We wtorek, 13 sierpnia, kierowca samochodu marki SsangYong potrącił na warszawskim Mokotowie pieszą, a następnie wjechał w przystanek. Dwie osoby zginęły, kilka innych, w tym 3,5-letnie dziecko, odniosło obrażania. Sprawca był trzeźwy, postawiono mu zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Media podały, że kierowca samochodu już wcześniej miał problemy z przestrzeganiem przepisów drogowych - miał już za to wcześniej zabrane prawo jazdy, które niedawno odzyskał.

  Kierowca wjechał w przystanek w Warszawie - prokuratura chce aresztu>>

 

Przestępstwo nieumyślne

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Piotr Antoni Skiba poinformował, że ze zgromadzonego materiału dowodowego wynika, że mężczyzna kierował samochodem z przekroczeniem prędkości dozwolonej w tym miejscu. Kierowcy postawiono zarzuty, jednak nie przyznał się do winy - obecnie przebywa w areszcie, ponieważ sąd przychylił się do wniosku prokuratury o zastosowanie tego środka zapobiegawczego.

 

Zarzut, który postawiono sprawcy, to sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym - według art. 173 par. 1, osobie, która sprowadza katastrofę w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym zagrażającą życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach grozi od od roku do lat 10, a jeżeli sprawca działa nieumyślnie od 3 miesięcy do lat 5. Jednak w tym przypadku w grę wchodzi typ kwalifikowany, ze względu na śmierć dwóch poszkodowanych i obrażenia, jakie poniosły osoby, które czekały na przystanku - prokuratura założyła, że kierowca działał nieumyślnie, więc grozi mu kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

  Czytaj: Rajd śmierci po autostradzie mógłby być kwalifikowany jako zabójstwo drogowe >>

Przepis do poprawki?

Sądy od lat mają problem z zastosowaniem tego przepisu, bo problemów nastręcza określenie, ile osób musi stanąć w obliczu zagrożenia lub ile ucierpieć, by można było postawić taki zarzut. W styczniu 2024 r. sprawą zajmował się Sąd Najwyższy - wskazał, że w orzecznictwie istnieją co najmniej trzy poglądy na ten temat, według których:

  • o zagrożeniu można mówić, gdy zagrożonych jest co najmniej sześć osób;
  • wiele osób to co najmniej dziesięć;
  • decyzja należy do sądu.

 

Czytaj w LEX: Miejsce popełnienia przestępstwa w ruchu lądowym >

Część ekspertów uważa, że właśnie z powodu tych różnic przepis wymaga doprecyzowania, bo nie ma wyraźniej granicy pomiędzy katastrofą, a lżejszej wagi przestępstwem, czyli wypadkiem. - Jestem przekonana, że każdy, kto ma zarzut spowodowania katastrofy, chciałby być sądzony za "zwykły" wypadek - mówi Prawo.pl dr Małgorzata Żołna, biegła sądowa z zakresu rekonstrukcji zdarzeń drogowych nie ma wątpliwości, że przepisy dotyczące spowodowania katastrofy w ruchu lądowym powinny być doprecyzowane choćby w zakresie liczby osób pokrzywdzonych, która uzasadniałaby taką kwalifikację. - Uważam, że ta kwestia jest potraktowana po macoszemu - wskazuje. Dodaje, że rzeczywistość drogowa cały czas się zmienia, w przeszłości nie było tak skomplikowanych, tragicznych zdarzeń. - Przepisy nie nadążają za tym, co się dzieje na drogach - wskazuje. I uważa, że należałoby przepis doprecyzować - choćby opierając rozróżnienie pomiędzy wypadkiem a katastrofą na rozmiarze spowodowanych przez sprawcę strat materialnych.  Dr Żołna podkreśla, że przy kwalifikacji czynu trzeba zawsze brać pod uwagę rozmiar zdarzenia i jego okoliczności, w tym zachowanie kierowcy oraz czy był on pod wpływem alkoholu, środków odurzających, czy jechał brawurowo, czy naruszył szereg przepisów w ruchu drogowym. - Przykładowo, jeśli kierujący samochodem osobowym zbliżał się do oznakowanego przejścia dla pieszych, to mógł i powinien spodziewać się ruchu pieszych w obu kierunkach - choćby ze względu na realia terenu zabudowanego. Powinien więc zachować zasadę ograniczonego zaufania i prędkość bezpieczną, która nie zawsze jest jednoznaczna z prędkością maksymalnie dopuszczalnej. Bierze się także pod uwagę zachowanie pozostałych uczestników ruchu drogowego i warunki drogowe - podkreśla.

