Od pewnego czasu toczy się dyskusja na temat dostępu do kwalifikowanych zawodów prawniczych. Jej pokłosiem jest m.in. uchwała Krajowej Rady Radców Prawnych z 14 września 2009 roku.
W tej niewątpliwie zajmującej wymianie poglądów wyróżnić można – co do zasady – dwa stanowiska: pierwsze – zniesienie egzaminów wstępnych na aplikację, drugie – ich utrzymanie. Argumentem mającym przemawiać za utrzymaniem egzaminów wstępnych jest to, że młodzi prawnicy – w szczególności świeżo upieczeni absolwenci prawa – nie są wystarczająco przygotowani do wykonywania zawodów prawniczych i dlatego, zanim dopuści się ich do kształcenia w ramach aplikacji, należy sprawdzić ich merytoryczną wiedzę. Argumentem zwolenników zniesienia wstępnego badania wiedzy młodych prawników jest natomiast to, że już ukończenie pięcioletniego kursu prawa na uczelni wyższej warunkuje zdolność absolwenta do przystąpienia do aplikacji prawniczej. Niezależnie od tego, w tle prezentowanej dyskusji postuluje się utworzenie zawodu doradcy prawnego, w którego ramach możliwe byłoby świadczenie pomocy prawnej bez konieczności odbywania którejkolwiek z aplikacji, w oparciu o jedynie akademickie przygotowanie.
Rozsądzenie o słuszności racji którejś ze stron wydaje się trudne, a na gruncie niniejszej wypowiedzi – niemożliwe. Zwraca natomiast uwagę fakt, że we wszystkich prezentowanych stanowiskach podstawą argumentacji jest zarzut dotyczący poziomu kształcenia na uczelni przyszłych prawników. Zasadność poprzedzającej rozpoczęcie aplikacji weryfikacji wiedzy absolwentów prawa należy zatem rozpatrywać w świetle tego, czego i jak uczy się studentów prawa na krajowych uczelniach.
W tym akurat kontekście moja perspektywa może być uznana za interesującą – jestem bowiem tegorocznym absolwentem prawa jednej z polskich uczelni. Uwagi co do sposobu i jakości kształcenia przyszłych prawników dotyczą mnie zatem bezpośrednio.
W ciągu ostatniego roku dało się słyszeć bardzo wiele o niskiej kompetencji czy wręcz nieprzygotowaniu absolwentów prawa do podejmowania “fachowych” czynności. To nieprzygotowanie, zdaniem wielu, stanowi przesłankę uniemożliwiającą wprowadzenie zawodu doradcy prawnego, rezygnację z egzaminów wstępnych na aplikacje prawnicze, a w wielu przypadkach de facto stanowi istotne utrudnienie dla podjęcia pracy bezpośrednio po studiach. Co oczywiste, trudno mi oceniać swoją własną fachowość i przygotowanie do wykonywania któregoś z zawodów prawniczych; zgadzam się natomiast z dość konsekwentnie powtarzaną tezą: studia prawnicze w Polsce – w obecnym ich kształcie – dają małą umiejętności do względnie samodzielnego, zawodowego świadczenia pomocy prawnej w formie doradztwa prawnego. Absolwenci prawa dysponują, jak mogę to stwierdzić na podstawie programów studiów i doświadczenia własnego, szeroką wiedzę teoretyczną, logicznie myślą, a także wiedzą, do którego aktu prawnego w razie potrzeby zajrzeć szukając odpowiedzi na konkretne pytanie. Jednakże zakres znajomości owych aktów prawnych, a także umiejętności dokonywania czynności ich “fachowego ” odczytywania jest stosunkowo skromny. Już chociażby ten fakt uniemożliwia przyjęcie a priori stanowczego poglądu, że w chwili obecnej nie ma przeciwwskazań do zawodowego świadczenia pomocy prawnej przez absolwentów prawa bez uprzedniego przygotowania w formie aplikacji prawniczych. Przecież – co chyba nie powinno budzić wątpliwości – obie wskazane słabości podważają bowiem fundament rzetelnego i bezpiecznego (z punktu widzenia klienta) wykonywania zawodu doradcy prawnego. Tym samym podjęcie dyskusji o zmianach w zakresie dostępu do podejmowania czynności “fachowych” przez absolwentów wydziałów prawa będzie więc możliwe wtedy, gdy dokonane zostaną pewne zmiany w sposobie kształcenia przyszłych prawników.
