- Kilka mam już pytało, czy można byłoby, aby dzieci przychodziły na zajęcia do polskiej szkoły po południu, bo rano chcą się uczyć w ukraińskiej on-line. Chłopiec wyszedł z ostatniej lekcji, bo… chciał być na sprawdzianie w ukraińskiej szkole. Pozostaje pytanie - po co oddziały przygotowawcze? Przecież wystarczyłby tym dzieciom popołudniowy intensywny kurs języka polskiego bez niepotrzebnej obudowy, skoro chodzą do szkoły ukraińskiej… - pisze na Facebooku Jolanta Gajęcka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie.

Czytaj też: Procedura przyjmowania do publicznych szkół i przedszkoli cudzoziemców oraz osób niebędących obywatelami polskimi >

Od momentu, gdy minister edukacji wystąpił z deklaracjami typu „polska szkoła jest gotowa”, „do polskiej szkoły można zapisać od zaraz”, zaczęła dzielić się pomysłami, jak to wszystko ogarnąć. Uważa, że koniecznie trzeba umożliwić ukraińskim dzieciom domknięcie tego roku szkolnego w ukraińskim systemie oświaty:  "jeśli tego nie zrobimy, staniemy się współwinni – Putin niszczy ukraińską ziemię, a my zniszczymy ukraińskie serca…”.

Czytaj: Piontkowski: Dzieci z Ukrainy powinny najpierw uczyć się polskiego i polskiej kultury>>

Organizacja pracy szkół i przedszkoli z uczniami przybywającymi z Ukrainy od 24.02.2022 r. - zaproszenie na szkolenie >>

Podręczniki, SIO i inne problemy

Ministerstwo milczy też w sprawie podręczników do nauki języka polskiego jako obcego, a to podstawa w oddziałach przygotowawczych. Takich podręczników nie ma w bibliotece, nie są dotowane. Kogo na nie stać? Szkoła Gajeckiej poradziła sobie - ma zakupione 60 kompletów podarowanych przez jedną z mam i jej przyjaciół. Kolejna kwestia to SIO -  nazwiska są nieoczywiste, numerów PESEL jeszcze często nie ma. Bywa też, że uzupełnianie SIO okazuje się bezsensownym wysiłkiem, bo uczniowie z dnia na dzień wyjeżdżają do innego kraju.

Sprawdź: Czy uczniowi oddziału przygotowawczego należy założyć arkusz ocen, wskazując w nim uczęszczanie do oddziału przygotowawczego? >

 

Wpisanie do rozporządzenia zwiększenia limitu w oddziałach przygotowawczych jedynie w papierach stworzyło więcej miejsc. Bo w rzeczywistości szkoły są tak samo przepełnione, jak były. U dyrektor Gajęckiej dzieci z oddziałów przygotowawczych uczą się w stołówce. - Jeśli trzeba będzie otworzyć kolejny oddział przygotowawczy? Zrobię to, ale będzie działał po południu, bo rano już się nie da . Mamy dwa oddziały przygotowawcze dla dzieci, które w Polsce uczęszczałyby do klas 4-8. Już wcześniej mieliśmy nauczycielki języka polskiego, mówiące po ukraińsku i rosyjsku - jedna jest ze Lwowa i pracuje u nas już kilka lat. Dzieci młodsze przyjmujemy do oddziałów klas 1-3  - pisze dyrektor na facebookowym blogu.

Zarządzenie w sprawie utworzenia oddziału przygotowawczego międzyszkolnego - WZÓR DOKUMENTU >

Problemy z kadrą

Wojciech Ulatowski, dyrektor 47 LO w Łodzi od dwóch tygodni ma u siebie dwa oddziały przygotowawcze. Obecnie w szkołach ponadpodstawowych w Łodzi jest ok. 15 takich oddziałów. Uczą w nich nauczyciele zatrudnieni w tych placówkach, bo rozporządzenie dało możliwość przekroczenia nawet 1,5 etatu. Ale dyrektor Ulatowski nie ukrywa, że w 47 LO jest problem z kadrą. Nauczyciele mają mnóstwo nadgodzin, niektórzy pracują po 36 godzin, są przemęczeni, bo dodatkowo społecznie przygotowują uczniów do matury. W liceach panuje tryb rozliczania rocznego, więc w maju, czerwcu będzie trochę lżej. Ulatowski bardzo chwali postawę samorządu w tym trudnym czasie. W każdej szkole z odziałem przygotowawczym  jest tłumacz pomagający dzieciom ukraińskim w pracach pisemnych.

