O dobrym przygotowaniu do rozpoczęcia nowego roku szkolnego nie mówi serwisowi Prawo.pl żaden dyrektor. Za to minister edukacji stwierdza podczas gospodarskiej wizyty w swoim byłym liceum, że jest dobrze. Podobnie podczas kolejnych konferencji prasowych.  A tymczasem maseczek i płynów wystarczy średnio na miesiąc, pod warunkiem, że dyrektorzy uruchomią zgromadzone przez wakacje zapasy.

Piontkowski: Nie będzie obowiązku noszenia maseczek w szkołach>>

 

Dwuzmianowość lub praca modułowa

- Nie jesteśmy przygotowani do rozpoczęcia roku szkolnego. Apeluję do kolegów dyrektorów, którzy co innego mówią po cichu, a co innego publicznie: nie czarujmy się, jak czaruje minister edukacji, mówmy prawdę – mówi Janusz Bęben, od 1988 r. dyrektor Technikum nr 3 w Łodzi, lat 70. Do tej szkoły uczęszcza 600 uczniów. - Są u nas same technika. Powinniśmy mieć inne zalecenia niż szkoły ogólnokształcące. A nie mamy. Z założenia pracujemy modułowo: najpierw teoria, potem praktyka w sali manualnej. Jeden dzień w tygodniu nasi uczniowie praktykują w firmach. Te zaś, bojąc się koronawirusa, nie chcą ich przyjmować. Już ustaliliśmy, że jeśli uczniom zależy na zdobyciu umiejętności, muszą bezwzględnie podporządkowywać się rygorom w danej firmie: jeśli jest nakaz maseczek - noszą maseczki, jeśli przyłbic - noszą przyłbice. Tylko kto im to kupi - firma, szkoła, sami się zaopatrzą? Jeśli nie zostaną przyjęci, musimy jakoś się nimi zająć, a to rodzi problemy lokalowe – tłumaczy dyrektor Bęben.

Rozwiązaniem może być dwuzmianowość. Ale nawet ona nie zmieni faktu, że przy jednym stanowisku na warsztatach pracują dwaj uczniowie, rzadko jeden. Przykładowo, na trzech uczniów przypada jeden klucz francuski, bo szkoły nie stać na zakup większej ilości. Jeden coś przykręca, podaje... drugi odkręca.

Robimy, co możemy

- W miarę możliwości robimy wszystko, żeby było bardzo dobrze, bezpiecznie. Ale czy nasze starania dobrze ocenią rodzice i uczniowie? - zastanawia się Bożena Gromadzka, dyrektor 99 LO z Oddziałami Dwujęzycznymi na warszawskiej Pradze-Południe. Jak mówi, jedynym sensownym rozwiązaniem wydawało jej się nauczanie hybrydowe. Napisała więc do sanepidu, odpowiedzi nie ma, ale przypuszcza, że raczej będzie negatywna.

- Gimnastykujemy się nieźle nad planem lekcji, żeby w jednym czasie nie było w szkole 800 osób: 700 uczniów i 100 pracowników. Będziemy pracować tak, jak w ubiegłym roku - do godziny 17.40, a i tak nie unikniemy "zazębienia się" grup. Będą dwa języki polskie, dwa angielskie, czyli praca w blokach, a nauczyciele będą decydować o przerwie na wietrzenie klasy, żeby nie było tłumu na korytarzu – mówi dyrektor. 

Dużo uczniów, miejsca mało

Jak podaje dyr. Gromadzka, na 23 odziały tylko jeden może mieć zajęcia w jednej sali bez podziału na grupy. Reszta musi być dzielona na biologię, informatykę, języki obce, wuef. A klasy liczą 32-34 osoby. - Mamy kilka wejść do szkoły, więc rozplanujemy w miarę równomiernie wchodzenie i wychodzenie uczniów. Mam też nadzieję na dobrą pogodę, bo wtedy uczniowie będą mogli przebywać na zewnątrz w czasie przerw i na wuefie - wokół szkoły jest duży teren. Od ministerstwa edukacji dostaliśmy płyn do dezynfekcji powierzchni i maseczki - wystarczą na około dwa tygodnie. Z naszymi zapasami – na miesiąc. Zakupiłam pracownikom przyłbice – wylicza Bożena Gromadzka. - U nas pracownie nie są duże, odległość od biurka nauczyciela do stolika ucznia jest niewielka. W sekretariacie i bibliotece założyliśmy pleksy. Ale pieniądze nam się już kończą. Na szczęście, we wszystkich salach mamy pojedyncze ławki, wystarczy, że przesuniemy je o 20 cm i będą niezbyt blisko siebie, ale zdaję sobie sprawę, że w większości szkół tak nie jest. Mamy też kamerki, więc gdy nauczyciel stoi przy tablicy, może realizować lekcję on-line. Szatnia nie będzie czynna, bo nie mam możliwości uruchomienia co drugiej szafki – dodaje dyrektor.

