W czwartek w Sejmie na posiedzeniu Komisji Zdrowia odbyło się pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy o szczególnych rozwiązaniach zapewniających możliwość prowadzenia działalności gospodarczej w czasie epidemii Covid-19 (druk nr 1846). To pełna nazwa projektu, o którym potocznie mówi się ustawa uprawnieniach covidowych przedsiębiorców lub o testowaniu pracowników.

Pierwotnie czytanie miało się odbyć w środę, ale prace komisji uniemożliwili posłowie Konfederacji, którzy w czwartkowym posiedzeniu wzięli aktywny udział. Przez pierwsze 20 minut próbowali go przerwać, ale im się to nie udało. W efekcie pierwsze czytanie się zakończyło, a projekt będzie dalej procedowany. W tym roku jednak nie będzie uchwalony, bo najpierw 5 stycznia o godz. 11 na wniosek Anny Kwiecień, poseł PiS, odbędzie się jego wysłuchanie publiczne. Choć już teraz zarówno prawnicy, jak i opozycja, punktują jego największe minusy.

 

Testy może będą płatne, może nie

Jak mówił Czesław Hoc, poseł PiS, autor projektu, jest on bardzo ostrożny, wyważony, koncyliacyjny, do niczego ni zmusza, żadnej segregacji nie powoduje.  - Projekt opiera się na trzech komponentach. Po pierwsze pracodawcy będą mieli możliwość, nie koniczność, zażądania od pracownika ważnego ujemnego testu w kierunku Sars Cov. 2. Każdy pracownik będzie mógł wykonać taki test bezpłatnie - mówił poseł Hoc.

I tu pojawia się pierwszy podstawowy problem. Przepisy projektu bowiem nie potwierdzają słów posła. Zgodnie z nimi testy mogą być finansowane ze środków publicznych, a ich liczba może podlegać ograniczeniu, z uwagi na ich dostępność. Ich liczbę dla pracowników określi w rozporządzeniu minister zdrowia.  - Państwo obiecało darmowe testy, finansowane przez budżet, a zapis w projekcie jest fakultatywny, co świadczy o tym, że państwo kosztami testów chce jednak obciążyć pracodawców - ocenia Arkadiusz Pączka, wiceprzewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich. I na ten problem zwróciła uwagę Katarzyna Lubnauer z KO. - W projekcie nie ma zobowiązania, że państwo zawsze zapłaci za testy dla pracowników. Dlatego złożę poprawkę mówiącą, że testy są finansowane ze środków publicznych - mówiła. Marcelina Zawisza, posłanka Lewicy, podkreśliła zaś, że jeśli państwo nie będzie płacić za testy, to przepisy pozostaną martwe, bo pracodawcy sami z siebie też za nie zapłacą, a tym bardziej pracownicy.

Brakuje definicji ozdrowieńca i zaszczepionego

Jak podkreślił poseł Hoc, z przeprowadzenia testu będą zwolnieni zaszczepieni i ozdrowieńcy. I tu pojawia się kolejny problem. Bo jak zauważyła poseł Lubnauer, w projekcie nie ma definicji ozdrowieńca. Przykładowo zgodnie z przepisami unijnymi i rozporządzeniem o ograniczeniach w związku z pandemią taki status przysługuje przez 180 dni od pozytywnego wyniku testu. Bez takiego doprecyzowania ustawa za ozdrowieńców uzna osoby, które przechorowały w marcu 2020 roku. - Dlaczego inaczej niż we wszystkich innych regulacjach osoba, która jest ozdrowieńcem, niezależnie, kiedy przechorowała jest zwolniona z testu. Dlaczego w tym kontekście nie mówi się o paszporcie covidowym - pytała Lubnauer.

Prawnicy zwracają też uwagę, że brakuje również definicji zaszczepionego. W efekcie mogłaby to być osoba po jednej dawce szczepionki, choć certyfikat covidowy aktywuje się po 14 dniach od przyjęcia drugiej dawki szczepionki dwudawkowej i pierwszej jednodawkowej. - Projekt ustawy powinien się zaczynać od słowniczka definiującego podstawowe pojęcia: ozdrowieniec, szczepienie, certyfikat covidowy - ocenia Jakub Kowalski, radca prawny, wspólnik w Kancelarii Radców Prawnych Mirosławski, Galos, Mozes. - Ustawa nie może odsyłać do rozporządzenia, bo to byłoby sprzeczne z techniką legislacyjną, a ponadto, gdy rozporządzenie zostanie znowelizowane, co dzieje się często, lub wydane na nowo, ustawa odsyłałyby do znikąd - wyjaśnia. I zwraca uwagę na jeszcze jedną nieścisłość. - Projekt mówi o teście wykonanym nie wcześniej niż 48 godzin przed jego okazaniem. To błąd. Próbka powinna być pobrana nie wcześniej niż 48 godzin przed jego okazaniem. Jeśli pozostanie proponowany zapis, to może się okazać, że próbka była pobrana tydzień wcześniej, ale wynik jest sprzed 48 godzin. Tyle, że nie będzie on pokazywał aktualnej sytuacji - wyjaśnia mec. Kowalski.

