Monika Sewastianowicz: Prawo oświatowe dało zdającym możliwość składania dodatkowego odwołania od wyników egzaminów. Czy ta procedura się sprawdza?
Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej: Zdający chętnie korzystają z nowej możliwości, do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego wniesiono odwołania dotyczące oceny ponad dwóch tysięcy zadań. Kolegium pozytywnie przychyliło się do wniosków zdających dot. blisko stu zadań, czyli dość niewielkiego odsetka. Zatem Kolegium w przeważającej części potwierdziło decyzje egzaminatorów oraz dyrektorów okręgowych komisji egzaminacyjnych.
Pozytywnie orzekano przede wszystkim w przypadkach, gdy mimo nieporadnie sformułowanej odpowiedzi zdającego, członek kolegium decydował się rozstrzygnąć wątpliwości na jego korzyść. Nie do końca w każdym przypadku zgadzamy się z tym podejściem, ale orzeczenie Kolegium jest ostateczne - ani Centralna, ani okręgowa komisja nie wnika w jego treść. Przekazujemy je zdającemu i wystawiamy nowe świadectwo, gdy jest taka konieczność.
Czy zdający ma jeszcze szanse dostać się na studia w roku, w którym przystąpił do egzaminu?
Do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego zdający może odwołać się – po wcześniejszym odwołaniu do OKE – tak długo, jak okręgowe komisje przechowują arkusze egzaminacyjne, czyli przez pół roku po otrzymaniu wyniku egzaminu maturalnego.
Przypadki gdy rozstrzygnięcie Kolegium zapada już po zakończeniu rekrutacji do szkoły wyższej, są rzadkie. Po pierwsze - co do zasady - uczelnie mają obowiązek tak przygotować zasady postępowania rekrutacyjnego, aby uwzględnić możliwość przyjęcia kandydatów, których odwołanie pozytywnie rozstrzygnięto.
Po drugie na znakomitą większość kierunków, może poza tymi najbardziej obleganymi jak medycyna czy prawo, prowadzi się jesienią rekrutację dodatkową. Przed 10 września zapadło 95 proc. rozstrzygnięć kolegium, więc jeżeli wynik maturzysty zmieniono, miał on możliwość dostania się na jakiś kierunek studiów - nawet jeżeli nie był to ten wymarzony.
Uczniowie i nauczyciele skarżą się do RPO>>
Procedura odwoławcza w przypadku egzaminów jest często krytykowana, chodzi tu zwłaszcza o brak możliwości zaskarżenia wyników matur do sądu. Czy w pana ocenie wprowadzenie Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego rozwiązało te problemy?
Obecnie mamy dwustopniową procedurę odwołania się od wyniku egzaminu - najpierw do dyrektora okręgowej komisji egzaminacyjnej, później do Kolegium. Oczywiście są takie osoby, które po skorzystaniu ze wszystkich tych środków nadal są niezadowolone, ale mam wrażenie, że usatysfakcjonowałoby je tylko rozwiązanie, które byłoby po ich myśli.
Każde rozstrzygnięcie Kolegium, to decyzja dwóch ekspertów - egzaminatora i osoby zupełnie niezależnej, pracownika szkoły wyższej, którzy muszą zgodzić się co do oceny. Nawet gdyby istniała możliwość odwołania się do sądu, to nie wyobrażam sobie, by coś tu zmieniła - sąd prawdopodobnie powołałby tych samych ekspertów na biegłych.
Uważam, że ta procedura jest procedurą wystarczającą i zapewnia maturzystom możliwość rzetelnej oceny ich odwołania. W niektórych krajach europejskich można wynik zaskarżyć do sądu, ale zawsze jest to druga instancja, tak jest np. w Czechach i Estonii, ale większość państw w ogóle nie ma procedury odwoławczej albo jest ona bardzo okrojona.
Nasze przepisy naprawdę stworzono z myślą o zdającym - ma prawo do odwołania, ma prawo do sfotografowania swojej pracy.
To ostatnie to też nowinka z zeszłego roku, dużo osób skorzystało z takiej możliwości?
Z danych okręgowych komisji wynika, że ok. 60 proc. zdających, którzy korzystają z prawa do wglądu, fotografuje swoją pracę. Czasem przysyłają nam te zdjęcia jako dowód, że coś w ich pracach nie zostało sprawdzone prawidłowo. Natomiast, jak informują oke, wiele osób przychodzących z aparatami lub telefonami komórkowymi rezygnuje ze zrobienia zdjęcia, gdy widzi swoje błędy.
Nowe prawa maturzystów to więcej pracy dla egzaminatorów i komisji...
To zdecydowanie więcej pracy tak dla nas, jak i dla okręgowych komisji, musimy w bardzo krótkim czasie rozpatrzyć kilka tysięcy odwołań. Mimo wszystko w zeszłym roku udało nam się to sprawnie przeprowadzić.
