Sąd Okręgowy w Warszawie w piątek, 3 stycznia wydał wyrok w sprawie kredytu indeksowanego państwa Dziubaków. Małżeństwo Justyna i Kamil Dziubakowie w 2008 roku zawarli umowę kredytu hipotecznego na kwotę 400 tys. złotych, zaciągniętego na 40 lat. Bank udzielił kredytobiorcom kredytu wyrażonego w złotych polskich, ale indeksowanego do franka szwajcarskiego. Zdaniem państwa Dziubaków ich umowa zawiera klauzule niedozwolone (abuzywne) i nie może być utrzymana w mocy. 

 

Bestseller
Bestseller

Jacek Czabański, Mariusz Korpalski, Tomasz Konieczny

Sprawdź  

Cena promocyjna: 14.7 zł

|

Cena regularna: 49 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł


Sędzia Kamil Gołaszewski unieważnił umowę - wskazał m.in.:, że kredytobiorcy nie zostali właściwie poinformowani o ryzyku kursowym. Oddalił jednak powództwo o zapłatę - oznacza to, że nie zasądził na rzecz kredytobiorców prawie 240 tysięcy złotych z odsetkami, które już spłacili. Uznał bowiem, że kapitał, który dostali z banku, wciąż przewyższa kwotę, którą spłacili. Do spłaty pozostaje im jeszcze 160 tys. zł. A zatem zbadał, kto aktualnie jest wzbogacony. Co ciekawe, sąd uznał, że nie ma konstytutywnego stwierdzenia nieważności, tzn. bieg terminu przedawnienia roszczenie banku o zwrot nienależnego świadczenia z tytułu nieważności umowy nie biegnie od dnia ogłoszenia wyroku. Nie biegnie też od dnia zawarcia umowy, ale od dnia, w którym konsument zakwestionował niedozwolone postanowienia - i w tej sprawie nie doszło jeszcze do przedawnienia. Mimo to mec. Agnieszka Plejewska, pełnomocnik kredytobiorców, jest zadowolona z orzeczenia. Raiffeisen Bank napisał w oświadczeniu, że po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem podejmie decyzje o apelacji. 

 

Różne przyczyny unieważnienia

Znaczną część uzasadnienia sędzia Kamil Gołaszewski poświęcił ocenie umowy. Ireneusz Stolarski i Alicja Szczęśniak, pełnomocnicy banku, wskazywali bowiem, że należy oddzielnie potraktować samą indeksację kredytu i odesłanie do tabel banku przy ustalaniu kursu franka. Ich zdaniem w pierwszym przypadku można mówić o tym, że indeksacja odnosi się do świadczenia głównego umowy, ale w drugim już nie. I o ile odesłanie do tabeli banku można uznać za postanowienie niedozwolone, to samej indeksacji nie, a wówczas umowa może nadal trwać. Sędzia Gołaszewski przede wszystkim wskazał, że klauzula wprowadzająca indeksację określa główne świadczenie stron według kodeksu cywilnego, a zgodnie z dyrektywą unijną 93/13 określa przedmiot umowy. Jego zdaniem wadliwy jest zarówno mechanizm indeksacji, jak i odesłanie do tabel kursowych banków.

O ryzyku kursowym trzeba dokładnie poinformować

Indeksacja wprowadza bowiem ryzyko walutowe, o którym kredytobiorcy nie zostali uczciwie poinformowani. –  Samo ryzyko nie jest podstawą uznania klauzuli za niedozwoloną, ale zawieranie umów ryzykownych o charakterze losowym tak. Ważne jest pokazanie konsumentowi, czy umowa może być dla niego w przyszłości niekorzystna. Tu istotna jest informacja, jaką przedsiębiorca przekazuje konsumentowi. Pokazywano im, że z powodu zmiany kursu  rata kredytu może wzrosnąć o 20-30 proc., ale nie pokazano jak to wpłynie na wysokość kapitału. Bank nie wskazał też, że trzy lata przed zawarciem umowy kurs franka był o 50 proc. wyższy, a także że w długiej perspektywie jest oni nieprzewidywalny. A brak tych informacji prowadzi do niejednoznaczności – tłumaczył sędzia Gołaszewski. - System ochrony nie może polegać na tym, że konsument musi weryfikować wszystko, co powiedział mu przedsiębiorca. Konsument ma prawo działać w zaufaniu do przedsiębiorcy, w szczególności takiego jak bank – podkreślał sędzia Gołaszewski.

