W opublikowanym pod koniec maja felietonie prof. Łukasz Turski wyraził opinię, że "Komitet Nauk Pedagogicznych PAN oraz spora część zawodowego środowiska pedagogów znaleźli się na marginesie przemian edukacyjnych zachodzących na świecie w ciągu kilkunastu ostatnich lat", dlatego za nieuzasadnioną uznaje krytyczną opinię, jaką pedagodzy z PAN wyrazili w opinii do projektu ustawy dotyczącej obowiązku szkolnego sześciolatków (jej treść opisywaliśmy tutaj). Według autora tekst opinia "to tekst agitacyjny, mający poprzeć prowadzoną od kilku lat destrukcyjną dla projektu obniżenia wieku szkolnego działalność grup społecznych wspartą ostatnio akcją reklamową armii „znanych z bycia znanymi" oraz popularnych aktorów broniących szczęśliwego dzieciństwa ich dzieci, kradzionego przez liberała Tuska z komunistką Szumilas na czele".
Na krytykę odpowiada prof. Bogusław Śliwierski, przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Podkreśla, że profesor Turski jako fizyk nie jest profesjonalistą w dziedzinie, o której wypowiadał się w swoim tekście. Winą za chaotyczność w przeprowadzaniu reformy obarcza polityków, którzy - jego zdaniem - wykorzystują oświatę dla własnych celów.
"Politycy zlekceważyli środowisko oświatowe jako potencjalnie ważny czynnik suwerennego wpływu na politykę oświatową. Przegrywali więc kolejno wszyscy ministrowie, a co gorsza dzieci, młodzież, nauczyciele i pedagodzy – ofiary niewłaściwych rozwiązań – gdyż edukacja była traktowana jako dobro polityczne, a nie ogólnonarodowe." - podkreśla.
Za chybione uważa także argumenty prof. Turskiego o rozwoju, na jaki dzieci mogą liczyć w nowoczesnym systemie edukacyjnym, którego przykładem są zajęcia organizowane w Centrum Nauki Kopernik.
"Warto przetrzeć oczy i wyjść z wirtualnych chmur, by zobaczyć, jak funkcjonują szkoły publiczne w wielu polskich miastach i wsiach, z jakim wyposażeniem, środkami i presją – jak pan profesor sam określił – „postkomunistycznej zgrai" muszą się zmagać. Szkoda, że profesor nie dostrzega kilkusettysięcznej armii nauczycieli, którzy kształcą i wychowują polską młodzież nie tylko na okazjonalnych, a finansowanych przez rodziców wycieczkach do „Kopernika" w Warszawie, lecz w różnych typach szkół o często radykalnie odmiennych uwarunkowaniach infrastrukturalnych i społecznych, pomimo nieustannego zapowiadania i odwoływania w nich zmian przez niekompetentnych urzędników i nieodpowiedzialnych polityków.".
Polecamy: Obowiązek szkolny sześciolatków do decyzji samorządów?