Małoletnia Patrycja C. podczas otwierania blaszanej puszki przecięła sobie palec wskazujący lewej ręki. W związku z krwawiącą raną wezwała pogotowie ratunkowe. Ratownik medyczny podczas interwencji nie stwierdził objawów zagrażających jej życiu lub zdrowiu. Polecił zakleić ranę plastrem opatrunkowym i udać się do placówki leczenia zabiegowego.

Po odjeździe pogotowia małoletnia udała się do szkoły. Ze względu jednak na ból i brak możliwości pełnego zginania zranionego palca, z mamą udała się do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Skierowano ją na oddział dziecięcy urazowo-ortopedyczny, gdzie zdiagnozowano uszkodzenie ścięgna, założono szew i szynę oraz wdrożono antybiotykoterapię. Po czterech dniach dziewczyna została wypisana ze szpitala dobrym stanie ogólnym i miejscowym.

Ratownik nie stawiając diagnozy nie dopuszcza się zaniedbań

Zdaniem matki dziewczyny ratownik medyczny zbagatelizował obrażenia, nie podjął natychmiastowych działań, co skutkowało pogorszeniem się sprawności ręki jak również odczuwalnym przez córkę niepotrzebnym cierpieniem i dezorganizacją życia w związku wielotygodniową rehabilitacją. Od wojewódzkiej stacji pogotowia ratunkowego zażądała na rzecz córki zapłaty 6 tys. zł zadośćuczynienia.

Towarzystwo Ubezpieczeniowe, w którym stacja pogotowania ratunkowego miała wykupioną polisę OC nie uznało roszczenia. Podniosło, że ratownik medyczny nie dopuścił się zaniedbań. Uznało, że pomiędzy nieprzewiezieniem pacjentki do szpitala, a stanem sprawności ręki nie zachodzi bezpośredni związek przyczynowego.

Sąd Rejonowy, a następnie Sąd Okręgowy w Suwałkach uznały, że powództwo jest niezasadne. Sądy stwierdziły, że podjęte w ramach interwencji działania ratownika medycznego nie miały wpływu na stan zdrowia powódki.

 

Z opinii biegłych wynika, że zabiegu zabezpieczenia zranionej kończyny dokonano w ciągu 24 godzin od zdarzenia oraz w przeciągu 7 godzin od trafienia do szpitala (zabiegu nie przeprowadzono w trybie pilnym). W związku, z czym chybionym był argument opóźnienia w leczeniu. Biegły z zakresu chirurgii ogólnej wskazał, ze nawet w przypadku gdyby rana została zabezpieczona kilka godzin wcześniej, doznany przez powódkę uszczerbek na zdrowiu byłby analogiczny.

Diagnozę stawia lekarz a nie ratownik

Biegła z zakresu medycyny ratunkowej stwierdziła, iż uczestniczący w interwencji ratownik medyczny nie miał obowiązku rozpoznania u powódki uszkodzenia ścięgna zginacza głębokiego palca, zaś dopiero badanie lekarskie, przekraczające kompetencje ratownika, pozwoliło na ustalenie obrażeń, jakim uległa Patrycja C. oraz podjęcie stosownych działań leczniczych.

Rolą ratownika medycznego jest bowiem rozpoznanie stanu nagłego zagrożenia zdrowia oraz życia i podjęcie odpowiednich działań. Profesjonalna ocena następstw odniesionego przez poszkodowaną urazu wykracza poza zakres specjalizacji ratownika medycznego.Biegła podkreśliła, że uczestniczący w interwencji ratownik medyczny był zobowiązany powiadomić rodzica małoletniej powódki o zaistniałym zdarzeniu, okoliczność ta jednakże nie przyniosła ujemnych skutków dla stanu zdrowia powódki.

Sąd uznał więc, że przebieg procesu leczenia, tryb postępowania oraz następstwa zdrowotne powstałe u pacjentki pozostawały niezwiązane z działaniami ratownika medycznego gdyż wynikały z charakteru doznanego urazu, nie zaś z zaniechania sanitariusza (takie sformułowanie pojawiła się w treści wyroku SO w Suwałkach).

 

Wyrok Sądu Okręgowego w Suwałkach z 27 lutego 2020 r. sygn. akt I Ca 45/20