Postępowanie odwoławcze trwa od marca tego roku. Najpierw było odraczane, bo Sąd Okręgowy w Białymstoku zgodził się na powołanie dodatkowych biegłych do oceny, czy jedna z osób uznanych za pokrzywdzone rzeczywiście ma symptomy stresu pourazowego.

Zobacz także: Mobbing trzeba udowodnić

 

We wtorek na rozprawę nie stawiła się oskarżona i jej obrońcy. Rano adwokaci przesłali sądowi zwolnienie lekarskie oskarżonej z opinią, że do 19 grudnia nie może się ona stawić w sądzie.

Pełnomocniczka pokrzywdzonych nie chciała zgodzić się na odroczenie, bo - w jej ocenie - to działania, których celem jest przedłużenie postępowania, by nie zapadł prawomocny wyrok. Chciała, by sąd telefonicznie sprawdził, czy między kolejnymi zwolnieniami lekarskimi oskarżonej wraca ona do pracy w magistracie.

"Samo złożenie zaświadczenia (lekarskiego), jest moim zdaniem, niedopuszczalnym wykorzystywaniem pozycji osoby oskarżonej, która ma uprawnienia, ale które podlegają ocenie sądu" - mówiła mec. Zofia Daniszewska-Dek.

Sąd uznał jednak, że w związku ze zwolnieniem lekarskim oskarżonej odroczy rozprawę do końca grudnia ale zastrzegł, że jeżeli i wtedy nie stawi się, zweryfikuje jej zwolnienia lekarskie.

To proces odwoławczy wobec b. kierowniczki jednego z departamentów Urzędu Miejskiego w Białymstoku. Sąd pierwszej instancji skazał ją na pół roku ograniczenia wolności, z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej pracy na cele społeczne, po 20 godz. miesięcznie.

Ma też ona zapłacić sześciu osobom po 500 zł nawiązki. Dwóm kolejnym odpowiednio: 1,5 tys. zł oraz 8 tys. zł. W tym ostatnim przypadku chodzi o pracownicę, u której stwierdzono problemy zdrowotne wywołane silnym stresem w związku z sytuacją w miejscu pracy. Sąd pierwszej instancji orzekł też wobec oskarżonej roczny zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych.

Zobacz także: Mobbing, czyli pracodawco płać!

 

Apelacje złożyli zarówno jej obrońcy, jak i pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych - kilku z grupy ośmiu pracowników Urzędu Miejskiego w Białymstoku, którzy mają w sprawie status pokrzywdzonych.

Prokuratura zarzuca Annie W., że między lutym 2007 a czerwcem 2009, jako kierownik, "złośliwie i uporczywie" naruszała prawa podległych jej pracowników. W akcie oskarżenia jest mowa o naruszaniu "podstawowej zasady poszanowania godności pracownika" poprzez ich wyzywanie i upokarzanie, m.in. poprzez niestosowne uwagi dotyczące stroju, wyglądu, orientacji seksualnej czy stanu cywilnego.

Według śledczych dochodziło też do publicznej krytyki przydatności do pracy bez merytorycznego uzasadnienia uwag. Takie uwagi miały być wyrażane nie tylko sam na sam, ale też w obecności osób trzecich. W ocenie prokuratury, uporczywe i długotrwałe nękanie i zastraszanie pracowników wywoływało w nich zaniżoną ocenę przydatności zawodowej.

Według aktu oskarżenia, były też wprowadzane zakazy i nakazy nieuzasadnione organizacją pracy, a mające na celu jedynie nękanie, m.in. poprzez zakazywanie wzajemnych konsultacji co do podejmowanych decyzji merytorycznych oraz udzielania sobie pomocy, nakazywanie noszenia odzieży dopasowanej do koloru ścian urzędu, wydawanie poleceń wykonywania czynności służbowych w krótkich terminach, bez uwzględnienia czasochłonności zadań oraz grożenie utratą pracy, izolowanie pracowników lub ich eliminowanie z zespołu.

Oskarżona nie przyznaje się; chce uniewinnienia.

Jak informował PAP kilka miesięcy temu białostocki magistrat, zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez urzędniczkę przesłał w lipcu 2009 roku do Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe prezydent miasta.

Zawiadomienie było następstwem drugiej już, doraźnej kontroli przeprowadzonej w jednostce organizacyjnej, którą kierowała obecna oskarżona. Pierwsza kontrola, wszczęta po informacjach od pracowników, została przeprowadzona dwa lata wcześniej, w 2007 roku. Po niej kierowniczka została zobowiązana do zmiany w sposobie zarządzania.

Oskarżona nie pracuje już na stanowisku, z którym związane są postawione jej zarzuty mobbingu, ale nadal zatrudniona jest w białostockim magistracie.

(PAP)