Sprzęt elektroniczny, samochody i wyposażenie domów - takie zakupy robili właściele prywatnych przedszkoli, nie mając na co wydać pieniędzy z dotacji. MEN chce to zmienić i zmodyfikować zasady finansowania niepublicznych placówek - te, które pobierają wyższe czesne od rodziców, dostaną mniej pieniędzy z budżetu. Resort chce także premiować placówki, które uczą angielskiego.
WSA: dotacja oświatowa przysługuje również na obsługę finansową szkoły>>
– Pomysł bardzo dobry. Pieniądze publiczne powinno się wydawać racjonalnie i oszczędnie. Trzeba jednak pamiętać, aby w przepisach pojawiły się jasne kryteria i sposób dokonywania podziału środków – zaznacza Marek Olszewski, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich. Według niego mogłoby to ukrócić chęć zarabiania dużych pieniędzy na oświacie.
WSA: pensja dla organu prowadzącego nie z dotacji oświatowej>>
Pomysł nie zachwycił za to właścicieli prywatnych placówek, którzy podkreślają, że i tak dostają zaniżone dotacje.
– O wysokości czesnego powinien decydować rynek, a nie urzędnicy. Takie rozwiązanie ograniczy prowadzenie działalności gospodarczej i zaburzy konkurencyjność. Karani będą przez nie rodzice, bo jeśli np. przy czesnym 1,2 tys. zł obniżą mi dotację z 75 proc. do 20 proc., to opiekunowie będą musieli dodatkowo zapłacić 400 zł – wyjaśnia Agnieszka Białecka-Rutkowska, rzecznik stowarzyszenia przedszkoli niepublicznych.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna", stan z dnia 9 grudnia 2014 r.