Już dziś, według obowiązującej od 1 lipca 2024 r. stawki godzinowej (28,10 zł) ochroniarz na zleceniu za 10 dyżurów 24-godzinnych w miesiącu zarabia brutto 6744 zł, a do ręki (czyli netto) bierze 4885 zł. W przyszłym roku, gdy stawka godzinowa wzrośnie do 30,20 zł, jego pensja poszybuje do 7248 zł brutto. Tymczasem specjalista z wykształceniem wyższym i stażem pracy, w ministerstwach i innych urzędach zarabia około 6000 zł brutto.

W założeniu płaca minimalna była dla osób rozpoczynających pierwszą pracę i osób o niskich kwalifikacjach. Pytanie więc, jak zniosą kolejną jej podwyżkę np. rzemieślnicy i inni drobni przedsiębiorcy, których już dziś nie stać na zatrudnienie na etacie jednego pracownika, a co dopiero kilku.

Czytaj również: Wdrożenie dyrektywy to okazja do zmian w ustalaniu płacy minimalnej>>

Wyższe wynagrodzenie minimalne jest już pewne

Od 1 stycznia 2025 roku pensja minimalna ma wzrosnąć z obecnych 4300 zł do 4626 zł, a minimalna stawka godzinowa z 28,10 zł do 30,20 zł. Tym samym płaca wzrośnie odpowiednio o 326 zł, a stawka godzinowa - o 2,10 zł w stosunku do drugiej połowy 2024 roku. Projekt rządowego rozporządzenia w sprawie wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę oraz wysokości minimalnej stawki godzinowej w 2025 r. (nr RD 111) opublikowany został właśnie na stronie Rządowego Centrum Legislacji. - Z uwagi na fakt, że wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę w 2024 r. (4300 zł), od której obliczana jest wysokość przeciętnego minimalnego wynagrodzenia za pracę w 2025 r., jest wyższa niż połowa przeciętnego wynagrodzenia w I kwartale 2024 r. (8147,38 zł), przy obliczaniu minimum płacowego na 2025 r. nie uwzględnia się 2/3 prognozowanego realnego przyrostu PKB – wyjaśnia Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w uzasadnieniu do projektu.

W Ocenie Skutków Regulacji (OSR) do projektu resort podaje, że zmiana wysokości płacy minimalnej obejmie około 3,1 mln pracowników, którzy otrzymują wynagrodzenie pomiędzy obecnym a projektowanym minimalnym wynagrodzeniem za pracę. - Szacuje się, że podwyższenie wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę do kwoty 4626 zł spowoduje wzrost wydatków budżetu państwa w 2025 r. o ok. 1 052,9 mln zł w skali roku, z tytułu finansowania niektórych wynagrodzeń, składek i świadczeń, których wysokość relacjonowana jest do wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę – podało MRPiPS.

O ile, biorąc pod uwagę obecne koszty życia, można zgodzić się z głosami, że nie jest to wiele, to pytanie czy rząd zastanawia się nad skutkami takiego wzrostu w szerszym kontekście niż tylko zmiany kwoty, czyli wyższego wynagrodzenia dla pracownika.

 

Sprawdź również książkę: Kodeks pracy. Komentarz [PRZEDSPRZEDAŻ] ebook >>


Pogodzić społeczną i ekonomiczną funkcję płacy 

- Relacja proponowanego minimalnego wynagrodzenia za pracę w 2025 r. (4626 zł) do prognozowanego na 2025 r. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej (8579 zł) wynosi 53,9 proc. Dzięki wzrostowi minimalnego wynagrodzenia za pracę zostanie zachowana siła nabywcza dochodów pracowników otrzymujących najniższe wynagrodzenia – zapewniają autorzy projektu.

O tym, co stanie się z pozostałymi pracownikami zatrudnionymi w sektorze prywatnym i publicznym, których pensje niebezpiecznie zbliżyły się albo zbliżają do płacy minimalnej, ci sami autorzy już nie wspominają.

Warto więc przypomnieć powody, które przemawiały za przeniesieniem mechanizmu ustalania minimalnego wynagrodzenia z rozporządzenia do ustawy.

