Według ogłoszonego szumnie pomysłu, sędziów, którzy nie podporządkują się ocenie władzy politycznej, czeka postępowanie dyscyplinarne. Za to, że ośmielili się skorzystać z konstytucyjnego prawa do pełnienia służby publicznej i kandydowali na wolne stanowiska sędziowskie. Miało się to bowiem odbywać bez zgody mainstreamu środowiskowego pozbawionego przez władzę polityczną dotychczasowych wpływów w KRS. Jak zaś można sądzić, to głównie z tej przyczyny, prawniczy mainstream status KRS kwestionuje, wskazując coraz odważniej, że kandydaci do sądów mieli wybrać drogę na skróty. Prawdopodobnie więc właśnie dlatego, choć to oczywiście tylko domysły, bardziej surowe propozycje uregulowania przyszłego statusu dotyczą nowych sędziów Sądu Najwyższego, których droga na skróty ma być bardziej rażąca. W związku z tym, nawet jak będą kłaniać się w pas w worze pokutnym przed samym ministrem, nic im to nie pomoże. Zostaną zesłani do Biura Studiów i Analiz bądź Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, podległego przypadkiem ministrowi, gdzie nauczeni pokory i sprawdzeni co do szczerości ich walorów poddańczych, jeżeli władza polityczna oceni, że rokują, będą się mogli ubiegać o inne stanowiska, w tym nawet sędziowskie. To samo, jak można sądzić, czeka sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego (w sumie ciekawy byłby ich udział w BSiA, gdzie dotychczas prawo i postępowanie administracyjne nie należało do priorytetów). Przynajmniej tak zrozumiałem pojawiające się propozycje.

Czytaj w LEX: Wyłączność kompetencji Ministra Sprawiedliwości do przeniesienia sędziego na inne miejsce służbowe >

 


Sędziowie nieusuwalni, nowe prawo nie działa wstecz

Uważam, że ten wyjątkowo oryginalny pomysł, zwłaszcza w kontekście źródła problemów naszego wymiaru sprawiedliwości, jakim jest kwestia bezstronności i niezawisłości sędziowskiej akcentowana zwłaszcza w orzecznictwie trybunałów europejskich, na którą akolici obecnej władzy politycznej często się powołują, należy pokazać światu. Muszę jednak projektodawców zmartwić: według art. 180 ust. 1 i 2 Konstytucji sędziowie są nieusuwalni, a ich złożenie z urzędu, zawieszenie w urzędowaniu, przeniesienie do innej siedziby lub na inne stanowisko wbrew ich woli może nastąpić jedynie na mocy orzeczenia sądu i tylko w przypadkach określonych w ustawie. Ta ostatnia zaś nie może działać wstecz. Stosowna przyczyna określona jako „nieprawidłowe powołanie” – jak można zrozumieć przedstawiony pomysł - z tej ustawy w dniu kwestionowanych powołań nie wynikała. Do automatycznego rozwiązania problemu powołań sędziów w proponowany sposób, zgodnie z uwarunkowaniami konstytucyjnymi, nie może więc posłużyć.

Trudno też poważnie traktować przyszły zarzut dyscyplinarny, że ktoś wziął udział w określonej przez obowiązujące przepisy prawa, uznane za zgodne z Konstytucją przez Trybunał Konstytucyjny, procedurze. Ponadto, jak postąpić z przedawnieniem tego czynu, nawet gdyby taki zarzut traktować poważnie? Poza tym, jak stosować przepisy dyscyplinarne dotyczące sędziów, do osób które w dniu popełnienia czynu nie były sędziami? Zmieni się w tym zakresie obowiązujące przepisy, na niekorzyść „sprawcy”, dla przywrócenia praworządności? Chyba więc inny jest cel obecnej władzy politycznej, a sama wizja sędziego w worze pokutnym musi wystarczyć. By niektórych wystraszyć i wpłynąć na ich bezstronność czy niezawisłość też może okazać się wystarczająca, choćby na tyle by samemu poprosili „o powrót na dotychczasowe stanowisko”. Paradne!

 

Czytaj: Niech wracają, skąd przyszli! Słowa godne profesora, sędziego nieskazitelnego charakteru? >>

Weryfikacja nie może być odwetem

Oczywiście nie jestem zdania, że stanowiska europejskich trybunałów dostrzegające deficyty procedur nominacyjnych należy pomijać. Wręcz przeciwnie, wszystkie zachowania świadczące w opinii publicznej o braku niezależności i bezstronności sędziowskiej należy zauważać, a stosowną weryfikację deficytu tych przymiotów przeprowadzić. Wszystko jednak musi być wykonane dalekowzrocznie, na podstawie przemyślanego i nie odwetowego rozwiązania, nieograniczającego się do podporządkowania oczekiwaniom konkretnej grupy, aktualnie sprawującej władzę polityczną. Jestem przekonany, że sędziowie Sądu Najwyższego są w stanie zdobyć się na taki krok, z poszanowaniem standardów cywilizowanego społeczeństwa i wspólnie wypracować rozwiązanie, które przywróci nasz wymiar sprawiedliwości na właściwy tor.

Zauważyć przy tym trzeba, iż zarzuty, że nowi sędziowie Sądu Najwyższego w procesie nominacyjnym poszli na skróty nie wydają się trafne. Przykładowo, wystarczy rzucić okiem na uzasadnienie orzeczenia SN z 19 sierpnia 2024 r., III CB 65/24, gdzie podano ścieżki awansów niektórych osób z udziałem KRS w poprzednim składzie. Czy rzeczywiście o osobach powołanych do SN w tzw. starych czasach można mówić, że trafili tam w transparentnej i spełniającej cechy uczciwości społecznej procedurze? Czy zatem władza polityczna myśląca inaczej od władzy obecnej nie będzie chciała kiedyś w przyszłości powielić tego genialnego pomysłu, który w ostatnich dniach przebija się do naszej świadomości? Czy droga ku niezależności sędziów winna prowadzić przez ich upokorzenie? Mam wrażenie, że w historii już to przerabiano. Tym razem jednak nie sądzę byśmy skończyli w worze pokutnym.