Zakażenia szpitalne wiążą się przede wszystkim z wykonywaniem tzw. procedur inwazyjnych w trakcie diagnostyki lub terapii pacjenta. Przeszkodą, utrudniającą walkę z zakażeniami szpitalnymi jest coraz częściej występująca lekooporność bakterii. Najbardziej znanym przykładem jest tu zapewne aktywność Klebsiella pneumoniae NDM-1, potocznie zwanej New Delhi. Ta superbakteria, wywołująca między innymi sepsę, jest praktycznie nie do pokonania przez antybiotyki. Jej występowanie stanowi od dawna istotny problem epidemiologiczny na całym świecie, w tym także w polskich szpitalach. W ostatnim problem ten dotyka wielu warszawskich szpitali.
Lekoopornych bakterii jest jednak dużo więcej. W ciągu ostatnich 30 lat nie wprowadzono żadnej istotnej grupy antybiotyków, a te stosowane od wielu lat przestają być skuteczne. Uczestnicy panelu przedkontrolnego zorganizowanego przez Najwyższą Izbę Kontroli podkreślali przyczyny coraz mniejszej skuteczności antybiotyków w walce z zakażeniami szpitalnymi, informacje te funkcjonują już w przestrzeni publicznej, ale trudno jest zdobyć im należną popularność.
Problemy z wielolekoopornością - w ocenie zaproszonych ekspertów z dziedziny epidemiologii - wynikają przede wszystkim z tego, że w wielu wypadkach antybiotyki są niewłaściwie stosowane, na przykład zbyt często, bez badań pozwalających rozpoznać typ i wrażliwość bakterii lub po prostu „na wszelki wypadek”, bez wystarczającego powodu.
- Zasadniczy problem to zakażenia pacjentów na oddziałach szpitalnych. - Nie ma takiego szpitala na świecie, który byłby wolny od zakażeń szpitalnych - mówiła podczas panelu Małgorzata Giemza, pielęgniarka epidemiologiczna Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie.
Uczestnicy panelu zwrócili też uwagę na kwestię współpracy z lekarzem epidemiologiem. Ta bywa często utrudniona, zwłaszcza z uwagi na braki kadrowe. Niejednokrotnie lekarze zmuszeni są łączyć funkcję epidemiologa z innymi obowiązkami, realizowanymi w ramach wykonywanej pracy.
Niełatwe jest też działanie pielęgniarek epidemiologicznych. Nie zawsze mają one szansę czy też możliwość samodzielnego sprostania nałożonym na nie obowiązkom. Często bowiem, oprócz monitorowania zakażeń szpitalnych, zajmują się dezynsekcją, deratyzacją czy też koordynowaniem pracy firmy sprzątającej. Bywają też rzecznikami praw pacjenta itp.
Kolejny słaby punkt to potrzeba odizolowania zakażonych pacjentów od pozostałych, ponieważ w szpitalach brakuje izolatek.
W szybkim wykrywaniu ognisk epidemicznych, prowadzeniu analiz epidemiologicznych, wdrażaniu procedur izolacji oraz modyfikacji procedur zapobiegawczych niezbędne są dane o zakażeniach szpitalnych. Tymczasem polskie szpitale nie maja obowiązku ujawniania danych na ten temat. Uczestnicy panelu zwrócili wręcz uwagę na to, że w Polsce nie we wszystkich placówkach zdrowia odnotowuje się rzeczywistą liczbę przypadków zakażeń szpitalnych, i z tego powodu nie ma miarodajnych statystyk dotyczących rzeczywistych rozmiarów zakażeń szpitalnych.
[-OFERTA_HTML-]
- Większość statystyk, jakie możemy w oficjalnych dokumentach przeczytać rozmija się w znacznym stopniu z prawdą - przestrzegał w swoim wystąpieniu dr n. med. Aleksander Deptuła z Katedry i Zakładu Mikrobiologii Collegium Medicum im. Rydygiera w Bydgoszczy.
Podkreślono przy tym, że brak rejestracji zakażeń nie musi świadczyć pozytywnie o sytuacji epidemiologicznej. Może natomiast wskazywać na nieprawidłowości i niedostateczny nadzór nad zakażeniami. Uczestnicy panelu rozprawili się oni także z mitem, że właściwa kontrola zakażeń szpitalnych jest bardzo kosztowna. W rzeczywistości - w porównaniu z ewentualnymi kosztami leczenia zakażeń jest ona znacznie tańsza. W rezultacie to nierzadko „oszczędności” okazują się bardzo kosztowne.
Źródło: www.nik.gov.pl
[-DOKUMENT_HTML-]