- Obowiązek ustalania minimalnej wysokości wynagrodzenia za pracę lub sposobu ustalania tej wysokości aktem prawnym rangi ustawowej wynika z art. 65 ust. 4 Konstytucji RP. Dotychczas, najniższe wynagrodzenie pracowników za pracę określa Minister Pracy i Polityki Społecznej, w drodze rozporządzenia, na podstawie upoważnienia zawartego w art. 77(4) Kodeksu pracy. W praktyce, przy określaniu wysokości najniższego wynagrodzenia Minister konsultował się ze związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców w ramach powołanego przez Ministra specjalnego Zespołu – czytamy w uzasadnieniu projektu ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę oraz o zmianie niektórych ustaw, który do Sejmu IV kadencji wniósł ówczesny premier Leszek Miller w maju 2002 r. (druk sejmowy nr 556). Jak dalej podkreślono, istotnym novum przedkładanego projektu ustawy jest ustawowe zapewnienie realnej wartości minimalnego wynagrodzenia. Natomiast rzeczywisty poziom minimalnego wynagrodzenia będzie uzależniony od wyników negocjacji w ramach Trójstronnej Komisji do Spraw Społeczno-Gospodarczych, która w swoich pracach będzie mogła wykorzystać dotychczasowe metody ustalania wysokości minimalnego wynagrodzenia.

Według autorów tamtego projektu, udział w Komisji Trójstronnej przedstawicieli związków zawodowych i pracodawców powinien stworzyć warunki do wynegocjowania takiego poziomu minimalnego wynagrodzenia, który w maksymalnym stopniu będzie godził funkcję społeczną płacy minimalnej z funkcją ekonomiczną, a tym samym nie będzie miał negatywnego wpływu na konkurencyjność gospodarki.

- Gwarancją, że minimalne wynagrodzenie nie będzie ustalane w wysokości wpływającej w praktyce negatywnie na gospodarkę i rynek pracy, jest upoważnienie dla Rady Ministrów do ustalenia wysokości minimalnego wynagrodzenia, w przypadku nieuzgodnienia jej na forum Komisji Trójstronnej. Dotychczas takim gwarantem jest Minister Pracy i Polityki Społecznej – zaznaczono w uzasadnieniu.

Co z tych założeń zostało dzisiaj?

 


Relacja płacy minimalnej do średniej

Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, pytany o to, gdzie jest granica w podnoszeniu płacy minimalnej, mówi: - To jest trudne pytanie, bo stopniowy wzrost płacy minimalnej w ujęciu nominalnym jest rzeczą pewną i naturalną, związaną z faktem, że rosną wynagrodzenia w gospodarce. Kluczowe jest to, jaka ma być relacja płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia oraz względem struktury wynagrodzeń. 

Jak podkreśla, co do zasady jest to kwestia decyzji politycznej, ponieważ formalnie są prowadzone negocjacje w Radzie Dialogu Społecznego, ale wobec braku konsensusu wszystkich stron, w praktyce pozostaje to arbitralną decyzją Rady Ministrów, na jakim poziomie płaca minimalna się kształtować. - Dotychczasowa praktyka była taka, że zwiększano tę płacę w dynamicznym tempie, co powodowało, że jej wartość w relacji do średniego wynagrodzenia systematycznie rosła. O ile 16-17 lat temu to było wciąż około 35 proc., o tyle w przyszłym roku osiągniemy poziom około 54 proc. Jest to więc bardzo duży wzrost, który stawia nas wśród krajów o najwyższym poziomie płacy minimalnej w stosunku do przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Coraz trudniej jest wskazać przykłady krajów, które mają ukształtowaną płacę minimalną na wyższym poziomie według tej miary niż ma Polska – dodaje.

Zdaniem głównego ekonomisty FPP, przy takim poziomie płacy minimalnej, jaki mamy i jaki mieć będziemy w przyszłym roku, w wielu przypadkach premiowanie zaangażowania, wyższego poziomu kwalifikacji, jakości wykonywanej pracy jest trudniejsze, ponieważ struktura wynagrodzeń wypłaszcza się w takim stopniu, że przestrzeń do tego premiowania jest coraz mniejsza. Jak twierdzi, zjawisko to nadal występuje, ale premia za – mówiąc w dużym uproszczeniu – dobrze wykonaną pracę jest dużo niższa niż była w przeszłości. – Niestety nie ma to motywującego charakteru i jest jednym z tych czynników, które powodują, że w firmach trudniej jest podnosić poziom produktywności lub satysfakcji klienta, gdy niezależnie od stopnia zaangażowania zasadniczo poziom otrzymanego wynagrodzenia jest taki sam lub mocno zbliżony. Z punktu widzenia zarządzania organizacją pracy jest to sytuacja, która ogranicza pole do kształtowania takiej polityki wynagrodzeń, która sprzyja efektywniejszemu motywowaniu pracowników – zauważa Łukasz Kozłowski. I zaznacza, że im bardziej będziemy podnosić płacę minimalną w stosunku do średniej, powyżej granicy 50 proc., w tym większym stopniu te uboczne skutki, takie jak osłabienie konkurencyjności naszej gospodarki, ograniczenia w zarządzaniu kadrami czy czynnik proinflacyjny, będą się ujawniały.