Małgorzata Rothert, miejski rzecznik konsumentów, podkreśla, że sąd powiedział bardzo wiele ważnych zdań o abuzywności i roli konsumenta oraz przedsiębiorców przy zawieraniu umowy. – Można zawrzeć każdą umowę, ale tylko, gdy konsument ma pełną świadomość jej dobrych i złych stron. Ma być uważny i ostrożny, ale ma prawo dawać wiarę temu, co mówi mu przedsiębiorca – podkreśla Małgorzata Rothert.

Na czym polega brak równowagi stron

Sędzia Kamil Gołaszewski wytłumaczył też na czym polega nierówność stron. Otóż świadczenie, które spłaca konsument może wzrosnąć w sposób nieograniczony na każdym etapie trwania umowy. Bank nie ma takiego ryzyka, bo może stracić tylko tyle, ile wypłacił kredytobiorcy. – I nie mają znaczenia, ile spłacił już kredytobiorca. Liczą się okoliczności przy zawarciu umowy, a wtedy ryzyko było większe po stronie kredytobiorców, a zatem nie była zachowana równowaga stron – tłumaczył w ustnym uzasadnieniu Kamil Gołaszewski.

Tabela kursów jest jak cennik

Z kolei zdaniem sądu odesłanie do tabel bankowych powoduje, że bank przypisał sobie możliwość jednostronnego ustalenia kursu franka. I podał przykład umowy najmu. – To tak, jakbyśmy mieli umowę najmu na czas określony, w której czynsz ustala co miesiąc najemca na podstawie tylko sobie znanych czynników – mówił sędzia Gołaszewski. Jego zdaniem bankowa tabela kursów to taki cennik, który może stworzyć każdy przedsiębiorca. Mec. Ireneusz Stolarski, pełnomocnik Raiffeisen Bank, argumentował, że taki cennik jest stosowany przy milionach transakcji, np. kartami bankowymi. Sędzia Gołaszewski wskazał, że zasadnicza różnica jest taka, że płacąc kartą możemy sprawdzić ten kurs, a zawierając umowę na 30-40 lat – nie.

Dlaczego „odfrankowienie” i kurs średni NBP nie wchodzą w grę

Sędzia Gołaszewski zgodził się jednak z bankiem, że skutkiem stosowania niedozwolonych klauzul nie może być zmiana charakteru umowy. Tymczasem umowa o kredyt indeksowany jest czymś innym niż zwykła umowa o kredyt.  Nie można więc po prostu „odfrankowić” umowy. Luki po nich nie można też uzupełnić art. 358 kodeksu cywilnego, czyli kursem średnim NBP, bo ten przepis dotyczy świadczenia spełnionego w walucie obcej.

Zdaniem sędziego Gołaszewskiego te wszystkie argumenty przemawiają za unieważnieniem umowy.
- To uzasadnienie jest świetne, bo rozprawia się z szeregiem mitów i argumentów, które pojawiają się ze strony banków – ocenia Damian Nartowski, radca prawny, partner w kancelarii WN Legal Wątrobiński Nartowski.  – Ja jako przykład podaję zakup auta. Czy ktoś podpisałby umowę, w której godzi się, by sprzedawca określił jego cenę za tydzień? A gdyby podpisał, czy byłaby ważna? Nikt nie ma wątpliwości, ze pozostawimy możliwości kształtowania zobowiązania wobec konsumenta powoduje nieważność z mocy prawa, bez konieczności odwoływania się do klauzul. Gdy jednak wyeliminujemy klauzule przeliczeniowe, to jej wykonania jest niemożliwe, bo nie jesteśmy w stanie określić kwoty w CHF, czyli salda – mówi Damian Nartowski.

