Powołane do życia Stowarzyszenie Instytut Informatyki Śledczej oraz Sekcja Informatyki Sądowej PTI postawiły sobie za zadanie integrację środowiska biegłych sądowych z zakresu informatyki, upowszechnianie najlepszych praktyk w dziedzinie postępowania z dowodami elektronicznymi, ich zabezpieczania i autentykacji oraz edukację środowiska prawniczego. II Konferencja Biegłych Sądowych z Informatyki, która odbyła się pod koniec listopada w Spale pokazała, że w obszarze edukacji zarówno biegłych sądowych, jak i sędziów, prokuratorów, adwokatów i policjantów jest wiele do zrobienia.
- Dowody elektroniczne pojawiają się dziś w 70% spraw sądowych, a my - w przeciwieństwie do medycyny sądowej - nie możemy poszczycić się 400 latami tradycji - powiedział dr Maciej Szmit, przewodniczący Sekcji Informatyki Sądowej PTI i biegły sądowy dla Computerworld. Jego zdaniem nie wszyscy prawnicy zdają sobie sprawę, co można, a czego nie można wyciągnąć z komputera. - Ostatnio przez pięć godzin przed sądem tłumaczyłem różne rodzaje zagrożeń, wyjaśniałem, czym się różni robak od wirusa i co to jest exploit. Tego rodzaju wiedzy nie da się zdobyć na studiach prawniczych. Dla sędziego czy prokuratora często problemem jest już samo zadanie odpowiednich pytań, gdy chodzi o dowody informatyczne. Biegły może pracować tylko tak, jak mu prawnik pozwoli. Najtrudniejszą częścią pisania opinii jest często walka z prawnikiem, który nie rozumie, o co pyta. W polskim prawie przydałaby się konstrukcja opinii konsultacyjnej, czegoś w rodzaju służbowych korepetycji dla sędziego udzielanych przez biegłego. Ostatecznie sędzia musi skądś czerpać wiedzę, by móc zadać pytanie, a zazwyczaj potrzebuje nie tyle kursu, ile gruntownego omówienia problemu w wąskim zakresie - wyjaśnia Maciej Szmit w Computerworld.
Nie bez winy są wreszcie biegli. Na konferencji w Spale Maciej Kaczyński, dyrektor firmy audytorskiej BTC zauważył, że zdarza się, że biegli w swoich opiniach nie są zgodni nawet co do tego, jakie oprogramowanie znajduje się, a jakie nie na komputerze podejrzanego, a problem zaczyna się już od słabego zdefiniowania pojęć aplikacji, oprogramowania i "zainstalowania". Computerworld pisze, że nadal zdarzają się biegli, którzy opinie na temat podejrzanego laptopa piszą na tym właśnie laptopie, z miejsca kompromitując go jako dowód w sprawie. Dla większości biegłych funkcja ta jest jedynie uzupełnieniem pracy zawodowej, a niewielkie wynagrodzenie, które otrzymują na analizę przedstawionych dowodów sprawia, że sądy na opinie czekają miesiącami, a nawet latami. Według gazety ograniczenia budżetowe wymiaru sprawiedliwości skłaniają strony postępowania i sąd do unikania wręcz zasięgania opinii biegłego lub zlecania ekspertyz laboratoriom policyjnym, które - przy istniejących po ich stronie ograniczeniach budżetowych - pracują latami nad dyskami związanymi z jedną sprawą. Wszystko to nie sprzyja profesjonalizacji tej funkcji ani upowszechnianiu się najlepszych praktyk.
- Dowody elektroniczne pojawiają się dziś w 70% spraw sądowych, a my - w przeciwieństwie do medycyny sądowej - nie możemy poszczycić się 400 latami tradycji - powiedział dr Maciej Szmit, przewodniczący Sekcji Informatyki Sądowej PTI i biegły sądowy dla Computerworld. Jego zdaniem nie wszyscy prawnicy zdają sobie sprawę, co można, a czego nie można wyciągnąć z komputera. - Ostatnio przez pięć godzin przed sądem tłumaczyłem różne rodzaje zagrożeń, wyjaśniałem, czym się różni robak od wirusa i co to jest exploit. Tego rodzaju wiedzy nie da się zdobyć na studiach prawniczych. Dla sędziego czy prokuratora często problemem jest już samo zadanie odpowiednich pytań, gdy chodzi o dowody informatyczne. Biegły może pracować tylko tak, jak mu prawnik pozwoli. Najtrudniejszą częścią pisania opinii jest często walka z prawnikiem, który nie rozumie, o co pyta. W polskim prawie przydałaby się konstrukcja opinii konsultacyjnej, czegoś w rodzaju służbowych korepetycji dla sędziego udzielanych przez biegłego. Ostatecznie sędzia musi skądś czerpać wiedzę, by móc zadać pytanie, a zazwyczaj potrzebuje nie tyle kursu, ile gruntownego omówienia problemu w wąskim zakresie - wyjaśnia Maciej Szmit w Computerworld.
Nie bez winy są wreszcie biegli. Na konferencji w Spale Maciej Kaczyński, dyrektor firmy audytorskiej BTC zauważył, że zdarza się, że biegli w swoich opiniach nie są zgodni nawet co do tego, jakie oprogramowanie znajduje się, a jakie nie na komputerze podejrzanego, a problem zaczyna się już od słabego zdefiniowania pojęć aplikacji, oprogramowania i "zainstalowania". Computerworld pisze, że nadal zdarzają się biegli, którzy opinie na temat podejrzanego laptopa piszą na tym właśnie laptopie, z miejsca kompromitując go jako dowód w sprawie. Dla większości biegłych funkcja ta jest jedynie uzupełnieniem pracy zawodowej, a niewielkie wynagrodzenie, które otrzymują na analizę przedstawionych dowodów sprawia, że sądy na opinie czekają miesiącami, a nawet latami. Według gazety ograniczenia budżetowe wymiaru sprawiedliwości skłaniają strony postępowania i sąd do unikania wręcz zasięgania opinii biegłego lub zlecania ekspertyz laboratoriom policyjnym, które - przy istniejących po ich stronie ograniczeniach budżetowych - pracują latami nad dyskami związanymi z jedną sprawą. Wszystko to nie sprzyja profesjonalizacji tej funkcji ani upowszechnianiu się najlepszych praktyk.
(Źródło: Computerworld/PTI/KW)