Czytaj w LEX: Wypadek / kolizja drogowa a korzystanie przez kierującego z telefonu >

Kazuistyka niewskazana

Według Mikołaja Kozaka, adwokata z Kancelarii Kulpa Kozak Adwokaci i Radcowie Prawni, ustawodawca zbyt często ulega pokusie zmieniania przepisów karnych w odpowiedzi na medialną sprawę.

- Często po „głośnym” wypadku, zwłaszcza jeśli został spowodowany pod wpływem alkoholu czy środków odurzających, wraca temat zmian ustawowych - mówi. - Z pewnością pojęcie „wielu” osób jako poszkodowanych sprowadzeniem katastrofy nastręcza trudności interpretacyjnych. W literaturze wskazuje się, że pojęcie wielu osób należy odróżnić od pojęcia kilku osób. Kilka to inaczej niewiele, a zatem to raczej przeciwieństwo zwrotu użytego w art. 173 par. 1 k.k. Wiele to z kolei duża liczba/ilość. Kilka natomiast to mniej niż kilkanaście, czyli nie więcej niż dziesięć. Można zatem stać na stanowisku, że wiele osób to więcej niż dziesięć, choć należy mieć świadomość, że nie wynika to jednoznacznie z treści przepisu, a niektórzy komentatorzy podają inne liczby – np. K. Buchała i A. Marek wyrażali pogląd, że znamię wielu realizuje sześć osób. Czy zatem należy ten przepis zmienić? Można przewrotnie zauważyć, że ma on niewiele wspólnego z pewnością prawa (pewność prawa powinna być udziałem zwłaszcza prawa karnego – nullum crimen sine lege certa), jednak zawsze trzeba pomyśleć o alternatywie. Co jeśli ustaliłoby się arbitralnie np. liczbę 8? Czy wówczas koszmarny wypadek (katastrofa), w której ciężki uszczerbek na zdrowiu poniosłoby 7 osób miałby uniemożliwić kwalifikację z art. 173 par. 3 kodeksu karnego? Czy to z kolei nie byłoby zbyt liberalne z punktu widzenia również interesów pokrzywdzonych i „ducha sprawiedliwości”? - zastanawia się. Wskazuje, że każda precyzyjna konstrukcja w tym zakresie może być uznana za niedoskonała i  - jego zdaniem - lepiej pozostawić sądowi pewną swobodę.

Czytaj w LEX: Wypadek drogowy ze skutkiem śmiertelnym czy zabójstwo w zamiarze ewentualnym - kwalifikacja prawna najpoważniejszych zdarzeń drogowych >

Uprzednia karalność sprawcy nie wpływa na jego zamiar

W dyskusji na temat wypadku na Woronicza pojawiały się też głosy, że skoro sprawca był już karany za podobne zdarzenie, jego działanie powinno być oceniane surowiej - powinno się mu postawić zarzut z art. 173 par. 3, czyli umyślne (z zamiarem ewentualnym) spowodowanie katastrofy, zagrożone karą od 2 do 15 lat pozbawienia wolności.

- Fakt przekraczania przepisów nie może być utożsamiany z umyślnością jego działania. Umyślność ma dwie zasadnicze formy – zamiaru bezpośredniego i zamiaru ewentualnego - uważa mec. Kozak. - W zamiarze bezpośrednim działa ten, kto wprost zmierza do dokonania czynu zabronionego. Zamiar ewentualny polega na tym, że sprawca przewiduje możliwość popełnienia tego czynu i godzi się na to – „godzenie się” jest przy tym różne od „chęci” popełnienia czynu zabronionego. Może się, oczywiście, zdarzyć, że sprawca bezpośrednio dąży do spowodowania katastrofy lub liczy się z tym, że ją spowoduje, jednak w przytłaczającej większości przypadków mamy do czynienia z nieumyślnością, a konkretnie z lekkomyślnością oznaczającą sytuację, w której sprawca przewiduje możliwość popełnienia czynu zabronionego, ale liczy, że tego uniknie. Nie zmienia tego fakt wcześniejszego skazania za podobne przestępstwo. Takie skazanie i tak będzie brane pod uwagę przy orzekaniu - mówi. Będzie to rozważane jako okoliczność obciążająca (art. 53 par. 3) i sprawca raczej nie będzie mógł w tej sytuacji liczyć na pobłażliwość sądu.

