Artykuł 115 ust. 1 Konstytucji RP mówi wyraźnie: Prezes Rady Ministrów i pozostali członkowie Rady Ministrów mają obowiązek udzielenia odpowiedzi na interpelacje i zapytania poselskie w ciągu 21 dni. Szczegóły, czyli całą procedurę reguluje rozdział 4 Regulaminu Sejmu. I tak, w myśl art. 192, posłowi przysługuje prawo złożenia interpelacji w sprawach o zasadniczym charakterze i odnoszących się do problemów związanych z polityką państwa. Interpelacja powinna zawierać krótkie przedstawienie stanu faktycznego, będącego jej przedmiotem oraz wynikające zeń pytania oraz powinna być skierowana do właściwego ministra. Pomijając już czysto techniczne aspekty dodajmy, że Marszałek Sejmu ma przesłać interpelację niezwłocznie wskazanemu organowi, a ten – zgodnie z art. 193 ust.1 – ma udzielić odpowiedzi nie później niż w terminie 21 dni od dnia otrzymania interpelacji. Chyba, że poseł uzna odpowiedź za niewystarczającą, wówczas – w ciągu 30 dni od otrzymania odpowiedzi - może poprosić (ale tylko raz) o dodatkowe wyjaśnienia, a organ na ich przekazanie ma 21 dni.
Tak wyglądają przepisy, a jak wygląda praktyka?
Czytaj również: Co dalej z sygnalistami? Resort rodziny nabiera wody w usta>>
Długie czekanie, bez szans na odpowiedź
Z danych opublikowanych na stronie internetowej Sejmu wynika, że w obecnej, IX kadencji (rozpoczętej 12 listopada 2019 r.) odpowiedzi nie doczekało 511 interpelacji poselskich, a w przypadku kolejnych 394 organy wystąpiły o prolongatę, czyli wydłużenie terminu na udzielenie odpowiedzi. Rekordzista, czyli poseł Krzysztof Śmiszek, wraz z grupą posłów, czekał na odpowiedź od ministra spraw wewnętrznych i administracji 1303 dni (interpelację złożył 13 lutego 2020 r.) w sprawie działań MSWiA w odniesieniu do dyskryminujących osoby LGBT uchwał samorządów (nr 2298). Pierwszy poseł, który według sejmowego wykazu czeka poniżej 1000 dni na odpowiedź, to zajmujący dziewiątą pozycję poseł Paweł Olszewski. Minister infrastruktury od 940 dni nie odpowiedział mu w sprawie nowego systemu poboru opłat drogowych (nr 19665). Nieco krótsza jest lista interpelacji, w przypadku których ministrowie wystąpili o wydłużenie terminu na odpowiedź. W ten sposób rekordzista, a jest nim poseł Paweł Lisiecki, na odpowiedź ministra finansów na swoją interpelację w sprawie likwidacji lub zmniejszenia podatku od dochodów kapitałowych (nr 6847) czeka 1201 dni.
Wśród interpelacji z przedłużonym terminem udzielenia odpowiedzi są i te dotyczące np. osób bez prawa do świadczenia emerytalnego (nr 41762, a poseł Hanna Gill-Piątek czeka na odpowiedź od ministra rodziny i polityki społecznej od 84 po terminie, który wydłużany był czterokrotnie, ostatni raz 13 września).
Nie sposób jednak wskazać nawet tylko najważniejszych kwestii podnoszonych w interpelacjach poselskich, dlatego tutaj dostępne są pełne listy interpelacji bez odpowiedzi i interpretacji, na które odpowiedź została prolongowana.
W latach 2015-2020, czyli w VIII kadencji Sejmu interpelacji poselskich, które nie doczekały się odpowiedzi było 153. Ówczesna rekordzistka, czyli poseł Izabela Leszczyna, na odpowiedź od ministra sprawiedliwości w sprawie wynagrodzeń ministrów w Ministerstwie Sprawiedliwości w latach 2015-2017 (nr 21084), czekała 566 dni (po terminie). Z kolei rekordzistka w wykazie interpelacji prolongowanych liczącym 39 pozycji, czyli poseł Barbara Bubula, na odpowiedź od prezesa Rady Ministrów w sprawie badania rynku prasy w Polsce i zapobiegania monopolowi informacyjnemu (nr 14514) czekała 812 dni.
