Rozmowa z I prezesem Sądu Najwyższego, sędzią Stanisławem Dąbrowskim, w latach 2006-2010 przewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa
- Sąd Najwyższy dość często wypowiada się w różny sposób na jeden temat. Dotyczy to zarówno problemów wynikających ze stosowania kodeksu spółek handlowych, jak i kodeksu cywilnego. Czy zamierza Pan temu przeciwdziałać?
- Myślę, że czuwanie nad jednolitością orzecznictwa SN i sądów powszechnych jest jedną z najważniejszych zadań I prezesa. Niestety SN jest sądem kasacyjnym, a nie tak jak w Stanach Zjednoczonych dziewięciu sędziów stanowi jednocześnie sąd konstytucyjny i sąd najwyższy. W Sądzie Najwyższym jest 90 sędziów, w tym w Izbie Cywilnej - 30, co stanowi 10 składów orzekających i każdy sędzia jest indywidualnością. Ale I prezes ma poważny środek, gdyż może występować z wnioskami podejmowanie uchwał przez składy poszerzone Mam zamiar zintensyfikować występowanie z wnioskami o podejmowanie takich uchwał.
- Sprawa jest istotna ze względu na oddziaływanie społeczne.
- SN jest po to, aby Polska nie stanowiła 11 systemów prawnych odpowiadających 11 sądom apelacyjnym.
- Czy sędziowie powinni być oceniani, tak jak tego chce minister sprawiedliwości, ze stopniami i przez wizytatorów?
- Nie zamierzam wystawiać cenzurek sędziom i na pewno sędziowie SN nie będą oceniani. Co do sądownictwa powszechnego sprawa jest trudniejsza. Nadzór judykacyjny nad nimi sprawuje minister sprawiedliwości, więc kwestia jest delikatna. Chodzi także o niezawisłość sędziowską.
- Boi się Pan Prezes, że oceny mogą wpłynąć na niezależność sędziów? Teraz też ocenia się sędziów.
- Ze strony ministra może to być jedynie zabieg public relations. Teraz ocenia się sędziów, którzy zgłaszają się na wolne stanowiska w sądach wyższego szczebla. Jest to ocena bardzo szczegółowa i co ciekawe z mojego ośmioletniego doświadczenia, jako członka KRS wynika, że z ocenami są kłopoty czasowe. Trzeba nawet kilka miesięcy czekać na ocenę, co przedłuża proces nominacji.
- Procedury są zbyt skomplikowane?
- Nie. Wizytatorzy nie mogą nadążyć. Tu pojawia się pierwszy problem, jeśli oceny staną się powszechne. Obawiam się, że znaczna część najlepszych sędziów zostanie oddelegowana do oceny kolegów przy ograniczeniu orzekania. W ogóle wszelkie instytucje mają to do siebie, że lubią zajmować się sobą.
- Jakie jest drugie zło wynikające z przyjęcia sędziowskich ocen?
- Wiąże się także z niezawisłością sędziego. Osoby podlegające permanentnej ocenie żyje świadomością przyszłej krytyki. A bezstronność sędziego wymaga pewnej niezależności od ewentualnej oceny z zewnątrz. Najlepiej byłoby, żeby sędzia był powoływany w danym sądzie na całe życie i nie miał wcale perspektywy awansu.
- Ale to jest niemożliwe!
- Tak. Sędzia przy orzekaniu nie może brać pod uwagę żadnych czynników zewnętrznych i musi skoncentrował się na konkretnej sprawie. Nie chodzi o to tylko, aby nie ulegał poglądom dziennikarzy, którzy mają tendencję do wydawania wyroków przed rozpoznaniem sprawy, ale także, aby nie ulegał poglądom przełożonych czy kolegów. Oceny sędziów to bardzo niebezpieczna propozycja. Myślę, że jeśli już decydować się na wprowadzenie systemu ocen, to musi być zakres tej oceny bardzo szczegółowo uregulowany w ustawie.
- Jakie kryteria należałoby przyjąć dla tej oceny?
- Jeśli chodzi o sędziów sądów powszechnych, można by oceniać, jakość ich orzecznictwa mierzoną odsetkiem orzeczeń utrzymanych w mocy, uchylonych i uwzględnionych środków odwoławczych. Można badać sprawność postępowania. Nie mówię, aby zrezygnować z oceny, uważam, ż zdarzają się sytuacje, że sędziowie odraczają sprawy bez żadnego powodu, gdy nie trzeba przeprowadzić dowodu.
- Może muszą się zastanowić?
- To trzeba wcześniej się zastanawiać. Takie sprawy kwalifikują się do postępowania dyscyplinarnego.
- Czy sędziowie powinni mieć szanse powrotu do zawodu, gdy wcześniej sąd dyscyplinarny złożył ich z urzędu? Nawiązuję tu do orzeczenia TK z 18 października br., które dotyczyło adwokatów i radców prawnych.
- Sytuacja sędziów jest szczególna. Zawód adwokata, radcy prawnego czy notariusza wymaga nieskazitelnego charakteru, ale każdy może go pełnić. Jeśli chodzi o sędziego, to kwalifikacje moralne są szczególnie wysokie. Społeczeństwo ma prawo oczekiwać, aby sędziami byli ludzie kryształowi. Jakkolwiek po wielu latach człowiek może się zmienić, to po wielu latach pozostający osad po czynie niechlubnym jest przeszkodą do sprawowania urzędu sędziego. Nie wyobrażam sobie, by sędzia raz złożony z urzędu mógł być po raz drugi mianowany przez prezydenta. Gdyby tacy ludzie byli przywracani na stanowiska, to ich wyroki nie cieszyłyby się szacunkiem.
- Sędziowie obawiają się też ściślejszego nadzoru ministra sprawiedliwości. Niektórzy uważają, że nadzór władzy wykonawczej nad sądowniczą nie jest potrzebny, a nawet sprzeczny z konstytucją. Pan prezes jest zwolennikiem rozluźniania tych zależności?
- Na gruncie monarchii absolutnej ukształtowała się praktyka, że sędziowie są rodzajem lepszych urzędników. Drugi model – to system anglosaski, gdzie sędzia jest zupełnie niezależny. W odrodzonej po I wojnie światowej Polsce przyjęto pierwszą z tych koncepcji. Od 90 lat Ministerstwo Sprawiedliwości pracuje nad tym, aby postępowanie sądowe było sprawne. Od 90 lat z marnym rezultatem. Więc, jeśli jest nadzór zewnętrzny nad sądami, to leniwy sędzia zawsze może powołać się na to, że kontrola władzy wykonawczej godzi w jego niezawisłość. Sytuacja byłaby bardziej przejrzysta, gdyby to był nadzór w ramach władzy sądowniczej. Prawdopodobnie wtedy nadzór mógłby być efektywniejszy.