Krzysztof Brejza, senator Koalicji Obywatelskiej, rozpętał burzę wokół rejestru ciąż, czyli informacji o ciąży, jaką lekarze mają wpisywać do Systemu Informacji Medycznej (SIM). Zasugerował, że powstaje on z inspiracji Ministerstwa Sprawiedliwości, by ułatwić realizację wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji.
W mediach społecznościowych od razu pojawiły się wpisy typu: rejestr ciąż może być początkiem wprowadzania efektu mrożącego w postaci wezwań do prokuratury kobiet, które nie donosiły ciąży. Zaczęto też pytać, czy rząd może wprowadzić kary dla kobiet za aborcję dokonaną poza granicami kraju? Jednak takie wykorzystanie rejestru będzie raczej trudne. Prokuratura bowiem nie ma do niego bezpośredniego dostępu. Eksperci zwracają jednak uwagę na inny problem. Otóż minister zdrowia rozszerza katalog danych podawanych przez SIM rozporządzeniem, wbrew Konstytucji.
Co zmienia rozporządzenie
Zgodnie z projektem rozporządzenia w sprawie szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz sposobu i terminów przekazywania tych danych do Systemu Informacji Medycznej, usługodawca, czyli podmiot wykonujący świadczenia zdrowotne ma podawać do systemu informacje o: wyrobach medycznych zaimplantowanych u pacjenta, jego alergiach usługobiorcy, grupie krwi oraz ciąży.
Jak czytamy w uzasadnieniu. Do 30 czerwca 2022 roku te dane mają być przekazywane fakultatywnie, ale potem już obowiązkowo. Po co? Jak czytamy w oświadczeniu Centrum e-Zdrowia, konieczność raportowania i pozyskania informacji o ciąży jest podyktowana względami medycznymi, m.in. związanymi z ordynowaniem leków. Według CeZ, pozwoli w przyszłości na uniknięcie przepisania leków niewskazanych przy ciąży oraz w sytuacji udzielania świadczeń ratujących życie w przypadku niemożności pozyskania informacji od pacjenta. Dane z SIM trafiają na Internetowe Konto Pacjenta, dostęp do nich mają lekarz i pielęgniarka podstawowej opieki zdrowotnej,
Jak mówią nieoficjalnie osoby związane z informatyzacją, chodzi o to, aby w Internetowym Koncie Pacjenta pojawiły się dane, które ułatwią pracę np. ratownikom medycznym. One powinny pojawić się dzięki wprowadzeniu elektronicznej dokumentacji medycznej (EDM), z czym jednak są problemy.
Opozycja: kobiety będą pod kontrolą prokuratury
Senator Krzysztof Brejza powiązał jednak projekt z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego ograniczającym prawo do aborcji, co podchwyciły media, politycy, a nawet niektórzy prawnicy. - Gdyby to był inny rząd, można by mieć złudzenie, że w sprawie tzw. rejestru ciąż chodzi o poprawę standardów i zwiększenie opieki nad ciężarnymi w Polsce, w przypadku tego rządu wiadomo, że chodzi o przymus i kontrolę; wygląda to wszystko trochę jak z upiornego horroru – powiedział Donald Tusk, szef Platformy Obywatelskiej. I dodał, że dobrze wiemy, i tragedia w Pszczynie to potwierdziła, że od dłuższego czasu to prokurator ma prowadzić ciążę, a nie lekarz. - Chciałbym, żeby to były intencje opiekuńcze, ale żadne z działań tego rządu nie wskazuje na to. Kontrola i przymus, przymus i kontrola, to jest to co stało się ideologiczną obsesją PiS – mówił. Tyle, że rejestr kobiet w ciąży w 2008 roku planowała wprowadzić Ewa Kopacz, wówczas minister zdrowia. Szybko jednak wycofała się z tego pomysłu po krytyce go przez organizacji pozarządowych.
- Kiedy już myślałem, że dalej nie można się posunąć, rząd od stycznia. wprowadza rejestrację ciąż – napisał na LinkedIn Paweł Dębowski, prawnik, były partner w kancelarii Dentons. - Wszelkie podmioty lecznicze będą wprowadzać do Systemu Informacji Medycznej info o pacjentkach z ciążami. To już mały krok do Salwadoru. Tam ściga się karnie kobiety za poronienia. Opresja kobiet w tym kraju przybiera rozmiary, których nie ogarniam nawet – dodał.
Śledztwo teoretycznie możliwe, w praktyce trudne
Tyle, że jak zauważają prawnicy, takie ściganie kobiet nie będzie łatwe. Po pierwsze prokuratura z automatu nie ma dostępu do SIM. By go dostać, musi wszcząć postępowanie w sprawie lub przeciwko. Będzie mogła, jeśli ktoś doniesie, np. lekarz, sąsiadka, że kobieta była w ciąży, minęło dziewięć miesięcy, a dziecka nie ma.
Adwokat Ewa Marcjoniak zauważa, że obecnie ciąża jest już odnotywana w dokumentacji. Zgodnie bowiem z rozporządzeniem w sprawie rodzajów, zakresu i wzorów dokumentacji medycznej oraz sposobu jej przetwarzania, lekarz czy położna mają obowiązek prowadzenia karty przebiegu ciąży.