Dla porównania dodajmy, że w VII kadencji (tj. w latach 2011-2015) bez odpowiedzi pozostało 8 interpelacji poselskich, a rekordzista, czyli Tadeusz Dziuba na odpowiedź prezesa Rady Ministrów w sprawie skierowania do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej skargi na decyzję Komisji Europejskiej (nr 30663) czekał 260 dni po terminie udzielenia odpowiedzi. Niestety brak jest informacji o interpelacjach prolongowanych. Z kolei informacje we wcześniejszych kadencjach Sejmu są niedostępne.
Cena promocyjna: 80.09 zł
|Cena regularna: 89 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 66.75 zł
Termin na odpowiedź nie ulega przedłużeniu
Zdaniem prof. dr hab. Marka Chmaja, radcy prawnego, konstytucjonalisty, wykładowcy na SWPS, ustrojodawca wskazał w art. 115 ust. 1, że adresaci mają obowiązek udzielenia odpowiedzi w ciągu 21 dni. - Ten termin ma charakter prekluzyjny i nie podlega wydłużeniu, zawieszeniu lub przerwaniu w żadnych okolicznościach. Co więcej, nawet jeżeli adresat zwróci się do wnioskodawcy lub Marszałka Sejmu o wydłużenie czasu na odpowiedź, brakuje podstaw do wyrażenia na to zgody. Ewentualne wyrażenie takiej zgody nie będzie miało skutku prawnego – mówi prof. Chmaj. Według niego, na poziomie konstytucyjnym nie dano żadnych wskazówek, od którego momentu należy obliczać ten termin i kiedy wypada jego zakończenie, ale doprecyzowano to częściowo w regulaminie Sejmu.
Jak podkreśla prof. Marek Chmaj, z art. 115 Konstytucji wynika, że udzielanie odpowiedzi ma charakter obligatoryjny, a nie fakultatywny. Świadczy o tym użycie przez ustrojodawcę dwukrotnie zwrotu „mają obowiązek udzielenia odpowiedzi” (art. 115 ust. 1 i 2). Stąd, jak twierdzi, nieudzielenie odpowiedzi bądź jej udzielenie, ale z przekroczeniem terminu, będzie naruszeniem Konstytucji, czyli deliktem konstytucyjnym.
W opinii prof. Marka Chmaja, można się zastanawiać, czy każde uchybienie rzeczywiście grozi odpowiedzialnością konstytucyjną, czy tylko mające poważny, drastyczny charakter. - Inaczej należy traktować jedno lub kilkudniowe opóźnienie, a inaczej uporczywe uchylanie się od realizacji wynikających z art. 115 ust. 1 obowiązków, polegające na znacznym opóźnieniu czasowym odpowiedzi, bądź na nieudzielaniu ich w ogóle. Oceny, czy dany delikt konstytucyjny winien skutkować postawieniem w stan oskarżenia, może dokonać tylko i wyłącznie Sejm, ewentualnie biorąc pod uwagę opinię Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Ocena ta musi być jednak dokonywana w równy sposób dla wszystkich sprawców deliktu – dodaje.
Sprawdź również książkę: Prawo pracy. Pytania i odpowiedzi >>
Bezkarne wydłużanie terminu, bo to nie zwłoka organu? Można to zmienić
- To, czy stosuje się ustawę o dostępie do informacji publicznej do interpelacji poselskich, to dobre pytanie. Po pierwsze, interpelacja poselska jest instytucją dużo starszą niż ustawa o dostępie. Po drugie, odpowiedź na interpelację nie musi być wyłącznie informacją, może być stanowiskiem organu. Odpowiedzi na pytanie, jak rozwiązać narastające opóźnienia w odpowiedziach na interpelacje poselskie można by szukać w przepisach o dostępie, ale i w przepisach o postępowaniu administracyjnym. Tyle tylko, że wymagałoby to zmiany przepisów o interpelacjach poselskich. Skoro bowiem organy pozwalają sobie nie odpowiadać na nie, to dlatego, że na razie nie traktuje się tego jako zwłoki organu, bo to nie jest załatwienie sprawy administracyjnej i jest w tym jakaś systemowa logika, i tradycja – skoro się nie stosowało, to znaczy, że się nie stosuje – mówi serwisowi Prawo.pl Maciej Gawroński, radca prawny, partner zarządzający w kancelarii Gawroński & Partners.
