Beata Dązbłaż: Na 30 września Porozumienie Rezydentów Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (PR OZZL) zapowiedziało protest przeciwko bylejakości w zarządzaniu ochroną zdrowia w Polsce. Jedną z kwestii do rozwiązania, która pogłębia tę bylejakość, w Państwa opinii, są limity na wystawianie przez lekarzy recept. Jak to rozwiązać?
Sebastian Goncerz: Przede wszystkim jakiekolwiek zmiany w ochronie zdrowia powinny być dokonywane w oparciu o akty prawne. Tymczasem mija już półtora miesiąca od wprowadzenia przez ówczesnego ministra zdrowia Adama Niedzielskiego limitów na wypisywanie recept, a wciąż nie ma aktu prawnego w tej sprawie. W dobrze zarządzanej ochronie zdrowia podstawy prawne, a nie polecenia służbowe winny regulować rzeczywistość. Po drugie, wszystkie zmiany powinny być wprowadzane w dialogu ze środowiskiem i ekspertami. Dobrze to widać na przykładzie rozporządzenia dotyczącego wydawania recept na leki psychotropowe, które weszło w życie 2 sierpnia (nowelizacja rozporządzenia w sprawie środków odurzających, substancji psychotropowych, prekursorów kategorii 1 (substancje posiadające potencjalne zastosowanie przy produkcji narkotyków) i preparatów zawierających te środki lub substancje - red.). Każda osoba pracująca z osobami starszymi mogłaby już na początku powiedzieć, jakie są wady tego pomysłu. Osoby starsze nie zawsze mają przy sobie telefon, nie zawsze mają dostęp do internetu czy umiejętność korzystania z niego i rzadziej korzystają z IKP. Gdyby wysłuchano opinii ekspertów, pewnych minusów tych rozwiązań można by uniknąć. A te minusy mają realny wpływ na życie konkretnych osób, które z tych leków korzystają.
Czytaj w LEX: Ograniczenia w wystawianiu recept przez lekarzy >
Walka z receptomatami jest skuteczna?
Pierwotnym założeniem limitu recept była walka z receptomatami. Obecnie czekamy na odpowiedź MZ, na pytania, które skierowaliśmy w trybie udostępniania informacji publicznej, jak te rozwiązania faktycznie wpłynęły na ograniczenie wydawania recept w receptomatach. Zapytaliśmy MZ także o definicję handlu receptami, bo jest ona często używana przez resort, ale nigdzie nie jest zdefiniowana. Obecnie nasze podejrzenie jest takie, że niestety ma to znikomy wpływ na handel receptami, choć nie do końca wiadomo, co rozumieć pod tym pojęciem. Podsumowując, wprowadzone rozwiązania są bezprawne, nie skonsultowane ze środowiskiem i nie osiągają swojego założonego celu. Rozwiązania, które proponujemy, muszą zawierać wszystkie te trzy elementy. Naczelna Izba Lekarska proponowała już 7 lipca, a my na naszej pikiecie 13 lipca, że konieczne jest zdefiniowanie, czym jest pierwsza wizyta lekarska i za pomocą jakich narzędzi można ją przeprowadzić np. telemedycyny. To rozwiązałoby szereg problemów np. z wypisywaniem recepty na czacie. Trzeba pamiętać, że zapotrzebowanie na receptomaty z czegoś wynika – z jakiejś potrzeby lub utrudnionego dostępu do leków, może niechęci do korzystania ze stacjonarnej opieki zdrowotnej, a może z nagłych potrzeb jak antykoncepcja awaryjna czy tzw. PrEP (profilaktyka przedekspozycyjna polega na przyjęciu leku, który może zmniejszyć ryzyko zakażenia – red.) w przypadku zakażenia wirusem HIV, gdzie kluczowy jest czas. Niezależnie od opinii na temat takich przypadków, nie można zaprzeczać, że one są. W związku z czym należy stworzyć adekwatne rozwiązania.
Czytaj też: Zmiany w e-receptach nie będą dotyczyć antykoncepcji awaryjnej >
Stoję na stanowisku, że jeśli w związku z limitami na recepty choć jeden uczciwie pracujący lekarz nie będzie mógł wystawić choć jednemu pacjentowi recepty na lek, którego ten potrzebuje, to jest złe prawo. A dopuszczalny obecnie limit wypisania 300 recept w ciągu 10 godzin lub przyjęcia 80 pacjentów w tym samym czasie, na pewno nie jest standardową sytuacją, i nigdy nie powinien nią być.
Na czym polega w Państwa opinii pogłębiający się problem z jakością kształcenia lekarzy i co powinno się zmienić?
Tutaj także mamy szereg problemów, ale wszystkie sprowadzają się do degradacji jakości kształcenia lekarzy, którą obserwujemy od jakiegoś czasu. Poczynając od przepisów, które redukują kryteria, jakie muszą spełniać uczelnie, żeby móc otworzyć kierunek lekarski.
