- Wzrost wydatków wynika m.in. z podwyżek dla kadry akademickiej. Obecnie publiczne nakłady na szkolnictwo wyższe stanowią 0,68% PKB. Łączne nakłady na szkoły wyższe wynoszą 1,3% PKB, co i tak stawia nas na gorszej pozycji niż np. Czechy i Estonię. Pod względem wielkości wydatków jesteśmy europejskim średniakiem – co ciekawe, na szkolnictwo wyższe wydajemy mniej więcej tyle samo co na emerytury rolników i górników – komentuje Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl.
Przeczytaj także: Opłaty za studia mogą być kosztem podatkowym
W 2004 roku liczba studentów przekroczyła 1,9 mln osób. W tym okresie wydatki na szkolnictwo wyższe wynosiło 8,8 mld zł, co stanowiło około 1% PKB i 4,5% ogółu wydatków budżetowych. W roku 2013 koszty realizacji ustawy o szkolnictwie wyższym wynosiły już 13,3 mld zł, co stanowiło 0,68% PKP i 4% wydatków budżetowych. Oznacza to, że finansowa sytuacja uczelni pozostaje na wyrównanym poziomie, zmienia się jedynie stosunek wyadtkóa) w przeliczeniu na jednego studneta.
W 2013 roku przychody w sumie wyniosły 21,3 mld zł – z tego wyższe szkoły publiczne osiągnęły je na poziomie 18,5 mld zł, z wynikiem finansowym netto - 418 mln zł. Co interesujące, ujemny wynik finansowy netto odnotowały tylko szkoły ekonomiczne (minus 2,8 mln zł) i szkoły pedagogiczne (minus 7,9 mln zł). Najlepiej radziły sobie szkoły techniczne (wynik 154 mln zł) i szkoły medyczne (wynik 63 mln zł).
Przeczytaj także: Oszukiwanie na egzaminach to przestępstwo
- Na szkolnictwo wyższe wydajemy bardzo dużo i wiele wskazuje na to, że pomimo zmniejszenia liczby studentów raczej będziemy wydawać coraz więcej. Otwarte pozostaje pytanie, ile z tego wydajemy tylko na produkcję dyplomów, a ile na rzeczywiste wykształcenie? – dodaje Piechowiak.
Źródło: bankier.pl