Jak podkreśla, żeby to uregulować należałoby zmienić prawo i to nie tylko regulamin Sejmu. - Prof. Chmaj twierdzi, że za te opóźnienia może grozić odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu, ale to jest złe rozwiązanie z tego względu, że to jest strzelanie w pewnym sensie z armaty - nie tyle do muchy, co do wielu much. Bo to nie jest jedno wielkie naruszenie, ale dużo malutkich. W związku z czym pewnie trzeba byłoby albo zmienić sądową interpretację i wprowadzić jakiś rodzaj interpretacji per analogiam i wtedy karać za tę zwłokę. Ja jednak nie byłbym zwolennikiem takiego działania, bo to byłoby ingerencją władzy sądowniczej we władzę ustawodawczą. Skoro jest wypracowana interpretacja, która mówi, że za to nic nie grozi, no to jest. Można byłoby przyjąć podobne rozwiązanie jak przy zwłoce administracyjnej i przyjąć jakiś rodzaj zryczałtowanej kary. Zaleta byłaby taka, że kar za działanie organu administracji nie da się zabudżetować – nie ma na to ram prawnych – podkreśla mec. Gawroński. I dodaje: - To mogłoby boleć, ponieważ natura działania organów, jednostek sektora publicznego jest taka, że mają swój budżet i z tych „kieszonek” przeznaczonych w ich budżecie na różne wydatki, nie można przerzucać.
Jako przykład takiej sytuacji mec. Maciej Gawroński wskazuje przegrane organów w sądach administracji, kiedy muszą zapłacić zryczałtowane koszty, czego - jak twierdzi - bardzo nie lubią, bo muszą wtedy wygospodarować pieniądze uszczuplając swój budżet, ponieważ pieniędzy na te naruszenia nie można zabudżetować. – Myślę, że to mogłoby być rozwiązanie, choć trudno powiedzieć, czy instytucje znalazłyby na nie jakiś rodzaj obejścia – podkreśla mec. Gawroński. Jak zauważa, jeśli liczba interpretacji utrzymuje się w stałej wysokości, a ministerstwa zwiększają zwłokę, to świadczy to o słabym zarządzaniu. – Jeśli wtedy można było to powiązać z możliwością wpłaty premii dla urzędników, to mielibyśmy taki mały biczyk, aby odpowiedzi były udzielane w terminie. Bo jeżeli nieudzielanie odpowiedzi na interpelacje poselskie blokowałyby przyznanie premii, to na pewno podskoczyłyby w hierarchii ważności prac osób, które siedzą za biurkami w ministerstwach – mówi mec. Gawroński.
Czytaj też w LEX: Uziębło Piotr, O potrzebie poszerzenia parlamentarnych praw opozycji >
Wniosek o dostęp do informacji publicznej zamiast interpelacji poselskiej?
Dr Agnieszka Gajda, adiunkt w Katedrze Prawa Konstytucyjnego i Instytucji Politycznych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, potwierdza, że nie ma przepisu, który rodziłby konsekwencje nieudzielenia odpowiedzi. Nie jest więc niczym nowym, że organy, do których te interpelacje są kierowane, często nie odpowiadają. Bo nie ma żadnego mechanizmu, który by tę odpowiedź wymusił.
Jej zdaniem, przepisy regulaminu Sejmu, które dotyczą interpelacji, są – przynajmniej częściowo – powtórzeniem art. 115 Konstytucji, który mówi, że premier i pozostali członkowie rządu mają obowiązek udzielenia odpowiedzi na interpelacje i zapytania poselskie w ciągu 21 dni. Przepisy regulaminu Sejmu określają natomiast procedurę, której w ustawie zasadniczej nie ma. – Sejm ma tylko ograniczone możliwości wpływania na członków rządu i tutaj wyraźnie widać brak współpracy. W literaturze mówi się, że jest to istotne naruszenie przepisów prawa, nawet Konstytucji, bo przecież w Konstytucji to prawo do interpelacji poselskiej jest zapisane. I to może być podstawą do odpowiedzialności konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu konkretnego ministra, ale ponieważ nigdy nie była ona egzekwowana, to jest to taki bardziej straszak niż realne zagrożenie – tłumaczy dr Agnieszka Gajda. I dodaje: - Nawet jeżeli minister jest posłem, to marszałek Sejmu nie może na nim jako na pośle wymusić działalności, którą on podejmuje jako minister.
W opinii dr Gajdy, posłowie powinni rozważyć, którą drogę wybrać: wystąpienie z interpelacją, która jest dla posłów czy z wnioskiem o dostęp do informacji publicznej, która jest dla każdego obywatela. - Czasami nawet warto zamiast o taką interpelację, wnosić o dostęp do informacji publicznej – kwituje dr Agnieszka Gajda.
Czytaj też w LEX: Gajda Agnieszka, Publikacja treści interpelacji poselskiej i odpowiedzi na nią z perspektywy ograniczeń prawa dostępu do informacji publicznej >
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.