Dlaczego sąd oddalił powództwo o zapłatę

Do tej pory panowało przekonanie, że sędzia Kamil Gołaszewski stosuje teorię salda, zamiast dwóch kondykcji. W ustnym uzasadnieniu sędzia wytłumaczył jednak bardzo precyzyjnie skąd wynika jego rozstrzygnięcie. Uznał, że kapitał, który kredytobiorcy dostali z banku, wciąż przewyższa kwotę, którą spłacili. Bank wypłacił im 400 tys. zł, spłacili 240 tys. zł, więc do spłaty pozostaje im jeszcze 160 tys. zł. Sędzia wskazał też, że kredytobiorca nie miałby roszczenia w stosunku do banku, gdyby to bank podważył ważność umowy tuż po wypłaceniu świadczenia. Teraz też nie ma, bo nie nadpłacił kapitału. I by to zweryfikować - sąd nie musi mieć zarzutów banku. To oznacza, że państwo Dziubakowie muszą zwrócić bankowi jeszcze ok. 160 tys. zł. Bank podkreśla w swoim stanowisku, że w ustnym uzasadnieniu sąd podniósł, że bank ma prawo i należy brać pod uwagę, że będzie dochodzić swoich praw, czyli zwrotu udzielonego kredytu oraz wskazał na możliwość dochodzenia przez bank rekompensaty za udostępniony kredytobiorcy kapitał. Sąd wspomniał o prawie do waloryzacji, ale nie rozwinął tej myśli.

- Sąd zbadał, kto aktualnie jest wzbogacony, co nie kłóci się z teorią dwóch kondykcji – ocenia Damian Nartowski. I podaje przykład na którym obrazowo widać dlaczego. – W doktrynie podaje się przykład osoby, która wykupiła w biurze podróż dookoła świata za 100 tys. zł. Wraca z niej i występuje o zwrot pieniędzy, bo jest osobą ubezwłasnowolnioną i nie mogła zawrzeć takiej umowy. Jak ma się bronić biuro? Gdy klient odzyskał te pieniądze, byłby wzbogacony podwójnie. Dlatego sędzia zbada, kto jest aktualnie wzbogacony – tłumaczy Damian Nartowski. O tym, czy ma takie prawo rozstrzygnie Sąd Najwyższy. W grudniu warszawski sąd okręgowy skierował do niego takie pytanie prawne. 

Ponadto sędzia Gołaszewski wskazał, że nie widzi podstaw do ewentualnych roszczeń banku o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Taki pogląd podziela też Rzecznik Praw Obywatelskich, Rzecznik Finansowy i prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. I na koniec sędzia zauważył, że dyrektywa to nie jest taka siekiera, która wszystko równo utnie. - Pozostaje wyrazić żal, że stroną ktróra odmówiła mediacji jest bank - zakończył uzasadnienie sędzia Kamil Gołaszewski.

 

Bestseller
Bestseller

Jacek Czabański, Mariusz Korpalski, Tomasz Konieczny

Sprawdź  

Cena promocyjna: 14.7 zł

|

Cena regularna: 49 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł


Co powiedział TSUE

W tej sprawie sędzia Kamil Gołaszewski zadał wcześniej pytanie prejudycjalne Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej - to pierwsze pytania w sprawie frankowej zadane przez polski sąd. TSUE odpowiedział na nie w wyroku z 3 października 2018 roku, stając po stronie konsumentów.  (sprawa C-260/18). Trybunał wskazał, że abuzywna klauzula waloryzacyjna powinna być wyeliminowana z umowy. Następnie sąd krajowy ma ustalić, czy po jej usunięciu umowa może nadal funkcjonować i np. określać kredyt złotówkowy oprocentowany stawką LIBOR. Jeżeli z przyczyn prawnych istnienie umowy jest niemożliwe, stwierdza jej nieważność. TSUE wskazał jednocześnie, że jeżeli po usunięciu nieuczciwych warunków charakter i główny przedmiot umowy może ulec zmianie w zakresie, w jakim nie podlegałyby one już indeksacji do waluty obcej (równocześnie podlegając stopie oprocentowania opartej na LIBOR) - prawo UE nie stoi na przeszkodzie jej unieważnienia. Sędzia Kamil Gołaszewski w uzasadnieniu do pytań napisał, że utrzymanie umowy z kredytem w złotówkach oprocentowanym stawką LIBOR jest niemożliwe.  W piątek wskazał, że to by spowodowało zmianę charakteru świadczenia. TSUE podkreślił zaś, że w przypadku nieważności umowy, to konsument w postępowaniu sądowym wskazuje, co leży w jego interesie na moment orzekania.

