Prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacek Bromski ws. apelu premiera Donalda Tuska o odrzucenie ACTA:
"Decyzja premiera ws. ACTA martwi mnie. Moim zdaniem, została ona podjęta pod wpływem populistycznych ruchów, które z kolei zostały zmanipulowane przez telekomy. Nie oszukujmy się.
Umowa ACTA wcale nie jest taka groźna, jak ją przedstawiano. Ona nie wnosi niczego nowego do polskiego prawa autorskiego. Natomiast pozwala nam ścigać tych, którzy kradną polskie filmy poza granicami Polski.
ACTA to przede wszystkim umowa handlowa, która ma niewiele wspólnego z prawem autorskim. Tak czy inaczej, jakieś regulacje prawne dotyczące bardzo szybko rozwijającego się internetu są nieuniknione. Premier zdaje sobie z tego sprawę, mówiąc o przystosowaniu do XXI wieku. Świat to wymusi, nawet gdyby Polska chciała być jak najbardziej liberalnym krajem.
Ja mam tylko nadzieję, że XXI wiek nie stanie się stuleciem, w którym będzie przyzwolenie na to, by paserzy i złodzieje bezkarnie działali w internecie. Nie mówię tutaj oczywiście o internautach, bo internauci powinni mieć swobodny dostęp do tego wszystkiego, co jest w sieci.
Podsumowując, zobaczymy, co w tej sprawie zrobi Europa. My będziemy musieli się dostosować, ponieważ Polska nie istnieje w przestrzeni pozaeuropejskiej, pozaświatowej".
Z kolei dyrektor generalny Stowarzyszenia Autorów ZAiKS Krzysztof Lewandowski uważa, że propozycja premiera nie ma aż tak zasadniczego znaczenia. To nie jest tak, że bez ACTA będziemy rwali włosy z głowy i mówili: "Stop. W Polsce twórczość nie będzie chroniona". Biorąc pod uwagę polskie przepisy dotyczące ochrony praw autorskich, takiej reakcji z naszej strony być nie może.
Wypowiedź premiera to reakcja nie tylko na protesty internautów, ale także krytyczne opinie np. socjologów lub konstytucjonalistów. Być może premier wziął pod uwagę opinie tych ekspertów, według których w polskim prawie są już takie zabezpieczenia, które umożliwiają ściganie przestępców naruszających prawa autorskie.
Być może nie do końca widać to, że internet jest jednak o wiele trudniejszym polem kontroli naruszeń prawa autorskiego. Internet ma to do siebie, że jest ponadnarodowy i sprawca jest czasami nie w kraju, tylko poza jego granicami.
Być może w tym zakresie trochę będzie ACTA brakować, np. co do możliwości ustalenia sprawcy. To jest ważne, bo przez cały czas chodzi nam o naruszycieli prawa autorskiego, którzy robią to w sposób zawodowy, a nie o odbiorców przy komputerze.
ACTA mogły spowodować wprowadzenie w wielu krajach takich przepisów, które ułatwiłby egzekucję praw dla polskiego twórcy. Ale z drugiej strony w obszarze Unii Europejskiej, czy szerzej - Europejskiego Obszaru Gospodarczego, przepisy ochronne dla twórczości są co do strony materialno-prawnej takie same".
Katarzyna Szymielewicz z fundacji Panoptykon ocenia apel premiera bardzo pozytywnie, wręcz jest to działanie, do którego premiera te środowiska zachęcały. Niieskromnie mówiąc, czuję jakby posłuchał naszej rady, bo dwa tygodnie temu podczas dyskusji o zawieszeniu ratyfikacji, ja to dokładnie tak komentowałam, że zawieszenie ratyfikacji prawnym krokiem nie jest, natomiast politycznie premier może dużo zrobić - podkreśla szefowa Panoptykon.
Także w oświadczeniu, wysłanym oficjalnie przez kilka organizacji pozarządowych do premiera mniej więcej tydzień temu oczekiwano konkretnych politycznych kroków np. zachęcenia europosłów związanych z PO do głosowania na `nie`. Dokładnie to premier teraz uczynił.To bardzo konkretny krok, który rzeczywiście może wpłynąć na decyzję Parlamentu Europejskiego. Chociaż, jak i czy wpłynie, trudno ocenić mówi K. Szymielewicz.
Posłowie są naturalnie niezależni i nie od premiera zależy jak zagłosują ostatecznie. Wiemy mniej więcej od tygodnia, że w Brukseli wiele osób jest na `nie`, lub się waha. Myślę, że apel to istotny, kolejny argument, który dołożył do tej debaty.
Jego opinia i jasne stanowisko rządu polskiego, że żałujemy, wycofujemy się na pewno będzie miało wpływ na wiele osób. Jak duży i decydujący tego nie wie nikt, bo głosowanie jest tajne i od sumienia głosujących zależy jakimi motywacjami się kierowali.
Ważne jest dla nas - mówi Szymielewicz - że premier wypowiedział się także mocno o potrzebie reformy prawa, które jest podstawą dla ACTA i potrzebie powrotu do rozmowy o regulacji dotyczącej internetu. Ja te deklaracje traktuję poważnie, na pewno je zapamiętamy i będziemy rządowi o nich przypominać. Uważam, że to początek takiej bardziej konkretnej rozmowy jak zmienić prawo, żeby było lepiej, żeby protesty i frustracje, które wywołały ACTA się nie powtórzyły.
pap/wk