Badanie, którego wyniki zaprezentował IBE, dotyczyło zmian w sieci szkół, dokonanych w latach 2007-2012 przez samorządy trzynastu polskich gmin. Pytania i problemy ujęte w raporcie dotyczą warunków, w jakich dochodziło do podjęcia decyzji o zmianach w sieci szkolnej, przebiegu tych zmian i roli, jaką w tym procesie odgrywali różni przedstawiciele lokalnych społeczności (mieszkańcy, rodzice, pracownicy szkół), a także społecznych, kadrowych, infrastrukturalnych czy finansowych efektów i konsekwencji przeprowadzonych zmian.
Zwolnienia to rzadkość
Większość nauczycieli zachowuje pracę po likwidacji szkoły - wynika z raportu. Według jego autorów, gminy boją się, że redukcja etatów doprowadzi do konfliktu z nauczycielami.
"W każdej z badanych gmin zwolnienia dotyczyły najwyżej kilku osób. Przeważnie chodziło o nauczycieli pracujących na część etatu lub na czas określony i nauczycieli stażystów, a więc osoby zatrudnione najkrócej. Niekiedy zdarzało się, że dany nauczyciel sam rezygnował z przejścia do szkoły skonsolidowanej; przeważnie dotyczyło to dyrektorów i wiązało się z personalnym konfliktem między owymi dyrektorami a władzami gminy. W niektórych przypadkach nie starano się ponadto utrzymać zatrudnienia nauczycieli spoza gminy." - czytamy w raporcie. Regułą było natomiast to, że nauczyciele w wieku przedemerytalnym przechodzili na emeryturę.
"Mamy tu więc do czynienia z przerzucaniem kosztów likwidacji szkół na system emerytalny (którego gminy w żadnym stopniu nie finansują) oraz na samych nauczycieli – wcześniejsza emerytura oznacza czasowe uzyskiwanie niższych świadczeń w okresie przed osiągnięciem wieku emerytalnego." - zauważają autorzy badania.
Sąd: świadczenie kompensacyjne także przy rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron>>
Więcej pracy za mniejsze pieniądze
To, że przekazane szkoły nie zwalniają nauczycieli, nie oznacza, że sytuacja pedagogów nie ulega pogorszeniu. "Przejście do pracy w szkole skonsolidowanej wiązało się czasem z uelastycznieniem umowy o pracę (na tyle, na ile pozwala Karta nauczyciela) lub zmianą zakresu obowiązków.
Pewna liczba nauczycieli pracuje w tych placówkach na część etatu, w jednej z badanych gmin znacząca grupa posiada umowy na czas określony. Utrzymanie pracy wiąże się w takich sytuacjach ze znacznym pogorszeniem
jej jakości." - czytamy w raporcie. Często zdarza się, że nauczyciele mniej czasu spędzają przy tablicy, a zamiast tego mają inne obowiązki, jak dowóz dzieci lub praca w świetlicy.
"Moje obowiązki się bardzo zmieniły, bo te dowozy to jest zupełna nowość dla mnie, coś zupełnie takiego, o czym ja nie miałam pojęcia, że coś takiego kiedyś mnie spotka, że tak powiem, na stare lata, bo […] to było przykre dla mnie na początku […], także nieraz mi łza poszła, że spadłam tak nisko, takie to było trochę… Teraz przyzwyczaiłam się, aczkolwiek nie uważam tego za jakąś taką [pracę], która by mi satysfakcję przynosiła, ale bierze się to, co jest. Prawda?" - mówiła jedna z nauczycielek autorom badania.
ZNP: państwo nagradza samorządy, które pozbywają się szkół>>
Sytuacja w szkołach przekazanych stowarzyszeniom wygląda podobnie, jak w placówkach skonsolidowanych. Pedagogom uelastyczniono czas pracy oraz zmniejszono wynagrodzenia (pensum wzrosło do 22-24 godzin). Jak wskazuje raport - w niektórych szkołach zachowano część przepisów Karty Nauczyciela, chodzi głównie o te placówki, które prowadzone są przez stowarzyszenia kierowane przez gminy.
Mogło być gorzej
"Wielu nauczycielom udaje się zachować pracę, ale jej warunki się pogarszają. Niższe wynagrodzenia, umowa na część etatu lub konieczność łączenia etatów w różnych szkołach i związane z tym dojazdy – są to wszystko koszty zmian w sieci szkolnej, które ponoszą sami nauczyciele. Jednak fakt, że nadal mają zatrudnienie – nawet gorszej jakości – jest przyjmowany z pewną ulgą. Dominuje nastawienie typu „mogło być gorzej”." - podsumowują autorzy raportu. Pełna treść>>