Czytaj też: Będzie łatwiej utworzyć nowy kierunek lekarski - prezydent podpisał ustawę >
W przypadku najlepszych uczelni akademickich poza wymogiem posiadania kategorii A+, A lub B+ w naukach medycznych lub naukach o zdrowiu dodane zostanie dodane kryterium posiadania trzech dowolnych kierunków prowadzonych w kategorii A+ lub A. To znaczy, że uczelnia, która np. teologię, socjologię, ekonomię ma na wysokim poziomie, będzie mogła kształcić lekarzy. Z tym zupełnie się nie zgadzamy, do otworzenia kierunku lekarskiego konieczne jest posiadanie bazy dydaktycznej z doświadczeniem w nauczaniu nauk związanych ze zdrowiem. W ostatnim roku otworzono 13 nowych kierunków lekarskich, co daje nam obecnie sumę 39 takich kierunków, z czego 17 nie ma np. własnego prosektorium, a więc działa w cudzym, albo nie ma zajęć praktycznych. Przykładem jest uczelnia z Nowego Sącza, która co tydzień będzie wysyłała swoich studentów do oddalonego o 250 km Radomia, gdzie niedawno prosektorium powstało. Pytanie, jak jest wyposażone. Podobnie z praktykami w szpitalach klinicznych. Nie każda uczelnia z kierunkiem lekarskim będzie miała w swoim zasięgu taki szpital. Studenci będą więc odbywać praktyki w szpitalach powiatowych lub miejskich lub jeździć po wiele kilometrów do najbliższego szpitala klinicznego.
Trzeba podkreślić, że rekrutacje na medycynę prowadzą uczelnie, które nie mają pozytywnej opinii Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Warunkową zgodę, pomimo braku warunków, może wydać minister edukacji, teoretycznie na rok, ale są przypadki, gdzie uczelnie miały np. dwa lata z rzędu warunkową zgodę. To bardzo nieokreślony i grząski temat. Ryzyko jest więc duże, że będzie przybywać lekarzy bez odpowiedniego przygotowania np. praktycznego. Widzimy niebezpieczeństwo efektu śnieżnej kuli, raz zepsute prawo, jest bardzo trudno naprawić i coraz łatwiej można naciągać przepisy. Tymczasem to ma przełożenie na jakość w ochronie zdrowia i bezpieczeństwo pacjentów.
Czytaj w LEX: Nowelizacja ustawy o zawodzie lekarzy i niektórych innych ustaw – wpływ na świadczeniodawców >
Cena promocyjna: 143.2 zł
|Cena regularna: 179 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 125.31 zł
Mają na nie wpływ także normy zatrudnienia lekarzy w przeliczeniu na pacjenta. To kolejny postulat OZZL. Jak one miałyby wyglądać?
W wielu placówkach mamy na razie jedną formę norm zatrudnienia tzw. koszykową. To znaczy, że dany oddział może zakontraktować świadczenia z NFZ, jeśli ma zapewnione dwa etaty specjalistów. Ale nigdzie nie jest zdefiniowane, jak duży może być ten oddział. Dotyczy to też tylko etatów, a nie dyżurów. Szpitale jednoimienne mają dwie osoby, które nierzadko dodatkowo nie są specjalistami, na dyżurze np. na 750 pacjentów. To duże zagrożenie dla każdej ze stron, która uczestniczy w takiej sytuacji. Musiałyby być stworzone normy minimum. Rozmawialiśmy już o tym z MZ i nie chodzi o to, że ustalimy arbitralną liczbę godzin w przeliczeniu na pacjenta, bo to nie rozwiąże problemu, ponieważ to zależy od wielu indywidualnych czynników w każdej placówce. Trzeba najpierw sprawdzić na ile mamy zasoby, czy dana liczba specjalistów pozwala te normy ustalić, a jeśli nie, to ile jeszcze musimy nadrobić. Kluczowe jest obłożenie placówki, bo chodzi także o dyżury, szczególnie młodych lekarzy. Natomiast na pewno konieczne jest to, żeby na każdym dyżurze był specjalista. A więc normy powinny być tak wystandaryzowane, aby każda placówka mogła przełożyć ja na swoje warunki. Normy są konieczne dla jakości leczenia i bezpieczeństwa pacjentów. Nie możemy przyzwyczajać się do patologii np. że jest jeden rezydent na dyżurze na 300 pacjentów.
Czytaj też: Pacjenci chcieliby, aby lekarz poświęcał im więcej czasu >
Czy da się uniknąć biurokracji w zarządzaniu ochroną zdrowia?
Uniknąć nie, ale zmniejszyć na pewno. Lekarz tylko chwilę poświęca pacjentowi, a reszta jego czasu przeznaczona jest na wypełnianie dokumentacji.