Czytaj w LEX: Gontarski Waldemar, Nieważność bezwzględna i inne konsekwencje prawne nieuczciwych klauzul walutowych. Glosa do wyroku TS z dnia 3 października 2019 r., C-260/18 >

4 listopada, podczas pierwszej rozprawy po wyroku TSUE, państwo Dziubak potwierdzili, że chcą unieważnienia umowy bez względu na skutki przedstawione przez bank. Ten w piśmie procesowym poinformował kredytobiorców, że w przypadku unieważnienia umowy zażąda od nich 477 tys. zł za bezumowne korzystanie z kapitału przez 11 lat i 321 tys. zł odsetek z tego tytułu. Ireneusz Stolarski, radca prawny z kancelarii Baker McKenzie, pełnomocnik banku, przekonywał podczas listopadowej rozprawy, że z pobieżnie przeanalizowanych skutków nieważności wynika, że są one bardziej dolegliwe, niż pozostawienie umowy w mocy. W piątek bank podtrzymał swoje stanowisko. Jego zdaniem sąd powinien rozważyć utrzymanie umowy ze stawką WIBOR, bo ta była wymieniona w regulaminie lub uzupełnić luki po usunięciu niedozwolonej klauzuli - kursem średnim NBP, z czym sąd się nie zgodził.

Czytaj w LEX: Umowy kredytu denominowane w walucie obcej a ochrona konsumenta w świetle orzecznictwa TSUE >

W sprawie stanowisko zajął Rzecznik Praw Obywatelskich

W efekcie żądań banku do sprawy przyłączył się Rzecznik Praw Obywatelskich i wydał swoje stanowisko. Zdaniem RPO w tej konkretnej sprawie umowa zawiera niedozwolone klauzule, które należy usunąć z umowy. RPO zwrócił też uwagę, że nie da się ich uzupełnić, bo nie ma odpowiednich przepisów w polskim prawie. RPO uznał też, że takiej umowy nie da się wykonywać i należy ją unieważnić, co spowoduje obowiązek dokonania zwrotu wzajemnych świadczeń między stronami umowy, stosownie do przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu.  Kredytobiorca powinien więc zwrócić bankowi otrzymaną od niego kwotę kapitału, a zatem bez odsetek i kosztów dodatkowych, bank zaś powinien zwrócić kredytobiorcy wszelkie wpłacone przez niego raty kredytowe i inne opłaty oraz składki. Odnosząc się do wysuwanych dalszych żądań banku po unieważnieniu umowy (roszczenie o zwrot kwoty kapitału kredytu, w trybie określonym przez bank, o zapłatę wynagrodzenia za korzystanie z kapitału przez 11 lat, żądanie zapłaty odsetek czy roszczenie o zwrot nieruchomości na zasadach surogacji), Rzecznik uznał, że nie tylko nie znajdują racjonalnych podstaw w przepisach prawa polskiego, ale są bezwzględnie sprzeczne z ratio legis Dyrektywy 93/13.

Wsparcie prokuratury i rzeczników

Do sprawy przyłączył się też prokurator, a także Rzecznik Finansowy i Miejski Rzecznik Konsumentów. Uważają oni zgodnie, że umowę należy unieważnić. W tej sytuacji powinno dojść do zwrotu nienależnych świadczeń. Kredytobiorca powinien więc zwrócić bankowi otrzymaną od niego kwotę kapitału, a zatem bez odsetek i kosztów dodatkowych, bank zaś powinien zwrócić kredytobiorcy wszelkie wpłacone przez niego raty kredytowe i inne opłaty oraz składki. Dalsze roszczenia banku o zwrot kwoty kapitału kredytu, w trybie określonym przez bank, o zapłatę wynagrodzenia za korzystanie z kapitału przez 11 lat, żądanie zapłaty odsetek czy roszczenie o zwrot nieruchomości na zasadach surogacji - są zaś bezpodstawne. Byłyby obejściem prawa.

Bank wnosił o odroczenie rozprawy, by mieć czas na zapoznanie się z pismem Rzecznika Finansowego. Wnosił też o oddalenie żądań - podkreślał, że kredytobiorcy chcą się wycofać z nieracjonalnej decyzji. Sędzia Kamil Gołaszewski odrzucił jednak ten wniosek i wydał wyrok. Sama rozprawa trwała ponad 2 godziny, uzasadnienie orzeczenia ponad jedną godzinę. 

Czytaj w LEX: Wyrok TSUE w sprawie Dziubak oraz jego konsekwencje prawne i ekonomiczne >