Trzeba tu jednak zauważyć, że obciążenie jest większe z każdym rokiem, bo rośnie liczba wniosków o wgląd do pracy - w latach 2014 - 2017 ten wzrost przekroczył 40 proc.
Do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka trafi wkrótce sprawa byłych maturzystów, którzy odwołują się od unieważnienia egzaminu. Jakie jest stanowisko CKE w tej sprawie?
Swoje stanowisko przedstawiliśmy na etapie rozprawy przed Trybunałem Konstytucyjnym, który - w pełnym składzie - orzekł o zgodności z konstytucją przepisów kwestionowanych przez tych maturzystów. Omawiając tę sprawę, trzeba mieć też świadomość, że prawa zdających w 2011 r. od tych obecnych dzieli przepaść. W czasie, którego dotyczy sprawa, wiele kwestii faktycznie nie było uregulowanych formalnie lub określano je w dokumentach wewnętrznych.
Tymczasem w ciągu czterech lat wprowadzono gigantyczne zmiany, szczegółowo regulując prawa maturzystów w ustawie. A zatem, moim zdaniem, to o co walczą autorzy tej skargi, w naszym prawie już zostało zapewnione.
Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepisy są zgodne z konstytucją i nawet ci sędziowie, którzy zgłosili zdanie odrębne, podkreślali, że podważanie wyniku matur przed sądem nie wchodzi w grę, bo decyzję, czy odpowiedź jest prawidłowa, powinien podejmować egzaminator. Sędzia nie jest w stanie oceniać matury z geografii, bo nie ma do tego odpowiednich kompetencji.
Na przyszły rok zaplanowano ostatni egzamin gimnazjalny i pierwszy ósmoklasisty, czy spodziewa się pan jakichś trudności z powodu tej kumulacji?
Harmonogram konsultujemy z największymi szkołami i staramy się go ułożyć tak, aby egzaminy dało się przeprowadzić pomimo obciążeń.
Egzamin ósmoklasisty odbędzie się w kwietniu, podobnie jak egzamin gimnazjalny. Taka kumulacja nie jest dla nas niczym nowym, bo tak samo było, gdy przeprowadzaliśmy sprawdzian szóstoklasisty. Liczba arkuszy do przygotowania nie ulegnie zmianie, sprawę komplikuje fakt, że to wszystko będzie się odbywać właściwie w jednym terminie.
W dyskusji na temat arkuszy, zwłaszcza maturalnych, zawsze podkreślany jest problem różnicy poziomu trudności zadań dla poszczególnych roczników. Czy CKE ma jakiś patent na zapobieganie takim sytuacjom?
Oczywiście mamy świadomość, że maturzystom może się wydawać, że ich arkusz jest trudniejszy niż wszystkie z zeszłych lat. Takie subiektywne uczucie ma jednak niewiele wspólnego z rzeczywistością. Najczęściej takie uwagi dotyczą arkuszy z biologii lub chemii.
W każdym roku sprawdzamy trochę inny zakres podstawy programowej niż w latach poprzednich i te zagadnienia, które się do tej pory nie pojawiały, mogą się wydawać zdającym bardziej skomplikowane. Pewne drobne wahnięcia poziomu trudności mogą wystąpić, ale temu zapobieglibyśmy jedynie, gdybyśmy co roku sprawdzali dokładnie to samo.
A gdyby tak było, nauczyciele skupialiby się jedynie na tych częściach podstawy programowej, których dotyczyłyby pytania egzaminacyjne w każdym roku.
Czyli uczyliby pod egzamin?
W takim złym znaczeniu tego słowa. Nie ma problemu, gdy na egzaminach sprawdzane jest to samo, co jest w podstawie programowej, ale też nie mogą to być każdego roku te same, wybiórcze treści. To prowadziłoby do zubożenia materiału, z którym zapoznawałby się uczeń. Naszym zadaniem jest sprawdzanie całości podstawy programowej.
Arkusze egzaminacyjne przygotowywane są przez trzy lata i staramy się zapewnić ich maksymalną porównywalność. Korzystamy z pomocy recenzentów, którzy dbają o to, by poziom trudności nie odbiegał od tego z lat poprzednich. Dodatkowo wszystkie arkusze egzaminacyjne sprawdzamy na rocznikach wcześniejszych, niż ten przystępujący do egzaminu. Dzięki temu wiemy, jakie zadania sprawią trudność i jak to poprawić.
Na skutek reformy oświaty w liceach będą obowiązywać dwie podstawy programowe. Oznacza to konieczność przeprowadzenia dwóch różnych egzaminów maturalnych, czy nie zwiększy to liczby skarg na poziom trudności?
Konieczność przeprowadzenia egzaminów obejmujących różne podstawy programowe nie jest niczym nowym, ale oczywiście to zawsze wywołuje problemy - tego nie jesteśmy w stanie uniknąć.
