Zaleski podkreślił, że w strategii przedsiębiorstwa zapisano zwiększenie "pozadrzewnych" przychodów przedsiębiorstwa. Głównym źródłem dochodów jest sprzedaż drewna, które stanowi ponad 90 proc. przychodów firmy. "Ten pozadrzewny komponent stanowi od 5 do 7 proc. Chcielibyśmy, aby ten udział rósł. Jest to korzystna dywersyfikacja dochodów i w pewnym stopniu chroni nas przed wahaniami cen drzewa, na które nie mamy wpływu" - powiedział.
Lasy Państwowe zarabiają m.in. na dzierżawie gruntów rolnych, nieruchomości czy sprzedaży polowań. Nowym pomysłem na kolejne dochody jest sprzedaż dziczyzny.
Zaleski wyjaśnił, że program skupu i sprzedaży dziczyzny jest zakrojony na kilka lat. "W tej chwili w dwóch nadleśnictwach zaczną działać chłodnie, dzięki którym możemy zwierzynę sprzedawać na rynku (nieprzetworzone półtusze; na więcej nie pozwalają przepisy) Liczymy, że w dającym się przewidzieć czasie wzrośnie popyt na tego typu artykuły mięsne dostarczane przez LP, że powstanie moda na dziczyznę, że nasza gastronomia, restauratorzy, hotele, będą mogły w większym niż dotychczas stopniu w takie artykuły się zaopatrywać" - dodał.
Zastępca dyrektora przypomniał, że przedsiębiorstwo gospodaruje w tzw. ośrodkach hodowli zwierzyny (145) i wyłączonych obwodach leśnych gdzie organizowane są polowania. Stanowią one 4 proc. powierzchni lasów. Na pozostałych terenach gospodarują koła łowieckie. "Te ośrodki przynoszą zysk, ale niezbyt wysoki. Kształtuje się on na poziomie ok. 5 mln zł rocznie. Jednak tym roku dzięki temu, że bardzo radykalnie została ograniczona populacja dzików w związku z ASF ten zysk prawie się podwoił. To świadczy, że gospodarka łowiecka jest szansą dla lasów na zwiększenie dochodów" - powiedział.
Inwestycje związane ze skupami są finansowane z funduszu leśnego. Chodzi np. o kupno chłodni czy odpowiednie szkolenia dla pracowników.
Zaleski ocenił, że gdyby takie punkty powstały we wszystkich 145 ośrodkach hodowli, zyski ze sprzedaży dziczyzny mogłyby być liczone w dziesiątkach milionów złotych rocznie.
Lasy nie wykluczają w przyszłości inwestycji w przeróbkę takiego mięsa. "Nie wykluczam, że przy rozwoju tego programu i retuszach prawnych moglibyśmy spróbować i tego. Dziczyzna, która obecnie jest sprzedawana w marketach jest horrendalnie droga. Wykupywana jest w Polsce po to by pojechać zagranicę do przeróbki. Następnie wraca na nasz rynek, ale po abstrakcyjnych cenach. Korzystniej byłoby to mięso przetwarzać na miejscu. Wtedy jego cena byłaby zdecydowanie niższa, co zachęciłoby do jego kupna przez większą liczbę klientów" - zaznaczył Zaleski.
Michał Boroń (PAP)