- Samorząd wspiera nas we wszystkim, współpraca bardzo dobra. Czy bursę trzeba załatwić, czy inny problem, jest rozwiązywany od ręki. U nas powstały dwa takie odziały, ale są szkoły, gdzie powstały trzy. Czasem samorządowcy dzwonili pierwsi z jakimś problemem, zanim nam się urodził - mówi Ulatowski.

 

 

Łódzkie szkoły z oddziałami wymieniają między sobą dzieci. Gdy okazuje się, że któreś znalazło mieszkanie bliżej jakiejś szkoły, nie będzie przecież dojeżdżało na drugi koniec miasta. Problemy? Jest ich mnóstwo. Rodzic zapisał wczoraj dziecko, dziś jedzie dalej. Albo mieszkać nie ma gdzie. Albo brakuje peseli. Stypendium od miasta dzieci dostają na oświadczenia, bez dokumentów. Na Ukrainie nie ma RODO, więc i na tym polu bywa zdziwienie, dlaczego np. nie można zrobić dziecku zdjęcia bez zgody rodzica. Albo dlaczego w szkole stoi pięć pojemników na śmieci - na Ukrainie nie ma segregacji. To są jednak drobiazgi, które natychmiast zyskują rozwiązanie.

- Najgorsza jest niepewność jutra, Ukraińcy nie wiedzą, co z nimi będzie. Nie poruszamy na terenie szkoły tematu wojny. Dla tych dzieci to odskocznia, bo w domach non stop jest ten temat. Były zajęcia integracyjne. Spełniły swoją rolę. W oddziale przygotowawczym jest dobra frekwencja, dzieci chcą być w szkole - wylicza dyrektor Ulatowski.

 

Cena promocyjna: 37 zł

|

Cena regularna: 37 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 0 zł


Przyjmowanie do szkół i przedszkoli uczniów z Ukrainy - wzory przetłumaczone na język ukraiński >

Co z maturą?

Dyrektorów liceów martwią niejasne przepisy wokół matury dla Ukraińców. Przecież ukraiński system edukacji jest inny - tam jest 11 klas, w Polsce - 12, więc uczniowie muszą się uczyć jeszcze rok, żeby móc zdawać maturę. I rzeczywiście ukraińscy uczniowie z 47 LO będą chcieli zdawać maturę w przyszłym roku.

- Sprawę komplikuje fakt, że działające od rana ukraińskie szkoły online, kolidują z naszymi zajęciami. Od września ci  z oddziałów przygotowawczych pójdą do klas ogólnych. Dziecku łatwo tu zrobić krzywdę, jeśli da się je do klasy programowo wyższej, a nie jest na to gotowe. Ukraińcy przyjechali bez dokumentów, składają jedynie oświadczenia. Nie wiem, czy dane dziecko było dobrym uczniem czy słabym. Nauczyciele muszą mieć zagwarantowaną możliwość, że uczeń nadrobi braki. Mija się z celem pchanie ich do klas ogólnodostępnych na siłę. Do każdego ucznia podchodzimy bardzo indywidualnie. Nie ma przepisów wprost. Oczekujemy więc na jasne sygnały płynące z ustawy lub rozporządzenia - mówi Ulatowski.

Gdy otworzono oddział przygotowawczy w 47 LO, personel szkoły na podstawie rozmów z ukraińskimi rodzinami szacował, że ok. 20 proc. zostanie, 80 proc. deklarowało chęć powrotu do kraju lub wyjazd na Zachód. W tej chwili te proporcje przesuwają się. Ludzie już nie są chętni do powrotu na Ukrainę, bo nie mają do czego wracać, a bariera językowa jednak w Polsce jest najmniej dotkliwa.

