Rozpoczęły się prace nad reformą szkół zawodowych. Cel: przyciągnąć uczniów do zawodówek, a firmom zapewnić w przyszłości wykwalifikowanych pracowników. Dyrektorzy szkół boją się jednak, że efekt może być odwrotny do zamierzonego.
– Chcemy, by każdy uczeń otrzymał takie samo solidne wykształcenie ogólne – mówi prof. Zbigniew Marciniak, wiceminister edukacji. – Dlatego planujemy, by w szkole zawodowej uczniowie w pierwszej klasie wypełniali w zakresie kształcenia ogólnego takie same wymagania jak ich rówieśnicy w liceach.
Oznacza to, że na lekcjach polskiego czy matematyki ma być w zawodówce przerabiane to samo co w liceum.
Reforma edukacji, którą od 2009 roku chce do szkół wprowadzić MEN, zakłada, że podstawowe wykształcenie ogólne ucznia ma się zakończyć na pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej. Od drugiej klasy w liceach uczniowie mają wybierać przedmioty rozszerzone, które przygotują ich do matury i studiów, a w szkołach zawodowych kształcić się w wybranym fachu. Uczeń po gimnazjum będzie miał dodatkowy rok na podjęcie decyzji, gdzie chce się uczyć.
W ostatnich latach jedynie 20 procent młodzieży chce po gimnazjum kształcić się dalej w technikach czy zawodówkach a przedsiębiorcy mają kłopot ze znalezieniem dobrych pracowników. Z danych Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan wynika, że problem z roku na rok jest coraz większy. W ubiegłym roku aż 40 procent pracodawców nie mogło znaleźć wykwalifikowanego pracownika potrzebnego w firmie.
Dyrektorzy szkół zawodowych obawiają się, że pomysł Ministerstwa Edukacji może spowodować, iż czasu na praktyczną naukę zawodu w szkole będzie jeszcze mniej.
– Będziemy produkowali papierowego fachowca, bo nie wierzę, że można się nauczyć piec chleb przy tablicy. Nie dokładałbym uczniom teorii, tylko praktykę – tłumaczy Mieczysław Pietrucha, dyrektor Zespołu Szkół nr 34 im. Mieszka I w Warszawie.
Szefowie zawodówek widzą także inne zagrożenie.
– Obawiam się, że uczniowie, którzy teraz po gimnazjum idą do szkoły zawodowej, po reformie proponowanej przez MEN mogą nie skończyć nawet tej szkoły, bo będzie dla nich za trudna. Albo zwątpią w swoje możliwości i zostaną tylko z gimnazjum – mówi Teresa Lesiak, dyrektor Zespołu Szkół nr 24 w Warszawie, która również bierze udział w spotkaniach ministerialnego zespołu pracującego nad reformą zawodówek.
 
Źródło: Rzeczpospolita, 5.01.2009 r.