Ekipę w kwietniu poznały nawet osoby, które niespecjalnie interesują się polskim Youtubem – razem z firmą Koral youtuberzy wypuścili serię lodów, które przez kilka dni były obiektem pożądania sporej części polskich dzieci i nastolatków. Handlowano nawet papierkami, które na Allegro wystawiano nawet za kilkaset lub kilka tysięcy złotych. 

 

Promocja lodów ściąga tłumy dzieci do sklepów - problem zdrowotny czy prawny?>>

 

Kto pierwszy ten lepszy

Pokazało to, jak dużą popularnością cieszą się produkty sygnowane logo Ekipy. Nie dziwi więc wysyp koszulek i innych gadżetów z tym oznaczeniem, które można znaleźć na większości polskich bazarów i w sklepach z pamiątkami. Na początku sierpnia youtoberzy postanowili zacząć walczyć z bezprawnym wykorzystywaniem ich logo. W jednym ze swoich filmów wręczali handlarzom wezwania do zaniechania naruszeń. Natychmiast wytknięto im, że nie jest to zastrzeżony znak towarowy – owszem, w polskim urzędzie patentowym złożono wniosek o rejestrację, ale nie zrobiła tego Ekipa. Youtuberzy podkreślali jednak, że wystąpili do Urzędu Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej (dalej EUIPO) o rejestrację znaku na terytorium całej UE. 

Być może sprawa byłaby załatwiona, gdyby nie okazało się, że tam też spóźnili się o kilka dni.
- Spółka Friza zgłosiła swój znak towarowy 30 kwietnia i wszystko zmierzało ku pomyślnemu rozstrzygnięciu, ale do czasu – mówi Prawo.pl rzecznik patentowy Mikołaj Lech, który analizował tę sprawę w swoim materiale na Youtube - 2 sierpnia w rejestrze EUIPO ukazała się informacja, że ktoś złożył sprzeciw wobec wniosku Ekipy, podnosząc, że 27 kwietnia wystąpił o rejestracje znaku słownego „Lody Ekipy” na Polskę. I wybrnięcie z tej sytuacji może być bardzo trudne. Oczywiście najlepszym argumentem byłoby wskazanie, że wniosek zgłoszono w złej wierze – tym bardziej, że 27 kwietnia faktycznie lody Ekipa nie schodziły z czołówek portali internetowych. Problem w tym, że tej podstawy prawnej nie można podnosić w postępowaniu sprzeciwowym a dopiero we wniosku o unieważnienie – mówi mec. Lech. 

Tłumaczy, że idealnie byłoby w sprzeciwie powołać się na wcześniej zgłoszony lub zarejestrowany znak towarowy. O to jednak EKIPA nie zadbała, co dało pole do działania ich konkurencji. Ostatnią deską ratunku wydaje się więc być argument posiadania przez ich spółkę prawa do firmy. Wykazanie tego jest trudne, ale przy tak dużej skali ich działalności wykonalne – tłumaczy Mikołaj Lech. 

 

 

 

Od okupu po usunięcie z social mediów 

Zastrzeżenie czyjejś nazwy lub logo, korzystając z jego niedopatrzenia, nie jest rzadkością. Może jednak narazić przedsiębiorcę lub twórcę na spore straty. Podobny problem miał m.in. Stock Polska, który w 2015 r. chciał wypuścić na rynek wódkę Saska. W listopadzie butelki trafiły na sklepowe półki - tyle że okazało się, że konkurencja zgłosiła na siebie znak towarowy już w październiku. Gdy urząd patentowy wydał decyzję o przyznaniu ochrony na znak towarowy, konkurent złożył pozew przeciwko producentowi wódki i całą partię zabezpieczył komornik. W ramach ugody CEDC przeniosła prawa do znaku towarowego Saska na Stock Polska. Warunki porozumienia były poufne, ale Stock Polska mając zablokowną sprzedaż ponosiła straty - tłumaczy Mikołaj Lech. Przytacza też sprawę piłkarza Neymara. Ktoś zarejestrował jego nazwisko jako znak towarowy i piłkarz najprawdopodobniej tego nie zauważył. Sprawa wyszła na jaw, gdy okazało się, że nie można sprzedawać klubowej odzieży sygnowanej tym słowem. - Ostatecznie piłkarz spór wygrał, udowadniając, że znak zgłoszono w złej wierze, ale moim zdaniem nie udałoby się to, gdyby nie był tak rozpoznawalną osobą - mówi rzecznik patentowy. 


