Cyna, wolfram i tantal są istotnymi składnikami urządzeń elektronicznych i telekomunikacyjnych. Zawierają je przedmioty codziennego użytku jak telefony komórkowe, komputery. Są obecne w okablowaniu i sieciach przesyłowych. Złota biżuteria, zwłaszcza w formie obrączki, nie traci na popularności.
Jednak te potrzebne nowoczesnemu przemysłowi surowce mogą pochodzić np. z miejsc w Afryce wojnami, a zyski z ich sprzedaży zasilają kieszenie krwawych watażków albo grup terrorystycznych. Aż w jednej piątej rejonów ogarniętych konfliktami wydobywa się te surowce.
Jeszcze w poprzedniej kadencji w 2010 r. Parlament Europejski apelował o przyjęcie przez UE przepisów podobnych do prawa w Stanach Zjednoczonych, które wymaga od przedsiębiorstw stosujących „minerały z regionów ogarniętych konfliktami” deklarowania ich pochodzenia. Sprawozdawca z ramienia PE w komisji ds. handlu międzynarodowego chadek Iuliu Winkler z mniejszości węgierskiej w Rumunii przypomina, że UE jest największym globalnie importerem trzech minerałów oraz 15 proc. światowego złota. Istnieją już w tym zakresie globalne rozwiązania, takie jak wytyczne OECD, a w USA - uregulowania zawarte w tzw. ustawie Dodda–Franka.
Przedstawione wiosną przez Komisję Europejską propozycje przepisów mają na celu utrudnienie handlu tymi materiałami, jeśli ich wydobycie czy produkcja może być związana z rozlewem krwi. KE ma nadzieję, że takie rozwiązanie utrudni grupom zbrojnym w obszarach dotkniętych konfliktami i obszarach wysokiego ryzyka finansowanie działań poprzez wydobywanie minerałów i handel nimi, aby nie utrwalać konfliktów zbrojnych.
Z kolei europarlament, który obecnie zajmuje się propozycją KE, ma wątpliwości odnośnie tego, w jaki sposób ułatwić przedsiębiorstwom pozyskiwanie cyny, tantalu, wolframu i złota w sposób odpowiedzialny oraz zachęcać do handlu legalnymi kanałami.
KE proponując rozwiązania prawne kierowała się metodą bardziej marchewki niż kija, by zachęcić około 400-500 importerów tych minerałów z całego świata do autocertyfikacji. Zachętą mają być co roku publikowane listy hut i rafinerii, które dobrowolnie się poddały takiemu audytowi, a dla małych i średnich firm przewidziano wsparcie finansowe i techniczne.
W przetargach publicznych byłyby wprowadzone klauzule, pozwalające jedynie na zakup tych minerałów i ich rud ze źródeł certyfikowanych. Obecne prawo unijne w tej dziedzinie umożliwia państwom członkowskim wprowadzenie klauzul, które by pozwalały wygrywać przetargi jedynie przedsiębiorstwom handlującym towarami o sprawdzonym pochodzeniu.
Zdaniem KE konieczna jest pewna elastyczność, by dostosować działania do warunków panujących w danym miejscu. Trudno tu ustalić sztywne zasady, bo każdy konflikt jest inny.
Kwestią sporną dla europosłów jest też to, kto i w jaki sposób będzie określał obszar dotknięty konfliktem. Lista takich obszarów powinna być aktualizowana regularnie, tak by np. rafinerie i huty mogły się wziąć ją pod uwagę - uważają eurodeputowani. KE wzbrania się jednak przed określaniem stref konfliktu z obawy przed pułapką sztywnych ustaleń, które zamiast wpływać na oddzielenie konfliktu od wydobycia surowców, będą powodować embargo. Taki scenariusz, zdaniem wielu europosłów jak i KE, stał się rzeczywistością za sprawą amerykańskiej ustawy Dodda-Franka w rejonie Wielkich Jezior w Afryce, których dotyczy.
Niedoskonałość amerykańskiego rozwiązania polega też na tym, że ma ono zastosowanie jedynie do spółek notowanych na giełdzie. Dlatego wielu eurodeputowanych wskazywało, że prawo ograniczone do bezpośrednich importerów tych surowców nie jest rozwiązaniem problemu, bo nie dotyczy całego łańcucha dostaw.
Jednocześnie odzywały się głosy, by włączyć sektor telekomunikacyjny, a nie tylko hutniczy i rafineryjny, bo tam zastosowanie tych minerałów jest ogromne. Trudność jednak polega na tym, jak rozpoznać źródła minerałów i jak obliczać ich udział w przetopionym komponencie. Różne szacunki mówią, że wartość handlu tymi minerałami sięga o 28 mld euro rocznie, a jeśli wziąć pod uwagę występowanie ich w podzespołach, w tym naszych telefonach, komputerach, tabletach - jest to około 60 mld euro.
Europosłowie chcą, by prawo unijne nie było poniżej standardów międzynarodowych, w tym wypadku wytycznych OECD. Chcą przyjrzeć się całemu łańcuchowi dostaw i przerwać łańcuch powiązań między konfliktami zbrojnymi a wydobyciem. Wytyczne OEDC stosuje jedynie od kilku do kilkunastu procent firm, a konsultacje publiczne z zeszłego roku pokazały, że respondenci (w tym firmy z branży) są zainteresowani raczej obligatoryjnym systemem.
Zgodnie z propozycją KE po trzech latach od wejścia w życie rozporządzenia dokonano by jego przeglądu, tak by można w przyszłości wprowadzić klauzulę obowiązku zamiast dobrowolności.
Europoseł Bogusław Wenta z PO, prezentując niedawno projekt rozporządzenia w komisji PE ds. rozwoju, zwrócił uwagę na potrzebę zerwania związku pozyskiwania minerałów z konfliktami zbrojnymi, tak by handel nie finansował walki, co ma miejsce w około 80 miejscach konfliktu na świecie.
Komisja ds. rozwoju skrytykowała propozycję KE bardziej otwarcie niż komisja PE ds. handlu międzynarodowego, wiodąca w tej dziedzinie. Eurodeputowani postulowali m.in. rozszerzenie listy minerałów i włączenia w zakres przepisów nie tylko bezpośrednich importerów, ale i pośrednich.
Wiceprzewodniczący komisji ds. rozwoju Nirj Deva z brytyjskich konserwatystów porównał proponowany przez KE system z systemem pozwalającym na śledzenie diamentów i możliwość sprawdzenia czy pochodzą one z rejonu objętego konfliktem. Jednak - co podkreśla zarówno KE, jak i niektórzy posłowie - w przypadku diamentów, które trafiają do UE do oszlifowania, łańcuch dostaw jest krótszy a przez to łatwy do ustalenia.
Komisje parlamentarne PE dopiero rozpoczęły prace nad projektem rozporządzenia. Stanowisko w tej sprawie Parlament zajmie w przyszłym roku.
Z Brukseli Renata Bancarzewska (PAP)