 

Sprawdź również książkę: Kodeks pracy. Komentarz [PRZEDSPRZEDAŻ] ebook >>


Nie lada problem mają też samorządy

- Minimalne wynagrodzenie za pracę może wydawać się, że jest wysokie, ale jeśli weźmie pod uwagę koszty życia to wcale nie jest ono takie wysokie. Ludzie mają prawo godnie zarabiać, a to nie są stawki, które znacząco poprawiłyby sytuację obywateli. Jeżeli popatrzymy na wzrost cen żywności, wydatki mieszkaniowe, czy chociażby wydatki na energię elektryczną, to wysokość płacy minimalnej na przyszły rok nie jest przesadzona – mówi Bernadeta Skóbel, radca prawny, kierownik Działu Monitoringu Prawnego i Ekspertyz Związku Powiatów Polskich. I przyznaje, że jeżeli chodzi o wynagrodzenia w samorządzie terytorialnym, to rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych od dawna już nie pełni żadnych funkcji płacowych i jest stosowane tylko w tych najniższych kategoriach zaszeregowania.

Jak podkreśla mec. Skóbel, sytuację w wynagrodzeniach pracowników samorządowych zaburzyło doliczanie do wynagrodzenia dodatku stażowego, który stał się źródłem problemów na tle płacowym. Dlatego w przypadku wynagrodzeń wypłacanych pracownikom zatrudnionym w najniższych kategorii zaszeregowania – sprzątaczkom, woźnym czy innym wykonującym prace typowo usługowe, samorządy często zamiast podwyższać wynagrodzenie zasadnicze do płacy minimalnej, wprowadzają dodatek do płacy minimalnej, od którego nie liczy się dodatku stażowego. Skoro w 2025 r. płaca minimalna ma wzrosnąć do 4626 zł, to przykładowo wynagrodzenie pracowników samorządowych z I kategorii zaszeregowania z 20-letnim stażem pracy będzie wynosiło 4000 zł plus 20 proc. kwoty 4000 zł (z tytułu 20 lat stażu pracy) plus dodatek uzupełniający w wysokości 626  zł (stanowiący różnicę pomiędzy minimalnym wynagrodzeniem za pracę a płacą zasadniczą).

Jednak największy problem samorządy mają z pracownikami, od których wymaga się wykształcenia, wysokich kompetencji i specjalizacji. Tu mamy ogromny problem ze spłaszczaniem się wynagrodzeń. W tym przypadku samorządy nie są w stanie nadążyć za minimalnym wynagrodzeniem za pracę, nie mówiąc o średnim wynagrodzeniu w gospodarce. Dla nas utrzymanie takich pracowników to jest problem, bo nie ma pieniędzy na podwyżki – mówi mec. Bernadeta Skóbel. I dodaje: - System finansowania  jednostek samorządu terytorialnego jest tak skonstruowany, że jesteśmy uzależnieni od rządu. Nowy projekt ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego w ogóle tego nie zauważa. A to odbija się na jakości obsługi obywateli. Zatrudnienie dziś pracowników o wyższych kwalifikacjach, jak np. inspektora w wydziale budownictwa, geodety czy specjalisty od zamówień publicznych to nie lada problem. Nic dziwnego, że pracownicy o wyższych kwalifikacjach uciekają do lepiej płatnej pracy. 

- Spłaszczenie wynagrodzeń to jest odrębny problem i tym poważniejszy, bo  występuje zarówno w przedsiębiorstwach prywatnych, jak i w publicznych, zaburzając siatkę płac i wymuszając wzrost kosztów ponad  płacę minimalną – mówi Witold Michałek, wiceprezes Business Centre Club, ekspert ds. gospodarki, legislacji i lobbingu. Jak podkreśla, że w przypadku pracodawców publicznych to spłaszczenie jest sztywniejsze poprzez budżetowanie, które nie pozwala podwyższać wynagrodzeń lepiej zarabiającym, żeby ta drabinka płacowa miała sens. I przypomina, że zgodnie z dyrektywą UE w sprawie adekwatnych wynagrodzeń minimalnych w UE, są różne kryteria ograniczające swobodę kształtowania płacy minimalnej – 50 proc. średniego wynagrodzenia albo 60 proc. mediany. – Kilka lat temu mówiło się, że najlepszą proporcją jest 42 proc. średniej płacy. Było też spisane porozumienie między partnerami społecznymi, zgodnie z którym płaca minimalna miała nie przekraczać 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia za pracę. Teraz związki zawodowe mówią o adekwatnym i godnym wynagrodzeniu. Zgoda, ale ktoś musi na to zarobić – zauważa Witold Michałek. I dodaje: - Wydaje się, że w naszych warunkach bardziej realnym rozwiązaniem jest 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, bo ono będzie wyższe niż 60 proc. mediany.