Sytuację i przemiany w tej dziedzinie była RPO i sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku wspomina w wydanej właśnie książce pt. "Rzeźbienie państwa prawa. 20 lat później".
- Wtedy standard liczony był w metrach sześciennych, co szczególnie niekorzystnie wychodziło w starych obiektach, w których cele były bardzo wysokie. Wtedy, mimo umieszczenia w nich trzypiętrowych łóżek, co się zdarzało, twierdzono, że standard przestrzenny jest utrzymany. Ale tłok był potworny. Nie mówiąc już o fatalnych warunkach sanitarnych, jakie widziałam wtedy w wielu więzieniach. W związku z tym to, co jest w kodeksie karnym wykonawczym, bo tam jest ten standard określony w artykule 110 par. 2, to mamy istotny postęp. Ale z drugiej strony jest to jeden z najniższych takich standardów w Europie. Na przykład w Austrii jest 6 metrów, w Danii 6-7 metrów, w Belgii nawet 9 metrów kwadratowych - mówi prof. Łetowska. Ale dodaje, że nawet jeś nie porównywać się do tych zamożnych krajów, to obowiązujące obecnie w Polsce trzy metry kwadratowe jest poniżej standardu określonego przez Radę Europy.
- Nie ma oficjalnego, obowiązkowego standardu w tej dziedzinie, który by nas obligował w sposób bezwzględny, ale rzeczywiście jest minimum zalecane przez Radę Europy, i to są cztery metry kwadratowe. Jesteśmy więc poniżej tego minimum i znacznie poniżej standardu obowiązującego w większości państw Unii Europejskiej. Oczywiście, możemy powiedzieć, że są kraje, w których jest jeszcze gorzej. Na przykład Rosja, Ukraina, Białoruś, ale czy chcemy do nich równać? Jednak problemem było to, że i ta zaniżona norma nie była w praktyce przestrzegana. A to z kolei było przedmiotem wielu skarg do sądów ze strony skazanych do Trybunału Konstytucyjnego i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu - przypomina prof. Łętowska.
W książce będącej serią rozmów Krzysztofa Sobczaka z prof. Ewą Łętowską, jeden z rodziałów poświęcony jest właśnie procesowi zbliżania się przez Polskę do europejskich standardów w traktowaniu osób skazanych na karę pozbawienia wolności.
Autorzy przypominają, że po serii wyroków polskiego Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, polskie władze zdecydowały się na wprowadzenie pewnych standardów w tej dziedzinie. Prof. Łętowska za kluczowe uznaje tu orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 26 maja 2008 roku, podważające konstytucyjność artykułu 248 paragraf 1 z przepisów wprowadzających kodeks karny wykonawczy. Został on uznany za sprzeczny z przepisami konstytucji odnoszącymi się do wolności człowieka. - W każdym razie Trybunał stwierdził, że brak granic czasowych umieszczania skazanego w warunkach, w których powierzchnia w celi wynosi mniej niż trzy metry kwadratowe na osobę, jest sprzeczny z konstytucją. To klasyczny wypadek pominięcia niezbędnej konstytucyjnie gwarancji poszanowania wolności jako wartości konstytucyjnej. Wyrok jednak przewidywał odroczenie swojego wejścia w życie, ponieważ uznaliśmy, że tych nowych zasad nie da się z dnia na dzień wprowadzić - mówi Ewa Łętowska.
No i przypomina, że podniosła się wtedy krytyka tego wyroku. - Oczywiście, było jasne, że to będzie kosztować. Ale oni, to jest administracja wymiaru sprawiedliwości, tak naprawdę bali się nie tyle kosztów związanych z koniecznością przerabiania istniejących zakładów karnych, czy budowy nowych, co tego, że jeżeli nadal będzie dochodziło do zagęszczania cel, to więźniowie zaczną się na to skarżyć do sądów o odszkodowania i wtedy już sądy będą miały podstawę do orzekania tych odszkodowań. I to jest realne. Sądy nie są, oczywiście, takie chętne do zasądzania takich odszkodowań, ale jednak ta obawa miała swoje podstawy.