Tak było w przypadku egzaminu maturalnego z chemii w 2015 r., przetoczyło się wtedy bardzo wiele zastrzeżeń co do poziomu trudności. Problem nie wynikał jednak z błędów przy przygotowywaniu matury, a z faktu, że wiele działów chemii zostało usuniętych z wówczas nowej podstawy programowej. A zatem z perspektywy osób, które musiały się tych części podstawy nauczyć, ta druga matura była łatwiejsza.
Na problem z poziomem trudności wskazywano także w przypadku matury z matematyki w 2014 r. To też wynikało z jakichś zmian w podstawie programowej?
W tym przypadku chodziło raczej o sposób sformułowania zagadnień. Sam pamiętam taką sprawę, gdy na maturze z matematyki zmieniono treść zadania - nie było ono o dwóch pociągach, które się gdzieś mijają, tylko o dwóch piechurach lub narciarzach.
Inna fabuła i lekka zmiana w matematycznych parametrach sprawiły, że rozwiązywalność tego zadania spadła z 30 proc. do 10 proc. To właśnie świadczy o bezrefleksyjnym uczeniu pod egzamin.
Tymczasem na maturze może pojawić się wszystko, co jest w podstawie programowej. Mam nadzieję, że - po okresie takiego uśpienia, gdy zadania mniej więcej się powtarzały - przyzwyczailiśmy kolejne roczniki zdających do tego, że część zadań w kolejnych edycjach egzaminu może zdecydowanie różnić się od zadań z lat ubiegłych
Maturzysta musi opanować materiał, a nie arkusze z poprzednich lat - zapamiętać to powinni zarówno zdający, jak i nauczyciele. Nie ma co liczyć, że jeżeli coś było na egzaminie przez pięć lat, to pojawi się też w kolejnym roku.
Jasne, są takie zadania, które się powtarzają, w tym roku na pewno pojawi się rozwiązanie równania, nierówności, zadania z funkcją, zadania na ciągi - to są rzeczy podstawowe i od dwunastu lat niezmiennie zadziwia mnie fakt, że są maturzyści, którzy nie są w stanie rozwiązać prostego równania.
A co z językiem polskim, czy w tym roku znowu pojawi się "Lalka"?
Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć, może tak się zdarzyć, ponieważ jest to lektura obowiązkowa, a je wszystkie na pewno warto solidnie powtórzyć przed egzaminem. Zwłaszcza że jest ich niewiele, bo kilkanaście, a takie utwory, jak np. wspomniana "Lalka" czy "Pan Tadeusz", można wykorzystać w tekstach na wiele tematów.
Dobrze, by maturzyści sięgali w swoich pracach do tekstów kultury wyższej, a nie "Kopciuszka", "Shreka", czy innych, powiedziałbym, niższych lotów.
W przypadku egzaminu z polskiego mocno krytykowane są też klucze odpowiedzi. Głośno o tym było np. o tym, że Wisława Szymborska nie odpowiedziałaby o pytanie na temat własnego wiersza...
Ten problem dotyczył starej matury, rzeczywiście - wtedy sprawdzanie pracy przez egzaminatorów polegało na poszukiwaniu pewnych słów kluczowych. Od 2015 r. tego w sprawdzaniu już nie ma - oczywiście oba systemy mają swoje plusy i minusy. Ten nowy to większe wyzwanie dla egzaminatora, musi on ocenić pracę całościowo, bez wsparcia, jakie dawał mu klucz odpowiedzi. To nie jest szukanie określonych słów i ich liczenie, ale holistyczne spojrzenie na pracę.
Wszelkie utyskiwania na klucze pochodzą od osób, które - moim zdaniem - nie otworzyły arkusza i nie zapoznały się z zasadami oceniania.
Z krytyką spotyka się też dobór tematów, pojawiają się głosy, że dotyczą one patriotyzmu, a rzadziej tematów, które są bliższe młodym ludziom...
Nie uważam, by zagadnienia dotyczące patriotyzmu były czymś złym, egzamin ma też pewną wartość wychowawczą i cieszyłoby mnie, gdyby nauczyciele wspólnie z uczniami analizowali krytycznie teksty, które pojawiły się w arkuszach w latach ubiegłych. Zachęcamy do omawiania tych treści i spoglądania na nie z różnych perspektyw.
Chybione są też zarzuty, że teksty dotyczą spraw, które nie interesują współczesnej młodzieży. Staramy się być na bieżąco - zachwyt wśród gimnazjalistek wywołał np. tekst dotyczący zespołu One Direction. Ale pojawiają się też treści na temat internetu, netykiety, zmian w polszczyźnie. Młodzież ma różnorodne zainteresowania i trudno oczekiwać, że teksty spodobają się wszystkim zdającym. A jeżeli chodzi o wartości, to po to też jest egzamin, nie chcemy, by dotyczył bzdur.
Dziękuję za rozmowę.
Asystent nauczyciela w kształceniu niepełnosprawnych też tylko do 2020 r.>>
Polecamy: Meblowanie szkolnej demokracji>>