Jak powiedział w środę PAP pełnomocnik A. Tysiąc, mec. Marcin Górski, cywilny pozew o ochronę dóbr osobistych złożono właśnie Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Kilka lat temu A.Tysiąc chciała usunąć ciążę, obawiając się, że urodzenie dziecka może jej grozić utratą wzroku. Lekarze odmówili jej prawa do wykonania legalnej aborcji ze względów zdrowotnych. Po porodzie jej wzrok pogorszył się; przyznano jej pierwszą grupę inwalidzką. Kobieta złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który przyznał jej 25 tys. euro zadośćuczynienia, zwracając m.in. uwagę na brak w polskim prawie możliwości odwołania się od decyzji lekarzy. Obecnie Tysiąc działa w organizacjach kobiecych, jest też stołeczną radną.
Powódkę dotknęły niedawne wypowiedzi Terlikowskiego, który w napisanej razem z Joanną Najfeld książce "Agata. Anatomia manipulacji", a także w innych wypowiedziach publicznych dotyczących kwestii aborcji, miał porównywać postępowanie powódki do postępowania hitlerowskiego zbrodniarza-ludobójcy Adolfa Eichmanna, wykonawcy planu tzw. Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Żydowskiej, jak również do innych nazistów. Zarzucał jej też "moralną obrzydliwość", piętnując w ten sposób jej zachowanie a także to, że występuje na drogę sądową przeciw osobom ją krytykującym.
"Nie zgadzamy się na taki język debaty publicznej. To było naruszenie godności powódki. Dlatego w pozwie żąda ona przeprosin w ogólnopolskich dziennikach, 100 tysięcy zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę i wpłaty 30 tys. zł na fundację Feminoteka" - powiedział PAP mec. Górski.
Według niego pozwany przed opublikowaniem wspomnianych treści nie skontaktował się z Alicją Tysiąc "i nie zainteresował się jej stanowiskiem w tej sprawie, ograniczył się natomiast do werbalnego i publicznego zlinczowania powódki". Miał też nie reagować na propozycje polubownego zażegnania sporu w korespondencji od pełnomocników powódki, kierowanej na jego adres domowy.
Terlikowski powiedział PAP, że pozwu jeszcze nie zna. Zaprzeczył, by otrzymał jakiekolwiek pismo od Tysiąc w sprawie polubownego załatwienia sprawy. Jak powiedział, sformułowanie o "moralnej obrzydliwości" to jego prywatna opinia, a nie twierdzenie o fakcie. Dodał, że ma do tego prawo. "A co do porównań do Eichmanna, to mam wrażenie, że porównywałem do niego sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a nie panią Tysiąc" - dodał publicysta.
Jego zdaniem, w sprawie nie chodzi o debatę o aborcji, lecz "środowiskom proaborcyjnym chodzi o zamknięcie ust wyrokami sądowymi osobom mającym inne poglądy niż te mainstreamowe".
Dwa lata temu Tysiąc w podobnej sprawie pozwała naczelnego redaktora tygodnika "Gość Niedzielny" ks. Marka Gancarczyka, który na łamach pisma komentował jej sprawę. Żądała zadośćuczynienia i przeprosin. W wydanym w I instancji wyroku sąd argumentował m.in., że żaden światopogląd nie uzasadnia poniżania innych, podkreślając jednocześnie, że proces nie dotyczył przekonań religijnych, ale ochrony dóbr osobistych. "Gość Niedzielny" uznał wówczas to rozstrzygnięcie za niesprawiedliwe i ograniczające wolność słowa. Ostatecznie sprawa między Tysiąc a tygodnikiem zakończyła się ugodą. (PAP)
wkt/ bos/ gma/