Zarówno katastrofa, jak zwykły wypadek komunikacyjny, mają mieszany charakter. Nawet jeśli jest umyślne naruszenie zasad (nadmierna prędkość), to skutek tego zachowania jest nieumyślny. Gdybyśmy przyjęli, że kierowca umyślnie wjechał np. w 9 osób, to to nie byłby wypadek a zabójstwo - mówi sędzia Jolanta Jeżewska z Sądu Rejonowego w Gdyni. - Czyli mamy umyślność w pierwszej fazie - np. kierowca wsiada pod wpływem alkoholu, środków odurzających itp., ale ten drugi etap jest nieumyślny. Ale w mojej ocenie naszym problemem nie są przepisy, bo one to regulują, co więcej od października ubiegłego roku jest wyższe zagrożenie karą. Głównym problemem jest prewencja. Bo pojawia się pytanie, dlaczego ktoś jedzie w terenie zabudowanym 170 km/h i nikt go nie zatrzyma, albo jak to możliwe, że ktoś jest na tyle głupi, nieodpowiedzialny, by z taką prędkością się poruszać. Nie wydaje mi się, że taka sytuacja zdarza się np. w krajach skandynawskich - podkreśla.

 

Czytaj w LEX: Odpowiedzialność za wypadek drogowy wyprzedzanego kierującego skręcającego w lewo >

Bez edukacji się nie uda

Jak dodaje sędzia, warto się zastanowić, co zrobić, by zwiększać świadomość kierowców. - Rozpatrywałam kiedyś podobne zdarzenie, które nie skończyło się aż tak tragicznie. Kierowca wjechał w przystanek, a to dlatego, że lekarz neurolog powiedział mu, że bezkarnie może odstawić tabletki na padaczkę, bo nie ma napadów. Kiedy je odstawił, dostał napadu w samochodzie i wjechał w przystanek. Ranił poważnie kobietę. Do tego by nigdy nie doszło, gdyby lekarz mu wprost powiedział, że musi uważać i, że jeśli odstawi leki, nie może prowadzić. My cały czas mamy z tym właśnie problem. Z uświadamianiem konsekwencji. Tego, jakie są skutki rozpędzenia się do 170 km/h. I oczywiście można odpowiedzieć, że przecież każdy odpowiedzialny człowiek powinien zdawać sobie z tego sprawę, oczywiście, ale czym innym jest zobaczenie tego, jak wygląda takie zdarzenie komunikacyjne. Żeby wiedzieć, jak trzeba się zachować, jakie środki bezpieczeństwa trzeba zachować - mówi sędzia.

Wskazuje, że kolejną kwestią jest fakt, że wiele nieodpowiedzialnych zachowań polskich kierowców uchodzi im zwyczajnie na sucho, co tylko wzmacnia w nich poczucie bezkarności. - Nawet głupi człowiek musi być ukarany i to w taki sposób, żeby mógł wrócić do społeczeństwa. Ale młodzi ludzie już na etapie kursów na prawo jazdy muszą poznać skutki. Być może warto wprowadzić symulatory. Nie można tego pozostawiać wyobraźni. Kolejną kwestią jest reakcja. Ile razy widzimy kierowcę, który łamie przepisy, jedzie z nadmierną prędkością, zygzakiem, brawurowo? Ile razy zareagowaliśmy dzwoniąc na policję? I co dalej? Ile razy w takiej sytuacji policja natychmiast zareagowała? To, co teraz dzieje się na polskich drogach, to konsekwencja tego, że nie reagujemy i niestety nadal brakuje adekwatnej reakcji służb. Mam świadomych znajomych, którzy jechali za kierowcą łamiącym wszystkie możliwe przepisy a zawiadamiane komisariaty - było ich kilka - odpowiadały, że ponieważ wyjechał z ich terenu, trzeba to zgłosić kolejnemu - mówi sędzia Jeżewska.

Wskazuje, że ciągła zmiana przepisów niewiele zmieni. - To nie jest tak, że zmiana przepisów karnych zmieni świat. Dochodzimy do ściany. Mamy sprawców z dożywotnim zakazem prowadzenia pojazdów, którzy byli w więzieniu, stracili samochód, a po raz kolejny powodują wypadek. Surowe przepisy nie zmienią sytuacji - tylko edukacja i bolesne, brutalne pokazywanie dowodów na to, co powoduje niefrasobliwość, brak odpowiedzialności - podsumowuje.

 

Katarzyna Dudka, Hanna Paluszkiewicz

Sprawdź