- Zwróciliśmy się do tych najbardziej zaprzyjaźnionych międzynarodowych organizacji, aby wywarły presję na polski rząd, żeby zechciał w ogóle rozmawiać - powiedział Hamankiewicz. Dodał, że zwrócono się do 31 izb lekarskich, między innymi z Austrii, Bułgarii i Czech.
Podkreślił, że w sprawie protestu nie chce się kontaktować z żadnymi politykami.
- Nie chodzi o politykę, chodzi o polskich pacjentów - dodał prezes.
Hamankiewicz poparł akcję lekarzy rezydentów, zakładając koszulkę z napisem "Popieram protest".
- Chciałbym stanąć po tamtej stronie, razem z wami. Zakładam koszulkę i staję razem z wami w tym proteście - powiedział.
Przekonywał, że lekarze mają prawo do protestu.
- Zapewniam was, że jakiekolwiek twierdzenie, że lekarz nie ma prawa strajkować, jest nieprawdziwe - oświadczył, podkreślając, że lekarz może strajkować w interesie pacjenta.
Odnosząc się do swoich rozmów z przedstawicielami zagranicznych organizacji lekarskich, mówił: "Nie uwierzono nam, że istnieje kraj w Europie, gdzie jest 4,4 lub 4,8 procenta PKB. (...) niemożliwe, żeby cywilizowany kraj w Europie miał tylko taki procent PKB na ochronę zdrowia. Więc wyciągnęliśmy oficjalne dokumenty również i plany, przeciwko którym wy walczycie".
W środę 11 października 2017 roku po rozmowach z rezydentami minister zdrowia Konstanty Radziwiłł mówił, że rok 2017 jest rekordowym pod względem nakładów na ochronę zdrowia - powyżej 80 mld zł; natomiast odsetek PKB przekroczy 4,7 procenta i będzie najwyższy w historii Polski.
Ponad 20 lekarzy rezydentów od 2 października 2017 roku prowadzi głodówkę w hallu głównym Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Warszawie. Domagają się wzrostu finansowania ochrony zdrowia do poziomu 6,8 procenta PKB w trzy lata, z drogą dojścia do 9 procent przez najbliższe dziesięć lat. Chcą też zmniejszenia biurokracji, skrócenia kolejek, zwiększenia liczby pracowników medycznych, poprawy warunków pracy i podwyższenia wynagrodzeń.(pap)
[-DOKUMENT_HTML-]