Bez wątpienia, już z faktu, że mówimy o “studiach prawniczych” – a nie o przygotowaniu do wykonywania zawodu prawnika – wysnuć należy wniosek, że studia nie stanowią (i stanowić nie powinny) jedynie nauczania czynności podejmowanych przez prawników. Mają one nie “wyuczyć” młodego człowieka na prawnika, poprzez – kolokwialnie rzecz ujmując – wbicie do głowy jak największej liczby przepisów prawnych, ale dać mu warsztat myślowy niezbędny do odnalezienia właściwej normy prawnej w przepisie, pokazać, jak poprawnie argumentować i logicznie myśleć. Tylko w takim kształcie, jak się wydaje, mają one jakikolwiek sens i umożliwiają przyszłemu prawnikowi wykonywanie takiego czy innego zawodu prawniczego, niezależnie od zmian w prawodawstwie czy stopnia skomplikowania prowadzonej przez niego sprawy. Poza tym, co oczywiste, w przypadku prawników nie wydaje się możliwe sprowadzenie studiów do nauczania, jakie czynności i w jakiej formie podejmuje prawnik, chociażby ze względu na szeroki wachlarz tych czynności w każdym zawodzie – inne przecież są zadania, a w konsekwencji i czynności adwokata, notariusza, komornika czy sędziego.
Warto jednak zwrócić uwagę i na to, że i w obecnym kształcie studia prawnicze mają, jak się wydaje, charakter nazbyt ogólny. Owa ogólność dotyczy przede wszystkim, wiedzy merytorycznej (treści aktów normatywnych). Wiedza studenta piątego roku bądź też świeżo upieczonego absolwenta prawa jest często bowiem na tyle ogólna, że częstokroć może uniemożliwiać podjęcie pracy w jakimkolwiek zawodzie, jeśli nie zostanie uzupełniona stosownym przygotowaniem już po studiach.
Młody człowiek kończący studia prawnicze nie jest bowiem jeszcze de facto prawnikiem, lecz absolwentem prawa otwartym na zawodowe wyzwania oraz dalsze kształcenie. Potwierdza to opinia praktyków oraz – czego sam niedawno doświadczyłem – konieczność solidnych przygotowań do egzaminów na aplikację, których zakres uznawany jest przecież za swoiste minimum wiedzy prawnika (w tym tonie wypowiada się m. in. wiceprezes Krajowej Rady Notarialnej w “Rzeczpospolitej” z 16.09.2009). W tym kontekście nie sposób jednak nie wspomnieć o tym, że studia prawnicze muszą przede wszystkim nauczyć umiejętności logicznego myślenia oraz zastosowania teorii w praktyce. Służyć temu w szczególności powinno rozwiązywanie kazusów, a także zapoznanie z wybranymi orzeczeniami Naczelnego Sądu Administracyjnego czy Sądu Najwyższego. Zarezerwowanie miejsca w programie studiów na te kwestie ma również niezwykle istotny wymiar dydaktyczny. Pozwala bowiem studentowi na przekonanie się, że to, co znajduje się w omawianym akcie normatywnym nie jest sztuką dla sztuki, ale stanowi podstawę licznych stosunków prawnych nawiązywanych w rzeczywistości. W tym duchu powinny być zresztą (i niejednokrotnie bywają) prowadzone konwersatoria.
Zwiększenie nacisku na szczegółowość omawianych zagadnień (a zatem szczegółowe badanie wiedzy merytorycznej poprzez kolokwia, egzaminy, testy czy przepytywanie) może spowodować, że nie wystarczy czasu – zarówno w trakcie zajęć, jak i podczas nauki własnej studenta – na wspomniany warsztat.
Nadto, regulacje prawne mają to do siebie, że są często zmienianie. Zdobyta na drugim czy trzecim roku studiów szczegółowa wiedza np. z zakresu prawa administracyjnego na piątym roku może okazać się już nieaktualna. Tym samym wysiłek studenta w zdobycie wiedzy, a także wysiłek pracowników nauki w jej przekazanie okaże się co najmniej daremnym.
Zdaniem moim, nie istnieje zatem potrzeba alternatywnego wyboru między kształceniem “pod test” i “uczeniem myślenia”. Jedno i drugie jest niezwykle potrzebne i studia powinny być ukształtowane w ten sposób, aby był czas na rozwój w zakresie jednego i drugiego zagadnienia. Studia prawnicze nie mogą natomiast być pozbawione kształcenia w zakresie tzw. warsztatu – na to czas musi się znaleźć zawsze.
