"Ochronę prywatności gwarantuje Konstytucja. Z zażenowaniem obserwuję dzienniki czy tygodniki, które żerują na ludzkiej biedzie – chyba nie mają świadomości, że jest od nich wyłudzana zgoda na publikację. Mam wrażenie, że wyrządza im się niepowetowaną krzywdę. Stan edukacji prawnej jest w Polsce niestety bardzo niski" - mówił prokurator generalny Andrzej Seremet na wstępnie debaty zorganizowanej przez PG. Seremet postuluje nowelizację kodeksu, która pozwoli pokrzywdzonemu w pełni zastrzec swe dane i wizerunek. Zwrócił się z apelem o podjęcie takiej inicjatywy legislacyjnej.
Jak mówiła Rzecznik Praw Obywatelskich Irena Lipowicz, sygnałów od pokrzywdzonych napływa do niej bardzo wiele. Apelowała, by opracować nową wersję pouczenia dla pokrzywdzonych. "To nie powinno być napisane słowami prawniczymi, tylko prostym językiem: +masz prawo zastrzec swoje nazwisko+, +masz prawo do nieujawniania swej twarzy+" - tłumaczyła.
W jej ocenie uchwalona przez Sejm ustawa o kompensacie państwowej, mająca być podstawą do wypłacania odszkodowań ofiarom przestępstw, w obecnej formie jest "skandaliczna" i mimo apeli do dziś nie została zmieniona. "W tej ustawie prokuratorów obsadzono w fałszywej roli: kogoś, kto musi przeprowadzić postępowanie przeciwko ofierze i sprawdzić, czy nie naciąga skarbu państwa" - wyjaśniała.
"Przebieg przesłuchania zależy tylko od empatii i doświadczenia osoby przesłuchującej. Bo – z wyjątkiem dzieci do lat 15 – nie ma przepisu, który chroni przed wielokrotnym przesłuchaniem. Jeśli ktoś ma przeświadczenie, że kobieta poszkodowana sprowokowała ten gwałt – to trudno tę świadomość zmienić przepisem" - zauważyła Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, rządowa pełnomocniczka ds. równego statusu.
Jak przypomniał szef Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury Leszek Pietraszko, niedawno Helsińska Fundacja Praw Człowieka zaapelowała o zmianę przepisów, na podstawie których jawne są w całości wokandy sądowe, z których można poznać imiona i nazwiska oskarżonych i świadków oraz podstawę prawną toczącego się procesu. Odpowiadając na to Generalny Inspektor ds. Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski apelował, by do sprawy podchodzić ze spokojem. "Rozprawy w Polsce są jawne. Czy przypadkiem nie zmienimy tego jednym przepisem? Może to sąd na początku postępowania powinien ustalać, w jakim zakresie wokanda jest jawna" - mówił.
Charakteryzując zadania mediów dr Barbara Mąkosa-Stępkowska z wydziału dziennikarstwa UW podkreśliła, że dziennikarz ma obowiązek przestrzegać dóbr osobistych opisywanych osób. "U niektórych dziennikarzy widać całkowity brak empatii lub wręcz głupotę. Przykład? Pytanie do matki po wyłowieniu z wody zwłok jej dziecka: +co pani teraz czuje?+" - mówiła. Jej zdaniem, dziś w mediach mamy do czynienia z "grą na emocjach, nawet nie po to, by wywołać współczucie, czy też sprzedać ideę, ale sprzedać gazetę". "To konsekwencja sytuacji, w której pierwszą funkcją prasy stała się funkcja towarowa, a funkcja informacyjna zeszła na dalszy plan. Ofiara przestępstwa jest tylko odtwórcą napisanej mu roli w spektaklu medialnym" - podsumowała.
"A co jeśli już zawsze będziemy musieli pisać w tekstach +dane bohatera reportażu zostały zmienione+, czy państwo będziecie jeszcze czytać te reportaże?" - pytał w odpowiedzi znany dziennikarz sądowy Bogdan Wróblewski z "Gazety Wyborczej". Jak podkreślił, w swym doświadczeniu zawodowym spotkał się jedynie z nielicznymi przypadkami procesów wytoczonych mediom przez pokrzywdzonych przestępstwem, którzy pozwali dziennikarzy za ujawnienie ich danych - na co się nie zgadzali. "Ofiary przestępstw idą do gazet zwykle dlatego, że nie mogą dojść sprawiedliwości. Czy jeśli ofiara nie krzyczy, to czy my jesteśmy w stanie zainteresować się problemem? Czy jeśli wszystko będzie utajnione i rozmyte, to uda się rozbudzić emocje, aby zmusić do działania instytucje?" - pytał retorycznie.