W czwartek SA wysłuchał wystąpień prawników Małgorzaty Cimoszewicz-Harlan i jej męża oraz strony przeciwnej - reprezentantów Agencji Wydawniczo-Reklamowej "Wprost" i b. naczelnego tego tygodnika Marka Króla. Sąd odroczył w czwartek wydanie wyroku w tej precedensowej sprawie do 26 stycznia.
W sierpniu zeszłego roku Sąd Okręgowy w Warszawie uznał za niewykonalny wyrok wydany w lipcu 2009 r. przez amerykański sąd. Sąd ten uznał powództwo Cimoszewicz-Harlan i nakazał tygodnikowi oraz Królowi zapłatę jej około 5 mln dolarów za zniesławienie. Chodzi o tekst Jana Fijora, w którym oskarżył on mieszkającą w USA córkę Cimoszewicza i jej rodzinę o rzekome nadużycia finansowe w związku z zakupem za pośrednictwem ojca akcji PKN Orlen.
Według polskiego sądu I instancji wyrok z USA jest sprzeczny z porządkiem prawnym RP, bo zasądzane w Polsce odszkodowania nie mogą prowadzić do wzbogacenia powoda i zarazem upadłości pozwanego - a tak by się stało, gdyby wyrokowi z USA nadać klauzulę wykonalności. W Polsce powodowie mogliby liczyć na wypłatę 100-200 tysięcy zł - uznał sąd okręgowy.
Prawnicy Cimoszewicz-Harlan i jej męża odwołali się od tego rozstrzygnięcia i polemizowali z ustaleniami I instancji. Jak podkreślała pełnomocnik rodziny mec. Małgorzata Modzelewska, odszkodowanie Cimoszewiczom się należy i nie ma przeszkód, aby wykonać w Polsce wyrok.
Protestowali przeciwko temu prawnicy AWR Wprost i Króla. "Odszkodowanie karne ma być tylko kompensatą szkód, a nie powinno stanowić podstawy wzbogacenia się" - mówił mec. Artur Krzykowski. Wniósł on o to, aby o tym zagadnieniu prawnym wypowiedział się Sąd Najwyższy, odpowiadając na pytanie prawne, jakie zadałby mu SA. Sąd nie rozstrzygnął tego wniosku.
Zdaniem reprezentującego Marka Króla mec. Pawła Mardasa jego klient nie został nawet powiadomiony o tym, że przed amerykańskim sądem toczył się jakiś proces z powództwa córki Cimoszewicza - tym bardziej więc nie można nakładać na niego obowiązków zapłaty zasądzonego tam odszkodowania.
O to, czy redakcja i naczelny byli prawidłowo powiadomieni o amerykańskim procesie, strony spierają się od początku sprawy. Prawnicy Cimoszewiczów wskazują, że doręczenie pisma procesowego pokwitowała recepcjonistka AWR Wprost. Prawnicy Króla podkreślają, że adres redakcji nie powinien być uznany za prawidłowy adres do doręczeń dla naczelnego pisma.
Proces w USA dotyczył artykułu tygodnika z 2005 r. pt. "Konspiracja Cimoszewiczów". W 2005 r. Cimoszewicz-Harlan i jej mąż Russell Harlan zaskarżyli "Wprost" - początkowo do sądu w Karolinie Południowej, gdzie mieszkają, a następnie do sądu w Chicago. W 2009 r. media podały, że ława przysięgłych w Chicago orzekła, że informacje tygodnika były nieprawdziwe i znieważyły powodów. Zasądzono 5 mln dolarów odszkodowania.
Po informacji o tym w polskich mediach wskazywano, że tak wysokie odszkodowanie oznaczałoby ruinę dla tygodnika. Podkreślano, że aby przełożyć wyrok zagranicznego sądu na polski system prawny trzeba wszcząć postępowanie o uznanie wykonalności wyroku w Polsce; nie dotyczy ono już meritum sporu, tylko spraw formalnych.
Były naczelny "Wprost" Marek Król wcześniej mówił PAP, że "to o niego chodzi w całej sprawie". Podkreślał, że powódka nigdy nie zwróciła się o sprostowanie, a od razu poszła do sądu, i to nie w Polsce, lecz w USA. Dodawał, że wynajął w USA adwokata do sprawy w Karolinie Płd., a gdy tam pozew oddalono, był przekonany, że to już koniec sprawy. Dlatego ze zdziwieniem przyjął wyrok sądu w Chicago, bo o tej sprawie nigdy nie został zawiadomiony. Król zwrócił uwagę, że autor artykułu nie został pozwany przez powódkę. (PAP)