 

 

Agata Pallasch, dyrektor 45 Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie opowiada, że na terenie jej szkoły były nawet dwa odziały przygotowawcze od 2019 r. Od września 2020 roku z jednego zrezygnowali. Od września 2021 r. oddział przygotowawczy liczył 15 osób i spotykało się w nim siedmiu przedstawicieli różnych narodowości. Gdy wybuchła wojna w Ukrainie na powrót podjęli decyzję o otworzeniu jeszcze jednego oddziału. Teraz, po wejściu w życie nowego rozporządzenia, gdy limity zostały zwiększone, do szkoły przyjęto 41 nowych uczniów z Ukrainy. Dziś w szkole uczy się w sumie 102 cudzoziemców z 12 różnych krajów. A ponieważ rozporządzenie daje taką możliwość, że jeśli dziecko ma sukces w takim oddziale, można je przenieść do klasy ogólnodostępnej, rzeczywiście czworo uczniów skorzystało z tej furtki.

- Nasi ukraińscy uczniowie są wieku 14-17 lat. Łakną kontaktu z rówieśnikami, czuli się bardzo wyobcowani. Gdy trafili do klas pierwszych i drugich, gdzie mamy także Białorusinów i Rosjan, od razu poczuli się lepiej. Nie są już tak przestraszeni. Kontakty z sobą utrzymują także po szkole. Mają wsparcie od nauczycieli. Języka angielskiego uczy pani z Ukrainy. Idą do niej pogadać o wszystkim. Niezależnie od tego mają stały kontakt z pedagogiem i psychologiem. W naszej szkole bardzo dużą rolę odegrały zajęcia integracyjne poprowadzone przez pedagoga i psychologa szkolnego - wylicza Agata Pallasch.

Sprawdź też: Czy w oddziałach przygotowawczych tworzonych w szkole dla dzieci uchodźców wojennych z Ukrainy powinien być wyznaczony wychowawca klasy?

Nie wszyscy ukraińscy uczniowie chcą polskiej szkoły

Gdy na jednaj z facebookowych grup nauczycielka znana ze swego zaangażowania napisała, co dzieje się w oddziałach przygotowawczych w jej szkole, została zakrzyczana. A prawda jest taka, że straumatyzowane ukraińskie dzieci niekoniecznie chcą chodzić do polskiej szkoły. I że będą coraz większe kłopoty.

- Znaczna grupa dzieci przyjętych do klas przygotowawczych nie umie uszanować otrzymanych materiałów, na które złożyli się nauczyciele i polscy uczniowie (niszczą je, nie przynoszą na lekcje). Wiele dzieci z Ukrainy ma problem z przestrzeganiem zasad obowiązujących w polskiej szkole, co skutkuje coraz większym niezadowoleniem polskich uczniów. Samolociki z kartek ze słownictwem do integracyjnej zabawy, gra na telefonach na lekcji, darcie otrzymanych zeszytów. Na przerwach łamanie wszelkich zasad obowiązujących w naszej szkole, mimo że wielokrotnie są przypominane. Tak zachowuje się wiele dzieci ukraińskich. Patrzą na to polskie i nie podoba im się to. Ja nie winię tych dzieciaków. Winię tych, którzy doprowadzili do takiej sytuacji. Powoli zaczynam tracić wiarę w sens naszych wysiłków, bo choć całym sercem jestem za Ukrainą i jej walką, to nie zgadzam się, by cierpiały na tym polskie dzieci. (...) Nieprzemyślane, pośpieszne decyzje polskich władz doprowadziły do tego, że w tej chwili w szkołach panuje chaos.(...) Te dzieci, dotknięte traumą, powinny pracować ze swoimi nauczycielami. Polskie szkoły nie są przygotowane do tworzenia kolejnych klas przygotowawczych - wskazuje.

Na takich działaniach nikt nie zyskuje, raczej wszyscy tracą. Dołączanie pod koniec roku szkolnego ukraińskich dzieci niemówiących i nierozumiejących po polsku do polskich klas to pomysł z kosmosu. Inna dodaje, że u niej w szkole zatrudniono dodatkowo polonistę z drugim językiem ukraińskim, żeby nauczyć uczniów z klas przygotowawczych podstaw polskiego i nikt nie chodzi na ten język polski. Uczniowie myślą o powrocie na Ukrainę, nie o nauce polskiego.