Jestem oburzony, kiedy muszę stawać w obronie niepełnosprawnej asesor prokuratury i dowiaduję się, że w Polsce nie można być prokuratorem na wózku inwalidzkim. Jak to możliwe, że takimi sprawami w XXI w. trzeba się w ogóle zajmować? Argument, że prokurator musi być sprawny po to, by zawsze dotrzeć na miejsce zbrodni, wybaczą Państwo, jakoś do mnie nie trafia. I nie potrafię pojąć, że jest w ogóle poważnie przedstawiany i broniony.
Jestem oburzony, że sądy powszechne – na czele z Sądem Najwyższym – wciąż nie udostępniają swoich wyroków na stronach internetowych. Nie jestem w stanie zrozumieć, że standard z powodzeniem przyjęty przez sądownictwo administracyjne nie może stać się udziałem, przynajmniej na początku, Sądu Najwyższego. Czy pół roku to wciąż za mało, by wrzucić istniejącą bazę danych do Internetu? Jestem oburzony, kiedy wysłuchuję adwokatów skarżących się, że co innego usłyszeli w ustnych motywach uzasadnienia wyroku, a co innego przeczytali na piśmie. Każda taka skarga oznacza, że sąd dopiero przy przygotowaniu pisemnego uzasadnienia doczytał akta. No bo jaki może być inny powód znaczących różnic w jego stanowisku? Jestem oburzony, kiedy dowiaduję się, że przy sporządzaniu wyroków powszechnie stosuje się technikę „kopiuj-wklej“. Gdyby robiono to w sprawach z jednego referatu, które poza kwotami niewiele się różnią, wtedy może bym, choć z pewną trudnością, to jednak zrozumiał. Ale jeśli praktykę tę stosuje się w podobnych sprawach z tego samego wydziału?
Jestem oburzony, kiedy polskie sądy w 99 proc. przypadków dają przyzwolenie na stosowanie podsłuchów. Czy w demokracji naprawdę uzasadnione jest, by państwo tak często ingerowało w prawa podstawowe obywateli? I czy musi być na to przyzwolenie trzeciej władzy? Jestem oburzony, kiedy sądy ignorują orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Czy naprawdę tak trudno jest zrozumieć, że „wspólne pożycie“ mogą mieć także partnerzy homoseksualni? Czy sąd w Złotowie jest to w stanie zrozumieć bez większych problemów, a sąd warszawski już nie? Jestem oburzony, kiedy sąd po raz piąty rozpoznaje tę samą sprawę karną pewnego cudoziemca. Efekt? Człowiek ten od ośmiu lat nie może zalegalizować pobytu w Polsce, bo wciąż ciążą na nim zarzuty, dostał nawet maksymalną kwotę odszkodowania z tytułu przewlekłości postępowania. Jest czymś niewiarygodnym, że od tylu lat żaden sąd nie jest w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności za ostateczne zakończenie sprawy.
Więcej>>"Na wokandzie"