W naszym przekonaniu część tych obowiązków, na pewno mogłyby przejąć sekretarki medyczne. Dobrym przykładem na nadmierne obciążenie lekarzy jest wypełnianie wymogu oceny refundacji. To bardzo ognisty temat. Jeśli lekarz źle to oceni, NFZ może nałożyć na niego wysoką karę wraz z odsetkami. Na refundację wpływa wiele zmiennych czynników np. limity, wiek, samopoczucie, rodzaj schorzenia u pacjenta. Nie godzimy się na poświęcanie tej kwestii tyle czasu, bo w naszym interesie jest zapewnienie pacjentowi jak najlepszej opieki. Jeśli lekarz przepisuje tańszy lek dla pacjenta, który jest w trudnej sytuacji finansowej, to działa moralnie. Ale przepisy są tak nieprecyzyjne, że uderzają w lekarzy. Przykładem jest głośna sprawa lekarzy, którzy przepisywali w interesie pacjenta tańsze mleko hipoalergiczne. Działali etycznie dla dobra pacjenta, ale system w nich uderzył, obciążając ich wysokimi karami. Skoro system uderza w ludzi, którzy działają etycznie dla dobra pacjenta, to na pewno trzeba go zmienić. Innym przykładem są leki, które do oceny stopnia refundacji mają klauzulę, że trzeba mieć chorobę psychiczną jako zaburzenie. Tyle tylko, że mamy dwie definicje w systemie prawnym choroby psychicznej, jedna wynikająca z klasyfikacji ICD-10, a druga z ustawy o ochronie zdrowia psychicznego, która nie ujmuje na przykład uzależnień czy zaburzeń osobowości. Jak ocenić stopień refundacji w tej sytuacji, która definicja jest ważniejsza? Ponoć różne są interpretacje. Mamy zatem chaos, któremu mogłaby zapobiec np. cyfryzacja i automatyczne określanie refundacji.
Czytaj w LEX: Komentarz do ustawy o podstawowej opiece zdrowotnej >
W postulatach RP OZZL jest też ten o 8-proc. PKB przekazywanym na ochronę zdrowia. To dużo?
Tak, to dużo w porównaniu do tego, ile teraz wykazujemy. Jest to 4,91 proc. realnego PKB, bo liczone jest dwa lata wstecz. Ten postulat szczególnie, podobnie zresztą jak pozostałe, mają otworzyć debatę społeczno-polityczną na ten temat. Polska ochrona zdrowia jest tragicznie niedofinansowana, co powtarzamy od kilku lat. Moi poprzednicy występowali z postulatami 6,8-proc. PKB, ale wtedy była inna średnia europejska. Teraz zbliża się ona do 8 proc., a my dalej dajemy się wyprzedzać. Natomiast poprzez niedofinansowanie ochrony zdrowia zaciągamy dług zdrowotny wobec pacjentów, którzy są, kolokwialnie mówiąc, niedoleczeni, co w efekcie ma wpływ na gospodarkę, bo więcej płacimy za to, że oni nie pracują i kontynuują leczenie latami. Aktualne rozwiązanie na pewno nie jest zamknięciem tematu, szczególnie z uwagi na to cofnięcie się o dwa lata i liczenie PKB dwa lata wstecz, problem jest dość pokaźny i chcemy jasno zademonstrować, że należy to zmienić.
Czytaj też w LEX: Ustawa o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta - podsumowanie prac nad ustawą i najważniejsze założenia >
Domagacie się Państwo lepszej komunikacji z MZ. Teraz jej nie ma?
Mogę odpowiedzieć na to pytanie, posługując się własnym przykładem. Mocno interweniowaliśmy m.in. do MZ, do komisji sejmowych, do innych instytucji np. w przypadku poprzedniej formy ustawy o jakości czy ustawy o szkolnictwie wyższym. Niespecjalnie nasze uwagi doczekały się dyskusji i nie zostały uwzględnione. Nie doczekały się choćby odpowiedzi, dlaczego ich nie uwzględniono. Ja tego dialogu nie widzę. Za to jest jego ogromna potrzeba, niezależnie od tego, kto po wyborach będzie ministrem zdrowia. Mam nadzieję, że środowisko medyczne będzie brało udział w tej dyskusji o decyzjach w ochronie zdrowia, w której pracujemy, ale jesteśmy też pacjentami.
Czy obawiacie się hejtu z powodu zapowiedzianego protestu? W sieci już pojawiły się różne zarzuty uderzające w lekarzy.
Dla mnie to codzienność mojej działalności. Tak było za każdym razem, gdy podejmowałem jakiś temat np. ustawy o jakości – wtedy zarzucano nam, że chcemy być bezkarni. Gdy podejmowaliśmy temat refundacji, mówiono, że chcemy zarabiać na receptach, teraz też są uwagi. Myślę, że to jest standard w życiu aktywisty w naszym kraju. Oczywiście, że należy spodziewać się krytyki, bo taką mamy rzeczywistość społeczno-polityczną. Uważam jednak, że mamy moralnie słuszne postulaty, merytorycznie oparte o rzeczywistość. To jest wszystko, czego potrzebuję, żeby uznać, że podejmujemy właściwy kierunek działań.
Zobacz nagranie szkolenia: Postępowanie z trudnym pacjentem w placówce medycznej >
Sebastian Goncerz, przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy
Chcesz zapisać ten artykuł i wrócić do niego w przyszłości? Skorzystaj z nowych możliwości na Moje Prawo.pl
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.