I to się sprawdziło - podkreśla prof. Łętowska. Do sądów trafiło już kilka tysięcy takich pozwów. Po wyroku Trybunału zmienione zostały przepisy i od 7 grudnia 2009 roku na każdego więźnia musi przypadać w celi co najmniej 3 mkw. powierzchni. Odstąpienie od tej normy jest możliwe tylko na 28 dni i tylko w wyjątkowych sytuacjach. Znowelizowane przepisy kodeksu karnego wykonawczego, pozwalają na umieszczenie więźnia w ciasnej celi, czyli takiej, gdzie na jedną osobę przypada od 2 do 3 mkw. Mogą to być jednak sytuacje zupełnie wyjątkowe, takie jak zagrożenie powodzią, epidemią albo zagrożenie jakąś katastrofą na terenie zakładu karnego. Pobyt skazanego w takich warunkach nie może wówczas przekraczać 90 dni.
- To jest skutek tego orzeczenia, ale sytuacja nie jest nadal idealna. Owszem, stworzono trochę nowych miejsc w zakładach karnych, ale trzeba widzieć, jakim kosztem to się stało. Bardzo często stało się to kosztem przestrzeni socjalnej - komentuje prof. Ewa Łętowska. - Owszem, były inwestycje, co oczywiście musiało kosztować, ale większość tej nowej "pojemności" uzyskano jednak na skutek przerabiania na cele pomieszczeń, które też mają w więzieniach swoje funkcje. Przecież kara pozbawienia wolności nie powinna się tylko ograniczać do przetrzymywania skazanych w zamknięciu. Trzeba prowadzić z nimi jakąś pracę wychowawczą, kara ma służyć również resocjalizacji - dodaje.
Prof. Łętowska przyznaje, że w naszym społeczeństwie, także w dużej części służby więziennej, raczej nie znajdziemy zrozumienia dla takich wątpliwości. Częściej spotkamy się z takim dość popularnym stwierdzeniem, że "więzienie to nie sanatorium". - Fakt, to nie jest sanatorium, ale też nikt nie stawia takiego postulatu, że więzienie ma nim być. Ile to było gadania, gdy wreszcie wprowadzono coś oczywistego, ze więźniowie głosują. Bo dawniej to się samo przez się rozumiało, że nie biorą udziału w wyborach. A przecież sąd skazuje na pozbawienie wolności, a nie pozbawienie praw publicznych. To jest inna kara. Ja uważam za niesłychanie niebezpieczne, wręcz gorszące sytuacje, gdy politycy na fali populizmu, manipulują nastrojami w tej dziedzinie. Czy ja mam jakieś powody, by lubić ludzi siedzących w więzieniach? Jeśli zostali skazani za kradzieże, napady, morderstwa, ale i malwersacje, korupcję - to przecież to nie może wzbudzać niczyjej sympatii. Nie, ale każdemu należy się to, co prawo mu gwarantuje - stwierdza.
Pozbawienie wolności, ale nie wszystkich praw
Dyskusje toczące się w Polsce wokół standardów, jakie powinny spełniać zakłday karne, prof. Ewa Łętowska komentuje następująco:
Przede wszystkim trzeba dojrzeć problem aksjologiczny: że pozbawienie wolności, nawet wynikające z orzeczonej przez sąd kary, to nie jest zgoda na automatyczną "całościową” deprywację człowieka. Nie można skazanego dręczyć ponad to, co jest ściśle wymagane przez wyrok sądu. W Polsce ludzie często traktują to tak, że jak ktoś siedzi w kryminale, albo został tymczasowo aresztowany, to niech cierpi, bo widocznie na to zasłużył. I źle są odbierane takie oczekiwania, że ktoś chce widzeń z rodziną, a nawet widzeń nie dozorowanych. Albo że cenzuruje się listy. Jak ktoś jest w więzieniu, to musi znosić takie rzeczy. Krótko mówiąc uważa się, że jak już człowieka pozbawiono wolności, to go pozbawiono wszystkiego tego, co my uznajemy za naturalne dla nas samych. Tymczasem nie. Trzeba oddzielać karę wymierzoną przez sąd od innych praw przynależnych człowiekowi. Został ktoś ukarany pozbawieniem wolności, ale nie odebraniem prawa do kontaktów z rodziną, czy do życia w godziwych warunkach.
Opinie pochodzą z książki Ewy Łętowskiej i Krzysztofa Sobczaka pt. Rzeźbienie państwa prawa. 20 lat później >>>