Eksperci apelują, że w Polsce w związku z falą uchodźców potrzebujemy znacznie więcej lekarzy, zwłaszcza pediatrów, ginekologów i chirurgów. A to są specjaliści, których w Polsce nie od dziś brakuje najbardziej. Eksperci wskazują, że potrzebne są też lepsze systemowe rozwiązania - tworzenie dedykowanych przychodni, a także pomoc z Unii Europejskiej, by system się nie załamał. - Nasz system od lat jest niewydolny, a bez pilnego wsparcia z UE i sprawnego zarządzania za chwilę dostanie zawału – ocenia Krzysztof Łanda, były wiceminister zdrowia.

 

Już nam brakuje lekarzy

W Polsce w 2020 roku było 132 tysiące lekarzy. Tak wynika z najnowszych Map Potrzeb Zdrowotnych. Na 100 tys. mieszkańców przypadało 346 lekarzy. Dr Jerzy Gryglewicz, ekspert Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie zauważa, że ważne jest jeszcze jakich lekarzy mamy. Jego zdaniem zaś możemy spodziewać się ogromnego kryzysu w podstawowych dziedzinach medycyny: internie, chirurgii, pediatrii i ginekologii.

WZORY DOKUMENTÓW:

 

Przykładowo w 2020 roku mieliśmy tylko 14 tysięcy pediatrów, z tego 12,7 tysięcy pracowało w podmiotach mających kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. W ciągu 6 lat  blisko 3 tys. z nich osiągnie wiek emerytalny, a w trakcie specjalizacji 1,6 tys. Chirurgów, a to oni wykonują operacje, jest 8 200, a ginekologów mamy jeszcze mniej – tylko 7 200.

Najgorzej z pediatrią

Mamy też tylko 7 tys. łóżek na oddziałach pediatrycznych. W 2021 roku jednak było już mniej, bo część została zamknięta. Są powiaty, nawet miasta, gdzie nie ma ani jednego łóżka szpitalnego dla dzieci, i to na wschodzie Polski. Tak jest w Zamościu i powiecie zamojskim, czy w powiecie przemyskim, a w Przemyślu jest tylko 20.

Czytaj też: Zasady zatrudniania w placówce medycznej lekarzy spoza UE >

- Zmiana sposobu finansowania pediatrii w 2020/2021 roku z ryczałtowania świadczeń na płacenie tylko za wykonane procedury doprowadziło do likwidacji większości oddziałów pediatrycznych w wielu mniejszych szpitalach. - przyznaje Piotr Kasztelowicz ze Szpitala Powiatowego w Chełmży. - Nasz oddział uratowaliśmy,  ale zlikwidowano je w Aleksandrowie Kujawskim, Wąbrzeźnie, Chełmnie. Pozostały w dużych miastach - Toruniu. Bydgoszczy, Inowrocławiu i Grudziądzu oraz Włocławku i paru mniejszych, np. Świeciu. Nasz oddział, który przez lata faktycznie miał małe obłożenie, obecnie jest pełny. A dzieci ukraińskie będą potrzebowały opieki pediatrycznej. Czy jest jakiś pomysł jak zahamować dalszą likwidację tych oddziałów pediatrycznych, które jeszcze zostały? - pyta Kasztelowicz. 

Póki co resort zdrowia organizuje trzy duże ośrodki kliniczne, oparte na szpitalach dziecięcych, do  których będę trafiały dzieci, by je jeszcze raz zdiagnozować, by potwierdzić diagnozę i skierować dalej, do specjalistycznych ośrodków.  Tymczasem już teraz dzieci z Ukrainy trafiają do polskich szpitali. Waldemar Kraska, wiceminister zdrowia powiedział, że w zeszłym tygodniu do polskich szpitalu już trafiło około 700 dzieci z Ukrainy. - Hospitalizacje są w miarę krótkie, ale mamy też dzieci, które wymagają dializ, leczenia onkologicznego – mówi Kraska.

Czytaj: Minister zdrowia powołał zespół do spraw pomocy medycznej dla Ukrainy>>

 

Prawo medyczne dla lekarzy. Wybrane zagadnienia
-25%

Krzysztof Izdebski, Anna Karkut, Karol Kolankiewicz

Sprawdź  

Cena promocyjna: 66.75 zł

|

Cena regularna: 89 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 89 zł


Łóżka w Unii nam nie pomogą

Z drugiej strony wiceminister przyznaje, że napływ tak dużej liczby osób, spowoduje wzrost zapotrzebowania na usługi medyczne. Jak już pisaliśmy wielokrotnie, obywatele Ukrainy, którzy uzyskają numer PESEL, będą leczeni jak Polacy. Tyle, że już Polacy mają problem z dostępem do świadczeń, o czym wielokrotnie pisaliśmy. Co więc zrobić, aby system się nie załamał? - Jesteśmy w kontakcie z UE, aby inne kraje też włączyły się w leczenie dzieci ukraińskich, w szczególności leczenie wysokospecjalistyczne. I mamy zapewnienia, że taki korytarz pomocy będzie do nas skierowany – mówi Waldemar Kraska, wiceminister zdrowia.

Stella Kyriakides, unijna komisarz do spraw zdrowia i bezpieczeństwa żywność, zadeklarowała, że w szpitalach europejskich znajdzie się 10 tysięcy miejsc dla dzieci. Patrząc, ilu małych Ukraińców trafiło już do szpitali, jest to kropla w morzu potrzeb. Tomasz Zieliński, lekarz rodzinny, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego, zwraca uwagę, że podawanie liczb łóżek szpitalnych dobrze się sprzedaje, ale potrzebujący pomoc otrzymają głównie w podstawowej opiece zdrowotnej. - Im lepszą, tym mniej będzie potrzeba łóżek szpitalnych, z pominięciem rannych z pola walki – dodaje.

