Od piątku prokuratura w Skierniewicach zajmuje się sprawą śmierci 2,5-letniej dziewczynki, która do szpitala trafiła w stanie krytycznym; karetka pogotowia do dziecka przyjechała dopiero za drugim razem; wcześniej przyjazdu odmówił też lekarz nocnej i świątecznej pomocy.
"Gdyby dziecko trafiło wcześniej do szpitala, to byłyby zdecydowanie większe szanse na uratowanie go" - powiedział TVN24 Zbigniew Janikowski ze szpitala im. Marii Konopnickiej w Łodzi; to lekarze z tego szpitala złożyli zawiadomienie do prokuratury.
Kontrolę zleciło Ministerstwo Zdrowia; działania podjął też - jak mówił minister zdrowia - Rzecznik Praw Dziecka. Także rzecznik praw pacjenta Krystyna Kozłowska liczy na wyjaśnienie zachowania lekarzy i dyspozytora; według niej zawinił czynnik ludzki. "Rozmowa z rodzicami dyspozytora została przeprowadzona, wydaje mi się, w sposób nieprawidłowy. Nie jest argumentem dla mnie to, że mama przekazywała informacje spokojnie. Dyspozytor powinien zadawać takie pytania, żeby w sposób odpowiedni podjąć decyzję, wysłać karetkę czy też nie wysłać karetki" - mówiła Kozłowska.
Informacje o zachowaniu lekarzy wywołały ostrą reakcję Jerzego Owsiaka, który oświadczył, że w sytuacji, gdy dzieci w Polsce nie otrzymują właściwej pomocy, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy może wycofać się ze wspierania polskiej pediatrii.
Arłukowicz poinformował w niedzielę w Szczecinie dziennikarzy, że już w piątek zlecił kontrolę resortu w sprawie śmierci dziecka. Zapowiedział, że w poniedziałek spotka się w tej sprawie z konsultantami krajowymi ds. pediatrii, ratownictwa medycznego i medycyny rodzinnej.
Odnosząc się do reakcji Owsiaka, Arłukowicz powiedział: "Rozumiem emocje Jurka Owsiaka, ale nie można ferować wyroków przed dokładnym sprawdzeniem sytuacji. (...) Taka sytuacja nie może powodować, że będziemy przekazywali złe informacje dla tysięcy polskich dzieci. Orkiestra pracuje dla nich od wielu lat, zaś sam Jurek Owsiak wielokrotnie deklarował to, że Orkiestra grała i grać będzie do końca świata. Mam taką nadzieję”.
Wyraził nadzieję, że obaj spotkają się, by porozmawiać o tej sprawie. "Takie sytuacje nie mogą powodować tego, że się poddajemy, musimy to naprawiać i poprawiać. W każdym systemie są ludzie, którzy podejmują decyzje i w tym przypadku musimy to dokładnie sprawdzić, ale wydaje się, że ktoś gdzieś popełnił błąd" - mówił minister zdrowia.
"Sytuacja musi być bardzo dokładnie wyjaśniona, a winni ukarani. W piątek zleciłem kontrolę resortu, także Rzecznik Praw Dziecka podjął inicjatywę kontrolną. (...) Taka śmierć jest porażką systemu, ale ostateczną decyzję podejmuje człowiek i zrobię wszystko, by winni byli ukarani" - zapewnił.
Jak mówił, liczy również na reakcję samorządu lekarskiego i jego współdziałanie, by zapobiegać w przyszłości podobnym zdarzeniom. „Ta sytuacja pokazuje to, że system w którym podejmują decyzje ludzie, musi być oparty na kompetencjach, ale także na odpowiedzialności” - podkreślił.
„My jako lekarze nie możemy zapominać, co jest rolą samorządu lekarskiego, czyli musimy dbać o to, by takie sytuacje eliminować, zapobiegać im i wyciągać konsekwencje wobec tych, którzy popełnili błędy” - powiedział.
Nie wykluczył też dyskusji na temat systemu ratownictwa medycznego. "Powinniśmy się zastanowić, czy nie powinno ono być służbą państwową, ale to kwestia dyskusji w przyszłości" – zaznaczył.
Arłukowicz nie chciał komentować krytycznych wobec resortu zdrowia wypowiedzi polityków w tej sprawie. „Szanując powagę tej sytuacji i tragedię rodziców, nie będę prowadzić polemiki politycznej. Ani czas, ani miejsce na to” - powiedział.
Podkreślał kilkakrotnie, że ponieważ sam jest lekarzem pediatrą, ta sytuacja szczególnie go dotyka.
Od piątku prokuratura w Skierniewicach prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 2,5-latki. Grozi za to do pięciu lat pozbawienia wolności. Śledczy ustalają, czy śmierć dziecka mogła być efektem błędów medycznych. Zawiadomienie w tej sprawie skierował do prokuratury łódzki Szpital Kliniczny nr 4 im. Marii Konopnickiej, do którego dziewczynka trafiła w stanie krytycznym.
Wcześniej rodzice dwukrotnie wzywali pogotowie; karetka przyjechała dopiero za drugim razem. Według ustaleń śledczych przyjazdu odmówił też lekarz nocnej i świątecznej pomocy medycznej.