Warto natomiast zwrócić uwagę na inne jeszcze zagadnienie. Otóż, ogromny problem w zakresie kształcenia przyszłych prawników – co wielokrotnie podkreślano (również na łamach “Rzeczpospolitej” z 17.10.2009) – polega na umieszczeniu środka ciężkości studiów w teorii. Zagadnienia związane z teorią danej gałęzi prawa, jej rozwojem (przedstawianym w ujęciu historycznym) czy celami określonej regulacji prawnej spychają z konieczności na plan dalszy omawianie konkretnych norm prawnych – a to ostatnie, jak się wydaje, w życiu zawodowym prawnika odgrywa niewspółmiernie większą rolę.
Jedną z przyczyn tego problemu, zdaniem moim, jest to, że często na dany przedmiot przewiduje się za mało godzin zajęć oraz to, że materiał do omówienia jest rozplanowany nie zawsze adekwatnie do liczby dostępnych godzin. Dotyczy to w wielu przypadkach, niestety, stosunkowo obszernych gałęzi prawa, gdzie np. trzydzieści półtoragodzinnych wykładów po prostu nie wystarczy. Zajęcia z takiego przedmiotu to w istocie prezentacja wybranych zagadnień, w pozostałym natomiast zakresie student ma poradzić sobie zupełnie sam, przy czym dokonywane przez niego „po omacku” oddzielenie zagadnień istotnych od tych, którym należy poświęcić mniejszą uwagę nie zawsze jest trafne. Przywodzi to na myśl problem, który podkreśliła niedawno minister Katarzyna Hal w kontekście nauczania historii w szkołach: za każdym razem – w podstawówce, gimnazjum i liceum – nauczanie historii zaczyna się od starożytności, na XX wiek nie starcza już czasu. Podobnie jest w omawianej sytuacji – geneza, rozwój czy zasady każdej z gałęzi prawa wyodrębnionej jako przedmiot studiów podlegają bardzo szczegółowej analizie podczas wykładu i konwersatorium, a na ważkie uwagi dotyczące kwestii umieszczonych w ustawie brak już czasu. Konsekwencje tego są takie, że niezbędna do wykonywania pracy wiedza absolwentów prawa jest chyba nieadekwatna do oczekiwań pracodawców.
Podsumowując, chcę zauważyć, że o ewentualnym „poluzowaniu” przez Ustawodawcę dostępu do zawodów prawniczych nie może i nie powinien przesądzić jedynie fakt iż w Polsce pozostaje dość duża liczba “niezagospodarowanych” absolwentów prawa. Dążąc do wprowadzenia zawodu doradcy prawnego, należy w pierwszej kolejności podjąć się reformy studiów prawniczych tak, by gwarantowały one konkretną wiedzę i konkretne zawodowe umiejętności. Taka reforma wydaje się również niezbędna w świetle uwag adwokatów i radców prawnych co do wiedzy czy zakresu umiejętności młodych prawników –aplikantów. Zrezygnować zatem należy z tradycyjnego ukształtowania studiów prawniczych jako pierwszego etapu kształcenia prawnika na rzecz uznania ich za pewną zamkniętą całość. Tylko takie kompleksowe podejście, zdaniem moim, umożliwi rzeczywiste i realne podjęcie pracy nad stworzeniem zawodu doradcy prawnego czy też rezygnacji z weryfikacji wiedzy absolwentów prawa przystępujących do aplikacji prawniczych. Wiąże się to z koniecznością reformy programów studiów prawniczych, które muszą opierać się na trzech elementach: zwiększeniu stopnia szczegółowości treści na temat aktów normatywnych, nauczaniem warsztatu (w tym logicznego myślenia) oraz na dawaniu młodym prawnikom praktycznych umiejętności (np. w zakresie tworzenia pism procesowych – postulat ten określany bywa upraktycznieniem studiów prawniczych). Według mnie, bez tych zmian dość powszechny w istocie postulat otwarcia zawodów prawniczych w dalszym ciągu stanowić będzie jedynie pojemną i wieloznaczną utopię chętnie podejmowaną przez – nie zawsze profesjonalnych – polityków.
Andrzej Paduch
Autor ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jest aplikantem adwokackim I roku Wielkopolskiej Izby Adwokackiej.
Artykuł ukazał się w grudniowym (12/2009) numerze miesięcznika "Kancelaria"