 
Dodaje, że podobne przypadki zdarzają się z wykorzystaniem wzorów przemysłowych. Taka rejestracja wyglądu przedmiotu pozwala na zablokowanie sprzedaży np. określonego modelu krzesła na Allegro lub innych portalach sprzedażowych. Urząd Patentowy podobnie jak w przypadku znaków towarowych, nie weryfikuje czy zgłaszający ma do tego prawo. W efekcie można tym sposobem zablokować konkurentowi kluczowy kanał sprzedaży. Pokrzywdzony przedsiębiorca w ramach obrony może próbować takie prawo unieważniać, ale procedura trwa przynajmniej rok.

- Oczywiście osoba, która poniosła przez takie praktyki szkodę, może domagać się odszkodowania. Tylko że wiąże się to z kolejnym procesem. Jeżeli formalnie zgłaszającym jest obywatel innego państwa, np. Chin, to odzyskanie utraconych korzyści jest często teoretyczne. Co więcej, zastrzeżenie znaku towarowego przez nieuczciwą konkurencję, jest o tyle niebezpieczne, że pozwala na blokadę w social mediach. Portale tylu Youtube, Facebook czy Allegro często stają po stronie osoby legitymującej się świadectwem ochronnym. Przed tymi problemami łatwo się obronić. Wystarczy zgłosić swój znak towarowy czy wzory przemysłowe jako pierwszy.  – mówi Mikołaj Lech.

 

Haracz jak za skradziony samochód

Adwokat Andrzej Zorski z Kancelarii PZ również podkreśla, że zjawisko jest bardzo uciążliwe. - Przychodzi mi na myśl trochę powszechny sposób gangsterów z lat 90 - tych, którzy kradli samochody, a następnie odsprzedawali je właścicielom. Osoby dopuszczające się tego procederu wiedzą, że proces przed sądem przegrają, ale jest on dość wyczerpujący i długotrwały dla osoby, która chce ze znaku i jego ochrony już korzystać. Prowadzi to do sytuacji, w której często wygodniej jest zapłacić "okup", niż biegać po sądach. Moim zdaniem prawodawstwo unijne powinno podjąć jakieś kroki celem przeciwdziałania temu procederowi, bo tak po prostu być nie powinno – mówi.

 

 

 

Podobnego zdania dr Michał Markiewicz, radca prawny w Kancelarii Markiewicz & Sroczyński, który tłumaczy, że ochrona znaku przysługuje od momentu jego zgłoszenia i z tą chwilą można dochodzić roszczeń za ewentualne naruszenia. - Jeżeli chodzi o rejestrację cudzych oznaczeń, to sytuacja jest mocno skomplikowana, teoretycznie można dokonać rejestracji – jeżeli jest to procedura przed Urzędem Patentowym RP, to bada on, czy zgłoszenia nie złożono w złej wierze. Zdarza się jednak, że takie sprawy kończą się odkupieniem praw od osoby, która zarejestrowała znak, albo w sądzie – tłumaczy mec. Markiewicz.

Prawnicy wskazują, że korzystanie z cudzego znaku może być uznane za sprzeczne z ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. - W szczególności z art. 10 tejże ustawy oraz uznane za czyn niedozwolony. Może to się skończyć zarówno sankcjami karnymi, w tym karą aresztu lub grzywny a także wysokim odszkodowaniem, jeżeli przedsiębiorca wykaże, że na skutek braku ochrony spowodowanej bezprawnym działaniem trolla poniósł szkodę – podkreśla mec. Zorski.