Polskę wyprzedzają jedynie takie kraje jak Grecja, Rumunia i Bułgaria. Zbliżonymi wynikami nie powinny się także chwalić Litwa, Łotwa i Estonia, gdzie poziom piractwa, podobnie jak u nas, przekracza 50%.
Jeśli wartości procentowe podane przez autorów raportu nie do końca obrazują rozmiar problemu, to już żadnych wątpliwości nie pozostawiają szacowane straty dla gospodarki z tego tytułu, które w Polsce w roku 2007 wyniosły 580 milionów dolarów!
Tradycyjnie już, najniższym współczynnikiem piractwa mogą pochwalić się kraje skandynawskie, gdzie wynosi on 25% oraz Belgia, Austria, Wielka Brytania, Niemcy i Holandia, gdzie wskaźnik ten nie przekracza 30%.
W rankingu dużo uczciwsi okazują się od nas nasi południowi sąsiedzi - Czesi - u których piractwo zostało oszacowane na 39%, dając im 17. pozycję na wszystkie 27 krajów UE.
Czy bogatsi kradną mniej?
Można byłoby pokusić się o taki wniosek, ale niestety prezentowane w raporcie liczby przeczą tej tezie. Przykładem może być chociażby Słowacja, która plasuje się na 12. miejscu rankingu dystansując nie tylko Polskę, ale również Włochy! Z raportu wynika poza tym, że poziom piractwa w Polsce utrzymuje się na stałym, wysokim poziomie, mimo, że nasz kraj od momentu wejście do UE przeżywa wyraźny rozkwit - wzrost PKB, spadek bezrobocia i wzrost wynagrodzeń.
Gdzie zatem leży przyczyna?
Być może rację ma Bartłomiej Witucki (rzecznik BSA), który zjawisko piractwa w Polsce tłumaczy mentalnością naszego społeczeństwa. Według niego: "[…] jeśli miałbym wskazać tę, w mojej ocenie, najważniejszą przyczynę tak wysokiej stopy piractwa komputerowego, to bym powiedział, że jest to niska świadomość społeczna i powszechne przyzwolenie na kradzież własności intelektualnej." - powiedział w wywiadzie dla PCWK, dodając później "Nie twierdzę, że Polacy są nieuczciwi. To byłoby zbytnie uproszczenie, a problem jest bardziej złożony. Satysfakcjonująca odpowiedź wymagałaby poważnej analizy naukowej. Wydaje się jednak, że nie można zaprzeczyć tezie, że taka postawa społeczna jest dziedzictwem historii Polaków i braku tradycji poszanowania własności w ogóle. Zauważmy, że ma ona ledwie niecałe 40 lat, biorąc pod uwagę okres międzywojenny i okres od 1989 roku. O zmianie podejścia do zjawiska kradzieży własności intelektualnej będzie można mówić, kiedy stopa piractwa spadnie poniżej 50%."
Czy jest wyjście?
Reakcja społeczności internetowej była do przewidzenia. W komentarzach do artykułu przeważającym argumentem usprawiedliwiającym piractwo w Polsce jest cena programów komputerowych, która w porównaniu do przeciętnych polskich wynagrodzeń jest nadal znacznie wyższa niż w Europie zachodniej. Czy taka argumentacja jest uzasadniona - wydaje się, że nie i nie może być przyzwolenia na kradzież własności intelektualnej usprawiedliwianej wysokimi cenami. Wyobraźmy sobie co by się stało, gdyby do takiego wniosku doszły osoby marzące o posiadaniu luksusowych samochodów - kradnę, bo mnie nie stać.
Prawdopodobnie prawda leży jak zwykle po środku. Ceny są wysokie - piractwo istnieje, a my wszyscy na tym tracimy! I jak tu zatrzymać to błędne koło? Może gdyby piractwo zostało ograniczone, a producenci oprogramowania zwiększyliby tym samym swoje wpływy ze sprzedaży, to byliby skłonni obniżyć ceny swoich produktów, co przełożyłoby się następnie na ich większą dostępność, a zatem na dalsze ograniczanie zjawiska kradzieży programów!? Tak, czy inaczej, potrzeba tu dobrej woli obu stron - w przeciwnym razie niewiele się zmieni. Jak dalej będzie rozwijać się ta sytuacja trudno jest dzisiaj powiedzieć. Pozostaje nam czekać, edukować, uświadamiać… choć jest jeszcze jedno wyjście - trzecia droga - bezpłatne licencje, licencje typu opensource, których przybywa z dnia na dzień, i które coraz częściej zastępują skutecznie znane aplikacje komercyjne. Zastanówmy się, czy coraz częstsze sięganie do programów darmowych nie spowoduje, że wolny rynek i zasady zdrowej konkurencji zmuszą największych dostawców do przemyślenia swojej polityki cenowej z korzyścią dla nas wszystkich? Warto spróbować!