 

Ryzyko duże, starsi nauczyciele zagrożeni

Do 99 LO około 40 proc. uczniów dojeżdża z okolicznych powiatów. Prosto z autobusu, pociągu, wejdą w reżim sanitarny szkoły. Nauczyciele też dojeżdżają z rożnych dzielnic Warszawy np. z Bielan, muszą przejechać przez prawie całe miasto. Jak informuje dyr. Gromadzka, na razie za pracę w jej liceum podziękowały dwie matematyczki, w tym jedna 60 plus, dwie germanistki, jedna starsza, druga młoda mama. O odejściu myślą starsi dozorcy i woźne. Oprócz tego szkoła ma jeszcze kilka wakatów. Wciąż trwa ruch rekrutacyjny: jedni uczniowie zabierają papiery, drudzy donoszą.

- U mnie zrezygnowało już czterech nauczycieli zawodu, bo się boją, mają swoje lata mówi dyr. Janusz Bęben. I przypomina, że minister Piontkowski stwierdził, że uczniowie mogą pracować bez maseczek i używał określenia „w przestrzeni publicznej w maseczkach”. - Przecież szkoła jest jedną wielką przestrzenią publiczną. Jeśli ludzie wchodzą do tramwaju w maseczce, idą w niej po zakupy, to dlaczego uczniowie w wielkich skupiskach, jakimi są szkoły, mają chodzić bez maseczek? Prawo powinno być jednolite na terenie całego kraju. Oczywiście, będziemy apelować do uczniów o noszenie maseczek, ale tak naprawdę nic nie możemy, gdy uczeń powie, że ma prawo nie nosić. Nie możemy wyprosić go za drzwi, bo musi być w szkole, a my za niego odpowiadamy. Wystarczy dwóch takich "buntowników" w klasie i zaczyna się kłopot. Nie mamy możliwości dyscyplinowania. Nasze wewnętrzne procedury nie pomogą – argumentuje dyrektor Bęben.

Zwraca też uwagę na nowe zjawisko: niektóre szkoły prywatne w Łodzi kuszą rodziców klasami 10 -osobowymi, a czesne wynosi 300 złotych. Już zabierają uczniów szkołom państwowym, bo rodzice wolą zapłacić tę niewielką kwotę i zagwarantować dziecku dystans w klasie. Przeludnione szkoły państwowe nie zapewnią 1,5 m odległości.

 

Nauka zdalna to też problemy

Kolejny problem, na który zwraca uwagę dyrektor Janusz Bęben, to nauka on-line. Nikt nie zbadał, jaki procent uczniów ma dobry sprzęt. A MEN nie przygotował dobrego komunikatora dla nauczycieli.
Dyrektor technikum nie rozważa nauczania hybrydowego, bo bierze pod uwagę to, jak wielu rodziców dziś pracuje w domu, a wszyscy potrzebują komputera.
Nie zawsze stać ich na zakup nowego, szczególnie, że ceny sprzętu poszły w górę. Szkolne komputery mają pięć lat. 

- Poza tym jak przez internet mamy realizować program wychowawczy? - zastanawia się Janusz Bęben. - Nie ma bezpośredniego kontaktu z uczniem, nie ma wychowania. Jeszcze jedno ważne pytanie: czy jeśli jeden uczeń złapie koronawirusa, sanepid będzie w stanie z minuty na minutę podjąć decyzję o nauczaniu hybrydowym? Wiemy, jak te służby działają. Zanim coś ruszą, wirus będzie szalał po szkole - podkreśla.

Kto posprząta i zdezynfekuje?

