Prawnicy Bronisława Komorowskiego, pisząc projekt o asesorach popełnili błąd, którego nie da się poprawić bez zmiany ustawy zasadniczej – twierdzi część konstytucjonalistów. Skutek będzie taki, że przepisami o asesorach znów zajmie się Trybunał Konstytucyjny. I zdaniem niektórych ekspertów tym razem także uzna je za niezgodne z ustawą zasadniczą.

To właśnie zależność asesorów od ministra sprawiedliwości, a więc przedstawiciela władzy wykonawczej, była głównym powodem uznania w 2007 r. tej instytucji przez TK za niezgodną z ustawą zasadniczą (sygn. akt SK 7/06). Teraz ten błąd, choć w nieco innej formie, powiela prezydencki projekt zmian w prawie o ustroju sądów powszechnych. W art. 144 mowa jest o tym, że prezydent wydaje akty urzędowe, a te wymagają dla swej ważności podpisu prezesa Rady Ministrów. W ust. 3 wymieniono 30 aktów, które takiej kontrasygnaty nie wymagają, lecz wśród nich nie ma powoływania asesorów.
– To oznacza, że akt powołania asesora wymaga kontrasygnaty szefa rządu – nie ma wątpliwości konstytucjonalista dr Jacek Zaleśny.
 
Projektodawca w uzasadnieniu stwierdza, że prezydent, powołując asesorów, będzie działał z wykorzystaniem prerogatywy, o której mowa w art. 144 ust. 3 pkt 17 konstytucji. Na mocy tego przepisu prezydent nie musi uzyskiwać kontrasygnaty premiera do powołania sędziego. Tyle że o asesorze nie ma tam słowa.

Przepisy jeszcze nie weszły w życie, a już podzieliły środowisko prawnicze. Część ekspertów uważa, że art. 144 konstytucji nie stoi na przeszkodzie powoływaniu asesorów przez prezydenta.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna