To, co się dzieje przy przetargach na zamówienia publiczne - wieczne wzajemne oprotestowywanie ofert przez firmy i przeciągający się wybór wykonawców itp. - może się okazać niewinną zabawą w porównaniu z tym, co Polsce grozi w unijnych funduszach. Minister Rozwoju Regionalnego Elżbieta Bieńkowska ujawniła pierwsze propozycje zmian w ustawie o zasadach prowadzenia polityki rozwoju. Jedną z proponowanych zmian ma być "wprowadzenie możliwości złożenia skargi do sądu administracyjnego na rozstrzygnięcia w zakresie wyboru projektów do realizacji".
Chodzi o to, że każdy potencjalny odbiorca unijnych pieniędzy, który złożył wniosek o dotację, ale przegrał w konkursie, będzie mógł zaskarżyć tę decyzję do sądu. A to na dobre zablokuje cały proces wykorzystania unijnych euro. Bieńkowska zdaje sobie sprawę, że taki zapis to pułapka. I rozkłada ręce. - My nie chcemy sami sobie krzywdy zrobić. Ale Komisja Europejska naciska na sądową procedurę odwoławczą. Jeżeli nie zmodyfikujemy ustawy, to Bruksela zaskarży ją do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości - powiedziała "Gazecie Wyborczej" minister.
Ministerstwo stara się przekonać Komisję, żeby zgodziła się na procedurę odwoławczą w trybie administracyjnym. Niestety, w większości krajów UE odwołaniami zajmują się sądy. Czasu zostało mało, bo nowelizacja ustawy ma być gotowa do czerwca tego roku. Sądową "blokadą" rozstrzygnięć konkursów najbardziej zagrożone są te działania, w których o dotację starają się samorządy, firmy i organizacje pozarządowe.
(Źródło: KW/MRR/GW)