W środę 29 marca 2017 roku fundacja przedstawiła raport z monitoringu oddziałów położniczych. Wynika z niego, że poród fizjologiczny w Polsce jest znacznie zmedykalizowany, czyli towarzyszy mu nadmierna ilość procedur medycznych.
Eksperci fundacji twierdzą, że na większości sal porodowych i oddziałów neonatologicznych wciąż obecne są "szkodliwe rutyny i przestarzałe procedury". Kobietom zgłaszającym się do izby przyjęć niemal standardowo zakłada się wenflon, zbyt często - ich zdaniem - wykonywanie są też badania wewnętrzne i KTG.
Wśród niepotrzebnych procedur wskazywano także na indukcję lub przyspieszanie porodu. W badanych szpitalach w 2015 rok porodów indukowanych było 19 procent, tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że odsetek takich porodów nie powinien przekraczać 10 procent.
Raport wykazał, że niektórym rodzącym podaje się kroplówkę nawadniającą zamiast szklanki wody, kobiety są też zmuszane do rodzenia na plecach – najbardziej niefizjologicznej i niebezpiecznej dla dziecka i rodzącej pozycji. W Polsce wysoki jest także odsetek porodów z nacięciem krocza - wykonuje się je w połowie przypadków.
Zdarza się także, że po porodzie przerywany jest pierwszy kontakt między matką a noworodkiem ("skóra do skóry"), który zgodnie ze standardami opieki okołoporodowej powinien trwać dwie godziny. Niekiedy także, zamiast zachęcania matek do karmienia piersią, pracownicy medyczni decydują o podaniu dzieciom glukozy.
[-OFERTA_HTML-]
Zdaniem fundacji, "katastrofalny" jest też odsetek porodów zakończonych cesarskim cięciem - aż 43 procent. Jest to jeden z najwyższych wskaźników w Europie.
Podczas konferencji zorganizowanej w siedzibie fundacji eksperci zawracali uwagę na zagrożenia wynikające z nieuzasadnionego cesarskiego cięcia, mogące mieć wpływ zarówno na zdrowie kobiety, jak i dziecka.
- Cięcie cesarskie jest poważną operacją brzuszną, to duży zabieg, duże ryzyko uszkodzenia narządów wewnętrznych, krwotoku - zwracał uwagę rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, konsultant krajowy w dziedzinie perinatologii profesor Mirosław Wielgoś. Podkreślał, że to mit, jakoby cięcie cesarskie było dobrym rozwiązaniem dla dziecka. Wskazał, że zwiększa ono ryzyko powikłań w układzie oddechowym.
Eksperci oceniają, że powodem wysokiej liczby cesarskich cięć są zarówno decyzje lekarzy, jak i oczekiwania kobiet.
- Zmedykalizowane porody, czyli takie, w których zastosowano procedury zaburzające ich prawidłowy przebieg, nierzadko kończą się cesarskim cięciem, często z powodu nagłego pogorszenia stanu dziecka w końcówce porodu - wskazuje fundacja.
Jej zdaniem, powodem dużej liczby cesarskich cięć jest także strach kobiet przed bólem porodowym. Potwierdzają to dane zawarte w raporcie - w województwach, gdzie jest najmniejszy dostęp do znieczulenia zewnątrzoponowego, odsetek cesarskich cięć jest największy.
Znieczulenie zewnątrzoponowe jest dostępne w 88 procentach szpitali w województwie małopolskim, 85 procentach w śląskim, a tylko w 38 procentach w wielkopolskim oraz lubuskim. Najmniej dostępne jest w województwie podkarpackim (36 procent), które jednocześnie ma najwyższy w Polsce odsetek cesarskich cięć (50 procent). Wysoki odsetek operacji jest przeprowadzanych także w województwie zachodniopomorskim (49 procent), w którym jedynie 43 procent szpitali podaje znieczulenie dolędźwiowe.
Z danych statystycznych podanych przez placówki w 2015 roku wynika, że tylko w 51 procentach porodów wykorzystano wziewne metody łagodzenia bólu, w 40 procentach znieczulenie dolędźwiowe, a w 13 procentach petydynę.
- Połowa szpitali deklaruje, że znieczulenie (zewnątrzoponowe) jest dostępne, ale warto zwrócić uwagę, że ta dostępność jest zróżnicowana w zależności od stopnia referencyjności szpitala. Jest ono dostępne tylko w co trzecim szpitalu I stopnia referencyjności, i w 83 procentach szpitali III stopnia referencyjności - powiedziała jedna z autorek raportu dr n. społ. Antonina Doroszewska.
Analiza wykazała także, że odsetek cesarskich cięć jest wyższy w placówkach, w których kobiety rodzą na traktach porodowych lub w salach wieloosobowych niż w szpitalach, w których są tylko sale jednoosobowe.(pap)