Dyrektor wskazuje też inny problem: ma dwie panie sprzątaczki na 24 sale. - Jak one mają zdążyć dezynfekować, przecierać powierzchnie i klamki w czasie przerwy? - zastanawia się. I stwierdza, że to niewykonalne.
A czy ktoś w ministerstwie pomyślał, co będzie, jeśli zachoruje jedna z pań sprzątających i wszystkie będą musiały pójść na kwarantannę? Kto będzie mył te stoliki i klamki? Problemem też będzie wuef. Najprawdopodobniej uczniowie będą siedzieć, a nie ćwiczyć. Do naszej szkoły dzieci dojeżdżają z okolicznych powiatów, mam też uczniów z Ukrainy. Co z nimi, co z bursami? Zarówno ja, jak i nauczyciele chcielibyśmy mieć już młodzież w szkole, tęsknimy za nią, i ta tęsknota jest silniejsza niż strach. Ale istnieje coś takiego jak kryterium zdrowia. Nie wiem, jak mam rozróżnić grypę od koronawirusa. Sam boję się zakażenia - mam 70 lat. Ale ktoś musi pracować w szkole. Podobnie jak lekarze, będziemy wystawieni na zakażenia – podsumowuje Janusz Bęben.

 

 

Trudno będzie w szkole uniknąć zakażenia

- Nie istnieje coś takiego, jak przygotowanie do rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Przed nami jedna wielka niewiadoma – mówi Angelika Riabinow, wicedyrektor 30 LO w Warszawie. - W naszej szkole jest około 700 uczniów, klasy liczą 34 osoby. Chcieliśmy od razu wprowadzić nauczanie hybrydowe, ale już widzimy, że nie dostaniemy zgody. Na terenie szkoły musi wystąpić zakażenie. A chyba lepiej zapobiegać niż później leczyć – mówi.

Dyrektor cieszy się, że starsi nauczyciele nie pozwalniali się, ale mówi, że myślą o tym woźne. Zespół szkolny określa jako oddany. Zapowiada, że na pewno w częściach wspólnych uczniowie będą nosić maseczki. Na lekcjach prowadzonych przez starszych nauczycieli muszą siedzieć w przyłbicach- takie są wewnętrzne postanowienia szkoły. Podkreśla, że oni mają jeszcze starszych, 90-letnich rodziców pod opieką i jednocześnie chcą uczyć.

Kwarantanna w rodzinie, kłopot w szkole

Dyrektor Rabinow informuje, że zanim zaczął się rok szkolny, już dwoje uczniów zgłosiło, że nie będzie uczęszczać do szkoły co najmniej przez tydzień, z powodu kwarantanny w rodzinie. I przypomina, że minister Piontkowski powtarza, że na maturach nic się nie stało, to i teraz będzie dobrze.  - Tylko że matury trwały 3 godziny, a nie tak jak lekcje w 30 LO od godziny 8.00 do 16.40. Do tej szkoły dojeżdżają uczniowie z Legionowa czy powiatu wołomińskiego, który obecnie jest na liście ostrzegawczej zaznaczony na różowo podobnie jak Otwock. Do tego zachowanie 1,5 m odległości w dwuosobowej ławce jest, oczywiście, fikcją - wymienia swoje zastrzeżenia dyrektor. - Chętnie zaprosiłabym pana ministra Piontkowskiego do naszej szkoły, żeby zobaczył, jak możemy „rozrzedzać”, jak to on określa. Ma doskonałe samopoczucie, w przeciwieństwie do nas - komentuje.

Dyrektor Rabinow zastanawia się, dlaczego dyrekcja nie może samodzielnie podjąć decyzji o nauczaniu hybrydowym? Mam żal do ministra, bo mówi, że dyrektor najlepiej zna swoją szkołę, ale takiej decyzji podjąć samodzielnie nie może. Rząd miał sporo czasu na przygotowanie do nowego roku szkolnego i nic nie zrobił, w połowie sierpnia wypuścił pięć rozporządzeń bez konsultacji ze środowiskiem oświatowym. Naszej szkole przyznano 57 kanistrów pięciolitrowych płynu do dezynfekcji i 700 maseczek. Teraz mówią, że to dla uczniów, a z wysłanego do nas maila wynikało, że to tylko dla nauczycieli i pracowników szkoły. Znów kłamstwo - podsumowuje Angelika Riabinow.