Osoby prowadzące prywatne placówki wskazują przede wszystkim, że zaproponowane przez rząd rozwiązania dają samorządom zbyt dużą dowolność w przydzielaniu dotacji (nie otrzymają jej wszyscy chętni a jedynie placówki, które gminy wyłonią w drodze konkursu).
– To jest zwykłe oszustwo. Gminy będą wybierały tylko znajomych wójta lub burmistrza. A co gorsza, mogą też tworzyć takie przedszkola w spółkach komunalnych, które im przynależą – złości się Maciej Godlewski, prezes Stowarzyszenia Przedszkoli Niepublicznych. Jego zdaniem konkursy ograniczą swobodę prowadzenia działalności gospodarczej. Podkreśla, że ograniczenia wynikają z obawy rządu o to, że rodzice nie będą chcieli posyłać dzieci do przedszkoli samorządowych, jeżeli te niepubliczne będą kosztować tyle samo.
Ale niektóre placówki niepubliczne w ogóle nie chcą się zgłaszać po dotację - ich właściciele wskazują, że to się zwyczajnie nie opłaca.
– Nie zamierzam przystępować do tego programu, bo po miesiącu moja firma by zbankrutowała. Obecnie z dotacji ledwo wystarczy mi na opłacenie etatów – mówi Marta Świeży, dyrektor Prywatnego Przedszkola Miś w Rzeszowie.
Sceptycyzm właścicieli niepublicznych placówek może uczynić niemożliwym upowszechnienie opieki przedszkolnej, ponieważ gminy pozostawione same sobie nie zapewnią przedszkolakom wystarczającej liczby miejsc.
Prywatne przedszkola niechętne reformie
Rząd zakłada, że prywatne przedszkola - skuszone stuprocentową dotacją - chętnie uzupełnią sieć publicznych placówek. Te nadzieje mogą jednak okazać się płonne - alarmuje Dziennik Gazeta Prawna.