Nie szczepi się, nie testuje, nie pracuje

Posłowie zwrócili też uwagę na jeszcze jeden mankament projektu. Skoro ustawa do niczego nie zmusza, to część pracowników będzie mogła odmówić wykonania testu, okazania poświadczenia szczepienia czy przechorowania. W takiej sytuacji pracodawca będzie mógł go przesunąć na inne stanowisko, zlecić inne wykonywanie pracy, np. zdalne. - A co ma zrobić właściciel sklepu, zakładu fryzjerskiego, który ma tylko trzech pracowników. Do jakiej pracy ma ich skierować? - pytała poseł Lubnauer. Posłowie, w tym Władysław Kosiniak-Kamysz, poseł i szef PSL, uważają, że projekt wręcz zachęca do nieszczepienia się i nietestowania. Wówczas można zostać odsuniętym od pracy, ale nie można być za to zwolnionym, lub pracować zdalnie.

Dowolność w szczepieniach pracowników ochrony zdrowia to błąd

Posłowie opozycji zgodnie skrytykowali projektowany przepis dotyczący szczepień zatrudnionych w placówkach ochrony zdrowia. Zgodnie z nim kierownik podmiotu wykonującego działalność leczniczą może nałożyć obowiązek zaszczepienia się przeciwko Covid-19 na jego pracowników oraz osoby pozostające w stosunku cywilnoprawnym z tym podmiotem, jeżeli nie ma przeciwskazań do szczepienia w zakresie ich stanu zdrowia. - Pozwolenie na to, by to kierownik mógł, a nie musiał nałożyć obowiązku szczepień, nie gwarantuje pacjentowi prawa do bezpieczeństwa - mówiła Marcelina Zawisza.

Będą bowiem placówki, gdzie będzie obowiązek szczepień, i takie, gdzie ich nie będzie. Przykładowo wielu stomatologów, fizjoterapeutów, którzy prowadzą prywatne praktyki jest przeciwnych szczepieniom. Pojawia się jeszcze inny problem. - Czy ja jako pacjentka będę wiedziała, czy idę do placówki, która jest bezpieczna? Jak nie będę wiedziała, to jest to prawo kulawe - podkreślała Zawisza. A Katarzyna Lubnauer nie ma wątpliwości, że będą tacy kierownicy placówek, którzy będą narażać pacjentów na zarażenie. - To też oznacza, że część kadry nadal będzie regularnie wysyłana na kwarantannę - dodaje. Dlatego KO złoży poprawkę, aby szczepienia dla ochrony zdrowia, ale też nauczycieli były obowiązkowe.

Projekt dobrze, że jest, ale trzeba go poprawić

Posłowie opozycji nie mają więc wątpliwości, że przedstawiony projekt wymaga wielu poprawek. - W obecnym kształcie ta ustawa niewiele załatwia, a dokładnie nic. To jest  metoda spychologii, przerzucania odpowiedzialność z państwa na przedsiębiorców. To przedsiębiorcy, o ile mają taką wolę, mają wymagać wyniku testu czy dokumentu potwierdzającego szczepienie. A to państwo powinno powiedzieć, że przedsiębiorca ma wymagać, to państwo powinno brać odpowiedzialność - mówiła Katarzyna Lubnauer.

Podobnie mówił Władysław Kosiniak-Kamysz. On jeszcze dodał, że poseł Czesław Hoc przejął rolę ministra zdrowia, bo to minister jest odpowiedzialny za zdrowie publiczne. Tomasz Latos, poseł PiS i przewodniczący Komisji zdrowia zauważył jednak, że nie do końca, bo poseł Hoc stale współpracował z resortem zdrowia. Kosiniak-Kamysz uważa jednak, że projekt nie rozwiązuje problemów związanych z epidemią, a minister zdrowia poszedł o krok daleko, bo zrzucił odpowiedzialność i pozbawił się swoich kompetencji, i to w obliczy zdarzeń o charakterze ogólnoświatowym.

Mimo krytycznych uwag posłowie podkreślili, że chcą pracować nad projektem. Tyle, że do prac wrócą dopiero po Nowym Roku. Zatem wciąż nie wiadomo, kiedy projekt zostanie uchwalony, i czy w ogóle.