach pięćdziesięciu dolarów - wyjaśnia Nogacki.
Ponoć na pewnym etapie swojego życia Bartosik był bardzo zaangażowany religijnie i swego czasu z jedną z organizacji przebywał z misją w Ruandzie, gdzie nabył licencję na wydobycie cyny. Niektórzy sądzą, że Bartosik święcie wierzy w swoją ideę i nie uznaje swojej działalności za coś złego. Ciekawostką jest, że w marcu 2010 roku lokalna prasa w Rwandzie doniosła, że Gordon Bartosik został zatrzymany za... bójkę z niejakim Gerdem Jager, swoim byłym wspólnikiem, wspólnie z którym usiłowali założyć kopalnię Rwanda Mineral Mining Sarl. Ochroniarz Jagera miał zostać ciężko pobity przez osoby opłacone przez Bartosika, zaś sam Jager twierdzi, że nie można się doliczyć około 50 mln euro, które powinny były zostać zainwestowane we wspólny biznes...
Macej Kusznierewicz jest dziennikarzem Portalu Skarbiec.Biz, który specjalizuje się w ochronie majątku i międzynarodowej optymalizacji podatkowej.