Wszystkie szkoły mają wrócić do stacjonarnej nauki, a rządzący są przekonani, że nic nie pokrzyżuje planów utrzymania stacjonarnego nauczania do wakacji i to mimo że według epidemiologów zbliża się czwarta fala pandemii koronawirusa. Jest o tyle lepiej, że mamy już szczepionki i część społeczeństwa – w tym około 80 proc. nauczycieli i 20 proc. nastolatków po 12. roku życia zostało zaszczepionych, co jednak absolutnie nie gwarantuje ani całkowitej ochrony przed zakażeniem, ani tego, że nie będą przenosić wirusa. Jeżeli chodzi o resztę, można mieć wrażenie deja vu.

Czytaj: 
Minister zapowiada odbiurokratyzowanie pracy nauczycieli>>
Do szkół trafią wytyczne przeciwepidemiczne, pakiety edukacyjne i stacje dezynfekujące>>

 

Prawnie – powtórka starych regulacji

Ministerstwo Edukacji i Nauki zdecydowało się na utrzymanie przepisów obowiązujących w zeszłym roku szkolnym, a mianowicie rozporządzenia w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19.  

Czytaj w LEX: Szczepienia uczniów przeciw COVID-19 w szkołach i placówkach oświatowych - jak organizować? >

- Nie do końca precyzyjne są pojawiające się w mediach stwierdzenia, że nauka od 1 września będzie odbywała się na zasadach sprzed pandemii – mówi radca prawny Maciej Sokołowski. - Lepiej powiedzieć, że nauka będzie wyglądała tak jak w czerwcu - pod koniec ubiegłego roku szkolnego, kiedy doszło do znacznego poluzowania obostrzeń. W zakresie ogólnych oświatowych przepisów epidemicznych zmieniła się bowiem tak naprawdę tylko jedna cyferka - rozporządzenie obowiązujące już w czerwcu zostało przedłużone do 31 sierpnia 2022 roku, w miejsce 2021 roku. Możliwe jest zatem lokalne przejście na nauczanie zdalne, decyzją dyrektora poszczególnej szkoły po zasięgnięciu opinii organów – dodaje.

 

Rozwiązanie to nie do końca zdawało egzamin w zeszłym roku, bo pojawiały się spore problemy ze skontaktowaniem się, dla potwierdzenia decyzji dyrektora, z Sanepidem, który w czasie pandemii jest mocno obciążony zadaniami – czasem na odpowiedź trzeba było poczekać nawet kilka dni, mimo że sytuacja (np. kontakt z chorym uczniem lub nauczycielem) wymagała szybkiej reakcji.

Resort edukacji informował wtedy kuratorów oświaty, że możliwość przejścia na nauczanie zdalne lub hybrydowe zarezerwowana jest tylko dla wyjątkowych sytuacji – „jeżeli na danym terenie lub w szkole nie ma zagrożenia epidemiologicznego – to opinia ze strony Sanepidu, będzie zawsze negatywna. W związku z powyższym, dyrektor nie będzie miał podstawy prawnej, aby wprowadzić zdalne nauczanie”. Część dyrektorów apelowała o zmianę tej zasady, inni uważali, że wymóg jest sensowny, bo nie zmusza ich do samodzielnego decydowania o materii, na której się nie znają.

- Postulowaliśmy o zmianę przepisów i podtrzymujemy to w tym roku – mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP. - Skoro wszystkie decyzje i tak w zasadzie zrzucono na dyrektora szkoły, to nie widzę powodu, by nie mógł on podejmować samodzielnej decyzji o hybrydowym nauczaniu – dodaje.

Zobacz w LEX: Początek roku szkolnego. Zadania dyrektora - nagranie ze szkolenia >

Wytyczne w wielu szkołach nie do zrealizowania

Resort edukacji we współpracy z Ministerstwem Zdrowia i Sanepidem wydał wytyczne sanitarne dla szkół. Problem w tym, że – jak zwracają uwagę dyrektorzy i rodzice, w większości szkół nie da się ich spełnić. Korytarze są za wąskie, by uczniowie mogli zachować 1,5 m odległości. Nie da się ich też raczej wdrożyć w świetlicach i stołówkach. Zaleca się też m.in., by uczniowie mieli lekcje w jednej sali lekcyjnej i nie kontaktowali się z innymi nauczycielami i uczniami – co jest trudne do realizacji nawet w klasach 1-3, bo i one mają lekcje (religia, języki obce) z więcej niż jednym nauczycielem.

