-Jest coraz więcej osób z różnymi problemami, zahamowaniami, dysfunkcjami. Już nawet nie chodzi o dysleksję, bo to wiadomo - w każdej szkole kilkadziesiąt osób na to cierpi. Teraz często orzekana jest depresja albo psycholog twierdzi, że dziecko ma problemy z funkcjonowaniem w rzeczywistości szkolnej. Poza tym u tych bez orzeczeń z poradni widać problemy z normalnym funkcjonowaniem, z nawiązywaniem kontaktów. Kiedyś tego w takiej skali nie było, choć wiadomo, że okres dojrzewania zawsze przebiegał u niektórych burzliwie i z problemami. - podkreśla nauczyciel. Zwraca również uwagę, że dużym problemem jest uzależnienie od internetu, uczniowie nie mogą przez dziesięć minut wytrzymać na lekcji bez korzystania z komórki, a umiejętność wyszukiwania przez nich informacji sprowadza się do wpisania odpowiedniego hasła w Google.
Podkreśla jednak, że to nie wina uczniów, a w dużym stopniu systemu nastawionego na wyrównywanie poziomu tak, aby każdy mógł zdać maturę i dostać się na studia oraz na testowe sprawdzanie wiedzy.
- Ja zawsze powtarzam, że lepiej już było. Ale problemem szkoły wcale nie są uczniowie, bo oni nie są jakoś znacząco gorsi, niż byli. Zawsze byli nieliczni wybitni, mała część solidnie dobrych, niewielka grupka kompletnych tumanów i znakomita większość przeciętniaków. To jest rozkład statystyczny. Problemem jest system. Nieprzypadkowo większość nauczycieli mówi, że zaczęło się znacząco pogarszać około 2000 r. Wtedy przyszły pierwsze roczniki gimnazjalne, szkołę skrócono do 3 lat. Zaczęliśmy też systematycznie obniżać poziom, a uczniowie radośnie się do tego przystosowali. - mówi. Zwraca też uwagę, że problemem bywają nauczyciele, ponieważ przy obecnym systemie młodzi pedagodzy mają bardzo niewielkie szanse na zatrudnienie. Więcej>>
Polecamy: Uczniowie dobrze wypadają na testach, bo są one dostosowywane do ich poziomu?