W Senacie trwają prace nad kształtem nowej ustawy lustracyjnej. Jak podaje Gazeta Wyborcza, jedną ze zmian będzie wprowadzenie de facto dwóch sposobów lustrowania osób pełniących funkcje publiczne (w tym sędziów, adwokatów i radców prawnych). Osoby takie musiałyby składać oświadczenia lustracyjne badane przez sądy lustracyjne. Za kłamstwo lustracyjne - jak dziś - groziłoby dziesięć lat zakazu pełnienia funkcji publicznych. Dodatkowo jednak występowałyby również do IPN o zaświadczenie, czy i w jakim charakterze figurują w archiwach tajnych służb PRL. Bez zaświadczenia nie mogłyby pełnić funkcji. Zaświadczenia byłyby publikowane, a teczki osób, które je otrzymały, byłyby jawne. Gdyby lustrowany nie zgadzał się z tym, co jest w zaświadczeniu, mógłby przed sądem cywilnym próbować dowieść, że dokumenty IPN nie mówią prawdy, dotyczą innej osoby lub świadczą o czym innym, niż sądził archiwista.
Redaktorzy Gazety Wyborczej dochodzą do ciekawej konkluzji. Teoretycznie bowiem mogłoby się zdarzyć, że ten sam poseł, sędzia, czy adwokat dostałby zaświadczenie z IPN, że jest zarejestrowany jako OZI (osobowe źródło informacji), a z sądu lustracyjnego wyrok, że nie ma dowodów na współpracę z SB.
(Źródło: GW/KW)