- Zadanie z podręcznika do przedsiębiorczości dla liceów ogólnokształcących, w którym podano przykładowy budżet miesięczny czteroosobowej rodziny: tata, mama, córka, syn. Pensja mamy wynosi 1540 zł, taty - 2287 zł. Po stronie wydatków są: czynsz, woda, gaz, żywność, telefon, obuwie, używki, samochód, kieszonkowe córki, syna, rower dla syna, książki dla córki, wędka dla taty. A dla mamy nic.
Mama nie ma potrzeb, zainteresowań. Albo zadanie z matematyki z innego podręcznika, w którym tata zastanawia się, jaki kupi samochód, ile musi wziąć kredytu. Czyli on w domu rządzi kasą. Matki w zadaniach z matematyki wysyłają po chleb, ziemniaki, mają w porywach 20 zł. Z kolei dziewczynki mają problemy typu: ile kupić tasiemki, by obszyć serwetkę lub obrus, jakby jeszcze ktoś to robił. Wykonują trywialne czynności o niskim prestiżu.
Podobnie jest z podręcznikami do nauczania początkowego, które badała pedagożka Dorota Pankowska.
Kobiety najczęściej występują w roli mamy. Jednak w roli ojca występuje tylko co dziesiąty mężczyzna. Czyli z kim one te dzieci robią?
Dla kobiet zarezerwowano tylko kilkanaście zawodów, np. pielęgniarki, nauczycielki czy bibliotekarki, dla mężczyzn ok. 140. To przenosi się później na wybory życiowe, stereotypy w dorosłym życiu. - mówi w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Jej zdaniem takie ukształtowanie ról w podręcznikach wynika z przekonania, że to chłopcy są aktywni, a dziewczynki pełnią raczej role żon, krewnych i matek.
Prof. Chomczyńska zwraca także uwagę, że winę za utwierdzanie dzieci w stereotypach dotyczących ról kobiet i mężczyzn ponoszą także sami nauczyciele, którzy inaczej podchodzą do chłopców i dziewcząt.
- Dziewczynki są pozostawiane same sobie. Nie daje im się instrukcji, jak wykonać zadanie, bo sobie poradzą. Chłopcy są znacznie częściej adresatami nauczycielskiej krytyki niż dziewczęta, ale krytykuje się ich za zupełnie inne rzeczy. Staranne i zdyscyplinowane dziewczynki gani się za jakość pracy. Chłopcy zaś dostają komunikaty w stylu: "gdybyś nie grał tyle w piłkę, tylko trochę przysiadł do nauki, to ho ho...". Skutek jest taki, że gdy coś nie wyjdzie dziewczynce, myśli że to przez brak zdolności. Chłopiec zaś jest przekonany o własnej wartości. Stąd bierze się późniejsza "bezradność" kobiet. Inne badania pokazują, że nauczyciele inaczej traktują wypowiedzi obu płci. Gdy dziewczynka czegoś nie wie, wskazują kolejną osobę do odpowiedzi. Natomiast od chłopców częściej wyciąga się odpowiedź, rzadziej im się przerywa. Ponadto dziewczynkom i chłopcom daje się inne zadania. Pierwsze mają sobie coś przypomnieć, zdać relację z tego, co oczywiste i bezdyskusyjne. Drudzy, jak ustalił pedagog Krzysztof Konarzewski, dostają problemy do samodzielnego rozwiązania. - mówi i dodaje, że nauczyciele często nie dostrzegają tego problemu, twierdząc, że poświęcają tyle samo uwagi chłopcom co dziewczynkom, innego zdania są natomiast ich uczniowie. Cały wywiad dostępny tutaj>>
Polecamy również: Eksperci: przedszkola i szkoły mogą utwierdzać stereotypy dot. płci