Według Krzysztofa Baszczyńskiego „bańki szkolne” to mrzonka, nie da się ich w ogóle wdrożyć w większych szkołach. - Rząd powinien wyciągnąć wnioski z poprzedniego roku i dostrzec, że to nie zadziała, tymczasem mam wrażenie, że znów wychodzi z założenia, że "mury nie zarażają". Mam nadzieję, że czarny scenariusz się nie powtórzy, ale epidemiolodzy nie są szczególnie optymistyczni, więc powinniśmy się przygotować na taką ewentualność, a nie udawać, że problemu nie ma. Potrzebne są szybkie testy i jednolita platforma edukacyjna, o której stworzenie apelujemy od ponad roku – mówi wiceprezes ZNP.

Zobacz w LEX: Zadania dyrektora we wrześniu - procedury i wzory >

Bardziej optymistyczna jest Ewa Radanowicz, dyrektorka szkoły podstawowej w Radowie Małym. - Mam wrażenie, że już się po prostu przyzwyczailiśmy do takiego stanu, będziemy robić to samo co w czerwcu. Akurat w naszej szkole da się zapobiegać kumulowaniu uczniów na korytarzach. Każda klasa będzie korzystać z jednej sali lekcyjnej, a nauczyciele przemieszczać się będą między nimi. Mamy środki i materiały, mam nadzieję, że jakoś sobie poradzimy – mówi. Dodaje, że bardzo ważne jest odpowiednie podejście do uczniów i nienaciskanie na odrabianie zaległości, które mogły powstać podczas zdalnej nauki. – Taka presja i stres są niepotrzebne i mam nadzieję, że nie pojawią się jakieś odgórne wytyczne w tej materii – tłumaczy.

Sprawdź w LEX:  Ile dni ma dyrektor na wydanie decyzji o potrzebie udzielenia urlopu dla poratowania zdrowia nauczycielowi? >

 

Cena promocyjna: 27 zł

|

Cena regularna: 36 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 0 zł


Rodzice się boją

Wiele obaw mają rodzice – część z nich, choć świetnie już zaznajomiona z wszelkimi mankamentami zdalnego nauczania, nie do końca dowierza zapewnieniom, że w szkołach będzie bezpiecznie.  - Szczerze współczuję dyrektorom, którzy znowu zostali pozostawieni sami sobie, i to w sytuacji rosnącego społecznego sprzeciwu wobec pandemicznych zasad. Jak dyrektor zmusi uczniów do noszenia maseczek, kiedy rodzice ich nie noszą i są temu przeciwni, i mogą czuć się bezkarnie? – pyta Katarzyna z Warszawy. Dodaje, że niemożliwe jest dopilnowanie, by dziecko nosiło maseczkę w przestrzeniach wspólnych, a już na pewno, by tej maseczki nie dotykało lub nie wkładało do kieszeni, tym bardziej, że i w tej kwestii przykład idzie z góry. – Wytyczne uniemożliwiają uwzględnienie specyfiki każdej szkoły – małej i dużej, z regionów o zróżnicowanej sytuacji epidemicznej. Szkoły różnią się m.in. zasobami kadrowymi i związaną z tym samodzielnością w realizacji zadań. Nawet jak szkoła ma duże zasoby kadrowe, to nie ma możliwości zrealizować takiego zalecenia: w  miarę możliwości jedna grupa uczniów (klasa) przebywa w wyznaczonej i stałej sali, a do grupy przyporządkowani są ci sami nauczyciele, którzy nie prowadzą zajęć stacjonarnych w innych klasach. Akurat na zespół nauczycieli dla każdej klasy nie stać żadnej placówki, a fizyk i chemik – zwłaszcza w dobie braków kadrowych – uczy nie w jednej, a w kilkunastu klasach – mówi. Nie wyobraża sobie też, że da się zorganizować pracę szkoły tak, by personel pomocniczy nie miał kontaktu z uczniami i nauczycielami.

 –  W wytycznych przeczytałam, że należy ustalić i upowszechnić zasady realizacji zajęć pozalekcyjnych organizowanych w szkole. Nie powinny odbywać się one w trakcie zajęć obowiązkowych szkoły, a po ich zakończeniu. Moi synowie chodzili na szachy w szkole, przed lekcjami i zajęcia informatyczne tuż po swoich zajęciach. W tym czasie jednak inne klasy miały cały czas normalne lekcje, które trwały w ubiegłym roku od o 8 do 18.30. To kiedy będą teraz te zajęcia, o 19 czy o 7 rano? – pyta Maria z Białegostoku.

 

Chore dzieci skazane na izolację

Resort edukacji przedłużył możliwość prowadzenia indywidualnego nauczania w formie zdalnej, co również – jak podkreślają rodzice – ma swoje ciemne strony. - Jestem mamą nastolatka o obniżonej odporności, którego ze względu na przyjmowane leki nie możemy zaszczepić, a zakażenie Covid-19 mogłoby mieć tragiczne skutki – żali się dyrektorka jednej z fundacji. - Od marca 2020 roku nie był w szkole. Liczyłam, że w tym roku szkoły publiczne umożliwią uczniom ze specjalnymi potrzebami zdalny udział w lekcjach prowadzonych w szkole. Robi tak wiele szkół prywatnych. Dziecko znajomych jest alergikiem, i w prywatnej podstawówce ma taką możliwość. Pani włącza laptop, kamerkę, zaprasza ucznia na lekcję, podczas której siedząc w domu, może odpowiadać, zadawać pytania, słyszy, co mówią jego koledzy, a przede wszystkich ich widzi. Mój syn w najtrudniejszym wieku znów jest pozbawiony kontaktu, nikt o nim nie pomyślał – dodaje.