 

 

Trzeba wyznaczyć konkretne przychodnie

Co zrobić, aby system miał szansę przetrwać podpowiada Jerzy Gryglewicz. – Przede wszystkim należy zacząć od uporządkowania pomocy medycznej dla obywateli Ukrainy. Nie powinno być tak, że leczą ich wszyscy. Należy wyznaczyć konkretne placówki, które mającą kadrę znającą język ukraiński lub rosyjski – mówi.

Tak zrobiła Łódź. Wyznaczyła sześć przychodni, które obsługują obywateli Ukrainy, a kadra znaj język ukraiński lub rosyjski. Główna jest w centrum miasta na ul. Piotrkowskiej. Tam kierowani są chorzy z punktów recepcyjnych.  Przypadki pilne kierowane są na szpitalny oddział ratunkowy. Tam osoba z problemami kardiologicznymi, pulmonologicznymi, diabetologicznymi otrzymuje od razu pomoc.

– To jest oddolna, samorządowa inicjatywa, a problem jest ogólnopolski – mówi dr Gryglewicz. To Ministerstwo Zdrowia wraz z Narodowym Funduszem Zdrowia powinni wyznaczyć placówki, bo Łódź sobie poradziła, ale inni niekoniecznie. Trzeba też im zapewnić finansowanie, i to nie z NFZ, bo to są osoby nieubezpieczone. Są traktowani jak ubezpieczeni, ale tak jak bezrobotni powinni być finansowani z budżetu państwa, a nie naszych składek – podkreśla dr Gryglewicz.  Do tak wyznaczonych placówek musi zostać skierowany personel znający język ukraiński czy rosyjski.

Czytaj też: Szczepienia cudzoziemców narodowości ukraińskiej przeciw Covid-19 >

Personel znający ukraiński musi być kierowany do konkretnych placówek

Waldemar Kraska podkreśla, że specustawa umożliwia szybkie uzyskanie kwalifikacji przez lekarzy z Ukrainy, i oni będą kierowali do podmiotów udzielających świadczeń obywatelom Ukrainy. Tyle, że nie jest to cała prawda. Świadczeń zdrowotnych dla obywateli Ukrainy będzie udzielał każdy podmiot mający podpisaną umowę z NFZ, a zatem będą mogli pracować, gdzie chcą. – Chodzi o to, aby jak najszybciej skierować personel potrafiący rozmawiać z obywatelami z Ukrainy do wyznaczonych punktów, także tych, którzy już pracują w Polsce, a następnie tych, którzy dostaną prawo do wykonywania zawodu. Nie można tego pozostawić bez kontroli. Takie działanie nie jest jednak zapisane w specustawie, i to jest błąd – podkreśla dr Gryglewicz.

A jak przyznaje Mieczysław Wojtaszek, dyrektor Wydziału Polityki Społecznej Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego, gdy pacjent nie zna języka polskiego, chociażby ze względu na specyficzne określenia dolegliwości, znajomość języka ukraińskiego przez lekarzy czy pielęgniarki jest na wagę zdrowia pacjenta.

Warto zaznaczyć, że kurs nauki języka ukraińskiego zaoferowała Naczelna Izba Lekarska, także NIL oraz Polskie Towarzystwo Medycyny Rodzinnej, które przygotowało wzory karty wywiadu lekarskiego w dwóch wersjach językowych. PTMR zorganizowało też listę tłumaczy do których można zadzwonić, gdy będzie problem z komunikacją.

Ustawa z dnia 12 marca 2022 r. o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa >

Potrzebujemy wsparcia z Unii

Krzysztof Łanda uważa jednak, że te wszystkie działania to za mało. – Po pierwsze trzeba mądrze re-lokować uchodźców, także do krajów Unii. Musimy też wyraźnie poprosić o pomoc unijne kraje, chodzi o pomoc finansową, ale też materialną i osobową. Do Polski powinni przyjeżdżać lekarze i pielęgniarki rotacyjnie na jeden-dwa tygodnie, ale choć za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, to nie słyszę np. o lekarzach z organizacji Lekarze bez granic. Chodzi głównie o trzy specjalności: chirurgów, pediatrów i ginekologów, bo tych lekarzy szczególnie będzie brakować. Potrzebujemy też postawić i wyposażyć szpitale polowe na wschodniej granicy. Skoro mamy ochotników do walki zbrojnej, to powinni też się znaleźć medycy do wsparcia systemu ochrony zdrowia. Bardzo ważne jest też, aby powstał jeden unijny budżet, dzielony zależnie od zaangażowania danego państwa w pomoc. Niestety z Polski nie słychać wyraźnych próśb, a z drugiej strony konkretnych propozycji – mówi Łanda.

Podobnie uważa dr Gryglewicz. – To jest ogromne wyzwanie, z którym żadne państwo sobie nie radzi, choć w mojej ocenie dzięki wolontariuszom Polska radzi sobie dobrze. Czas jednak na systemowe działania. Sami sobie nie poradzimy, bo napływa do nas gigantyczna fala Ukraińców. Jeśli wojna szybko się skończy, będzie mniejsza, jeśli nie – będzie się zwiększać. Rolą polityków jest uzyskanie wsparcia z zewnątrz, i nie tylko finansowego, ale także organizacyjnego, bo sami, bez pomocy z Unii i USA, nie poradzimy sobie – kwituje dr Gryglewicz.