"Czas ucieka" - ostrzega "Sueddeutsche Zeitung", podkreślając, że mimo dramatycznych zdjęć z Filipin, Sardynii i USA konferencja w Warszawie "wlokła się w nieskończoność". "Można zwątpić, obserwując, jak wspólnota państw wlecze się od konferencji do konferencji, mimo pozostawianych przez kataklizmy śladów zniszczenia i cierpienia" - czytamy w komentarzu opublikowanym w poniedziałek na łamach największej opiniotwórczej gazety niemieckiej.
Zamiast uznać ochronę klimatu za priorytet, kraje lawirują, tak jak robiły to zawsze - krytykuje autor komentarza, zaznaczając, że "pomimo tego Warszawa nie zakończyła się fiaskiem".
Jak zauważa, można uznać za cyniczny ten aspekt międzynarodowej polityki klimatycznej, pozwalający ocenić jako postęp to, że udało się uniknąć regresu. "Japonia, Australia i Polska próbowały wszystkich metod, by zakłócić przebieg konferencji. Przynajmniej w tym nie odniosły sukcesu. To słaba pociecha, ale pozwala mieć nadzieję (na przyszłość)" - czytamy w "SZ".
Nadzieja dotyczy roku 2015, gdy w Paryżu zostanie podjęta ostatnia wielka próba zawarcia globalnej umowy klimatycznej. Jeżeli Paryż ma zakończyć się sukcesem, to zainteresowane kraje muszą od zaraz zwiększyć wysiłki, a przede wszystkim zatroszczyć się o Indie i Chiny, które w Warszawie nie zajęły konstruktywnego stanowiska. "Czas ucieka. Jeśli Paryż skończy się fiaskiem, to bezpowrotnie umknie nam" - konkluduje "Sueddeutsche Zeitung".
Zdaniem "Frankfurter Allgemeine Zeitung" szczyt klimatyczny w Warszawie od początku obradował "pod złą gwiazdą". Jak wylicza komentator, najpierw Japonia poinformowała, że zwiększy zamiast zmniejszyć emisję CO2, potem Australia oświadczyła, że klimat nie jest dla niej ważny. Szkodliwe było także wyrzucenie przez rząd polski ministra środowiska właśnie wtedy, gdy jako prezes szczytu szczególnie potrzebował wsparcia, by doprowadzić do kompromisu - czytamy w "FAZ".
Gazeta zaznacza, że dotychczasowy schemat, według którego Zachód płaci za to, że inne kraje gotowe są do kompromisu, przestaje funkcjonować. Tłumaczy, że niektóre kraje o wschodzących gospodarkach są bogatsze niż tradycyjne kraje uprzemysłowione. "Ten stan rzeczy musi znaleźć odzwierciedlenia w negocjacjach" - pisze "FAZ". Zdaniem komentatora apele do UE i Niemiec, by uczynić więcej dla klimatu, nie powinny zostać wysłuchane, dopóki inne kraje nie są gotowe do wiążących zobowiązań. "Sama UE nie może uratować klimatu" - stwierdza "FAZ".
"Die Welt" pisze natomiast o "minimalnym postępie", krytykując, że najważniejsze punkty na drodze do umowy klimatycznej pozostały otwarte.
"Gospodarz (szczytu) Polska zaprezentował zgodnie z oczekiwaniami pozbawiony ambicji występ" - ocenia "Die Welt". Komentator wytyka gospodarzom, że wykorzystali konferencję do usprawiedliwienia ogromnego zużycia węgla, a nawet zorganizowali równolegle szczyt branży węglowej. "Premier Donald Tusk zdymisjonował podczas drugiego tygodnia konferencji z powodu wewnętrznych sporów ministra ochrony środowiska Marcina Korolca, który sprawował funkcję przewodniczącego konferencji. To był wyraźny sygnał, świadczący o tym, jakie znaczenie ten szczyt miał dla politycznych władz w Polsce" - konkluduje "Die Welt".
"Szczytem absurdu" - nazywa warszawskie spotkanie "Berliner Zeitung". "Konferencja zakończyła się fiaskiem" - pisze komentator, zwracając uwagę, że nie wiadomo, jak miałby funkcjonować tzw. mechanizm warszawski, za pomocą którego kraje emitujące największe ilości CO2 miałyby płacić odszkodowanie za skutki zmiany klimatu krajom rozwijającym się. "Nikt nie wie, jak to wszystko ma funkcjonować. Nie ustalono niczego" - stwierdza "Berliner Zeitung".
Natomiast bliska partii ekologów Zieloni gazeta "Tageszeitung" pisze o "słabym promyku nadziei". "Zaufanie między państwami jest nadwyrężone, niemal wszystkie kraje mają na krótką metę inne problemy niż ochrona środowiska. Wiele państw zrozumiało dopiero teraz, co oznacza umowa o prawdziwej ochronie klimatu i broni się przed tym" - czytamy w "TAZ".
Nadziei redakcja upatruje w fakcie, iż polityka nauczyła się radzić sobie z takimi szczytami. Chiny zabiegają o zielone rynki przyszłości, prezydent USA ryzykuje konflikt z lobby węglowym, w wielu częściach świata energia z odnawialnych źródeł stała się tańsza od kopalin - pisze komentator, zaznaczając, że niemiecki zwrot w polityce energetycznej może być wzorem. Czy to wystarczy, by w 2015 roku doszło do podpisania dobrej umowy klimatycznej, zależy od tego, czy społeczeństwa i gospodarka zdołają wywrzeć większa presję na politykę - zaznaczono.
COP19 w Warszawie miał położyć podwaliny pod nowe globalne porozumienie klimatyczne, które ma zostać zawarte w Paryżu w 2015 r. Ma ono zastąpić protokół z Kioto, w którym przede wszystkim państwa najbardziej rozwinięte zadeklarowały redukowanie emisji gazów powodujących efekt cieplarniany. Ponieważ nie obejmował on m.in. Chin, to Stany Zjednoczone nigdy go nie ratyfikowały.
Delegaci na COP19 po blisko dwóch tygodniach obrad uzgodnili w sobotę wieczorem, że co roku kraje rozwinięte mają przeznaczać na walkę ze zmianami klimatu co najmniej 10 mld dol. ze środków publicznych tak, by zmobilizować do tego samego środki prywatne i w efekcie od 2020 r. dysponować kwotą rzędu 100 mld dol. rocznie.
Do ostatniej chwili trwały uzgodnienia ws. mechanizmu "loss and damage". Ostatecznie uzgodniono, że obejmie on nie tylko działania adaptacyjne do zmian klimatu, ale też skutki ekstremalnych zjawisk pogodowych.
Szczyt przyjął także osłabiony dokument ws. harmonogramu prac nad globalnym porozumieniem planowanym na 2015 r. Państwa nie zostały zobowiązane do ustalenia celów redukcji emisji CO2, a jedynie swój wkład w globalną politykę klimatyczną.