- Wielu rodziców nie zgodzi się ze mną, ale nie rozumie, dlaczego wszyscy na trzy cztery znowu wracają do szkół  – zastanawia się Marek, programista, pracujący z domu, z grupy wysokiego ryzyka zakażenia Covid-19. - Czy nie można by było wprowadzić na początek nauki hybrydowej po to, by nie groziło nam przejście znowu na zdalną? Można przecież zrobić ankietę wśród rodziców i zapytać, którzy uczniowie mogą przez pierwszy tydzień, dwa uczyć się w takim trybie. Mamy już roczne doświadczenie w nauce zdalnej i jestem przekonany, że obok rodziców, którzy nie wyobrażają sobie znowu nauki z domu, są tacy, którzy chętnie się na nią zgodzili. Można byłoby też – tak jak wiosną – ustalić, że uczniowie wracają stopniowo: najpierw najmłodsi, a potem kolejne klasy – mówi.

Zalecenia to nie prawo, można traktować elastycznie

Resort edukacji – bombardowany tego rodzaju pytaniami i wątpliwościami – zapewnia, że wszystko jest w porządku, bo zalecenia nie są przecież przepisami. - To są zalecenia i wytyczne, które będą realizowane przez dyrektorów szkół i nauczycieli w takim zakresie, w jaki jest to możliwe w poszczególnych placówkach oświatowych – mówił minister Przemysław Czarnek.  - To nie są przepisy prawa powszechnie obowiązującego, które by obligowały do ich pełnego zastosowania wszędzie bez względu na okoliczności, ale nasze zalecenia - zaznaczył minister.

Tyle że te zalecenia nie istnieją w prawnej próżni. Radca prawny Maciej Sokołowski tłumaczy, że choć faktycznie nie wywołają wprost odpowiedzialności, to mogą mieć istotne znaczenie przy ocenie niektórych sytuacji. - Nie można ich ignorować, gdyż w razie wątpliwości mogą stanowić wskazówkę, czy jakaś niebezpieczna sytuacja wywołana została brakiem dbałości szkoły o bezpieczeństwo. Oczywiście, mając doświadczenia z wcześniejszego okresu epidemii, musimy być przygotowani na wszelkie zmiany następujące z dnia na dzień, obejmujące cały kraj – ocenia.

Sprawdź w LEX: Czy można obniżyć wymiar zatrudnienia nauczycielowi mianowanemu? >

 

Za granicą też wracają do szkół, ale więcej uczniów zaszczepionych

Do szkół wracają też uczniowie w innych krajach - tyle że w wielu z nich dużo lepiej wygląda kwestia wyszczepienia nastolatków. W Hiszpanii w zeszłym tygodniu zaszczepionych było 62 proc. uczniów w wieku 12-19 lat. I mimo to w dalszym ciągu na terenie szkół będzie obowiązywał nakaz utrzymania dystansu i obowiązek noszenia maseczek. We Francji zaszczepiono 57 proc. uczniów w wieku od 12 do 17 lat (mowa o przyjętej pierwszej dawce), dodatkowo w szkołach wykonywanych będzie ok. 600 tys. testów na Covid-19 tygodniowo. W Niemczech poziom wyszczepienia nastolatków jest podobny jak w Polsce, według danych zaszczepiony jest co mniej więcej co piąty uczeń powyżej 12. roku życia. We Włoszech 90 procent nauczycieli i innych pracowników w szkół we Włoszech otrzymało co najmniej jedną dawkę szczepionki przeciwko Covid-19 lub preparat jednodawkowy.

W Polsce akcja szczepień mocno zwolniła, co może mieć istotny wpływ na sytuację epidemiczną po otwarciu szkół. Fiasko ponoszą zachęty w rodzaju loterii szczepionkowej. - Uważam, że rząd bagatelizuje zagrożenia związane z powrotem uczniów do stacjonarnej nauki. Już rok temu zapewniał, że mury nie zarażają i teraz przekaz jest bardzo podobny, a to woda na młyn dla osób, które nie wierzą w epidemię i w szczepienia. Skoro nie ma powodu do żadnych obaw, nie trzeba robić testów, niewymagane są jakieś szczególne środki bezpieczeństwa, to trudno potem kogokolwiek przekonać, że pandemia to ciągle aktualne zagrożenie - mówi Krzysztof Baszczyński.