Z 1039 czasopism 959 zaproponowała Komisja Ewaluacji Nauki. Decyzją ministra na tej liście znalazło się 78 pozycji – to jest mniej niż 10 proc. ogółu – powiedział we wtorek 9 marca wiceminister edukacji i nauki Tomasz Rzymkowski na posiedzeniu sejmowej podkomisji stałej do spraw nauki i szkolnictwa wyższego.
Czytaj:
Wrzutka na liście punktowanych czasopism – niektóre nagle docenione>>
Komitet Nauk Prawnych PAN krytykuje ministra za ingerencję w listę czasopism>>
Nowa lista czasopism nie była konsultowana z PAN, ani z rektorami>>
Dwie lutowe aktualizacje wykazu punktowanych czasopism wzbudziły ogromne poruszenie w środowisku naukowym – na liście znalazły się periodyki nierekomendowane przez Komisję Ewaluacji Nauki. W dodatku czasem z liczbą punktów, których zgodnie z rozporządzeniem nie mogły dostać. Nie ma wątpliwości, że mocno namiesza to w wynikach ewaluacji instytucji naukowych.
Co ważne, minister swoje "wrzutki" dodał do listy wbrew obowiązującemu rozporządzeniu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które przewiduje ściśle określone tryby postępowania przy sporządzaniu wykazu i określone przesłanki nadawania punktów czasopismom. A przede wszystkim to, że propozycję wykazu sporządza Komisja Ewaluacji Nauki. Tymczasem minister dopisał "swoje" czasopisma bez uzgodnienia z Komisją.
Jego zastępca nie mówi, że było inaczej, tylko bagatelizuje sprawę, bo to tylko niespełna 10 proc. czasopism trafiło na tę listę, albo nagle zyskało znacznie wyższą punktację z pominięciem wymaganej przez prawo procedury. Przyznaje więc, że doszło do złamania prawa, ale niedużego.
Pan minister i jego szef zapewne wiele razy swoim dzieciom tłumaczyli, że nie można w sklepie ot tak sobie wziąć batonika, bo to byłaby kradzież. Chodziło im, jak wszystkim uczciwym ludziom o to, że akceptacja dla małej kradzieży może potem skutkować brakiem reakcji na duże naruszenia prawa. To uniwersalna zasada znana wszystkim porządnym ludziom. Ale widać, że ministrowie naszego rządu jej nie rozumieją i nie przestrzegają.