- Mamy do czynienia z sytuacją, że przechodzimy z informacji zapisanej na papierze w tradycyjnej karcie pacjenta, do rozwiązań informatycznych, cyfrowych, które zapisują dokładnie te same informacje w wersji elektronicznej – podkreśla Adam Niedzielski, minister zdrowia. - Pod tym względem rozporządzenie, które poszerza zakres stosowanej dokumentacji mówi o tym, że jednym z rekordów jest kwestia, czy kobieta jest w ciąży, co jest o tyle oczywiste, że w każdej karcie pacjenta to ważna informacja odnosząca się m.in. do leków, które mogą być stosowane – dodaje. Tyle, że obecnie dokument papierowy, ewentualnie elektroniczny nie jest w powszechnie dostępnym systemie informatycznym. Gdy projektowane rozporządzenie zacznie obowiązywać, taka informacja trafi do ogólnopolskiego systemu. Tam prokuraturze będzie łatwiej dotrzeć, wszystko będzie w jednym miejscu, dostępne po numerze PESEL.
Czy informacja o ciąży będzie mogła zostać wykorzystana przeciwko kobiecie? – Teoretycznie tak, bo jestem przekonany, że pojawią się takie donosy, a w praktyce jednak udowodnienie, że kobieta była w ciąży, ale jej się pozbyła będzie bardzo trudne – ocenia Jakub Kościerzyński, sędzia Sądu Rejonowego w Bydgoszczy. – Taka sprawa będzie bardzo trudna dowodowo. Jak ktoś doniesie, że osoba łamie zakaz prowadzenia pojazdów, to można to wykazać, np. załączając nagranie z monitoringu. Trudno sobie jednak wyobrazić, jakie siły i środki należałoby uruchomić, aby udowodnić nielegalną aborcję. Nie wyobrażam sobie też, że prokuratorzy będą śledzić dane z rejestru i sprawdzać czy dana kobieta jest w 7 czy już 9 miesiącu ciąży – dodaje sędzia.
Adwokat Andrzej Jakubiec, prowadzący własną kancelarię, wyobraża sobie jednak, że może też powstać rejestr poronień. A senator Paweł Brejza zapytał jednak Ministerstwo Zdrowia, kto zainicjował zmianę i z czego ona wynika, a Zbigniewa Ziobrę, prokuratora generalnego, czy on lub inny prokurator kierował w ostatnich miesiącach jakiekolwiek uwagi, sugestie lub oczekiwania związane z koniecznością monitorowania ciąż na wczesnym etapie po wyroku TK. Eksperci w propozycji resortu zdrowia widzą jednak inne niebezpieczeństwa.
Kto zweryfikuje dane, i wprowadzi poprawne
Andrzej Cisło, stomatolog, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej zauważa, że projekt nic nie mówi o weryfikacji podawanych przez pacjenta danych, a jego uzasadnienie jest niewystarczające. – Oficjalne stanowisko NRL przedstawi do 30 listopada, ale z mojego punktu widzenia myli się tu dwie rzeczy. Elementem dokumentacji jest wywiad opis wywiadu przeprowadzonego z pacjentem zamieszczony w dokumentacji medycznej, który jest odzwierciedleniem informacji podanych przez samego pacjenta. Nie sposób jednak uznać tych danych za absolutnie pewne, a taki byłby sens umieszczania tego za pośrednictwem raportu w samym IKP. Przykładowo proszę o podanie grupy krwi, pacjent podaje, ale skąd mam mieć pewność, że się nie pomylił? Gdy u innego lekarze pomyli czynnik Rh, i zamiast plus poda minus, system zapewne odrzuci raport późniejszy, który akurat może zawierać informacje poprawne. Która informacja będzie wiarygodna – pyta zauważa Cisło.
Tak samo może być z informacją o ciąży. Pacjentce może się zdawać, że jest w ciąży, lub wręcz mieć pewność, że nie jest, choć będzie. Dlatego zdaniem ekspertów projekt powinien precyzować kto i na jakiej podstawie wpisuje informacje o ciąży, ale też grupie krwi, alergii.
Na ten problem zwraca też uwagę mec. Ewa Marcjoniak. – Może się też zdarzyć, że ktoś przez omyłkę poda informację o ciąży, co wówczas? – pyta mec. Marcjoniak. Ani w ustawie o systemach informatycznych ochrony zdrowia, ani w nowelizowanym rozporządzeniu nie ma o tym ani słowa. Z kolei Michał Bulsa, ginekolog, członek zarządu NRL pyta, co będzie gdy informacja o ciąży nie zostanie wykreślona po porodzie? – W przypadku nagłego działania, np. reanimacji to może być kluczowa informacja decydująca o podjęciu taki, a nie innych czynności, podaniu leków – dodaje. Jeszcze inaczej na sprawę patrzy dr Aneta Sieradzka z kancelarii Sieradzka & Partners, specjalizująca się w RODO w ochronie zdrowia. - Projekt nie przewiduje prawa do usunięcia danych w sytuacji utraty lub usunięcia ciąży, które można legalnie usuwać pod pewnymi warunkami, jak realizować prawo sprzeciwu do przetwarzania tych danych - mówi. Ale to nie jest jego jedyna istotna wada.
Projekt narusza konstytucję. Dane powinna określać ustawa
A to nie koniec problemów z projektem. Dr hab. Katarzyna Roszewska, prof. Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego zwraca uwagę, że to minister w drodze rozporządzenia decyduje o tym, jakie dane wrażliwe o pacjencie znajdą się w systemie. – Dziś to są informacje o ciąży, grupie krwi, alergii, wyrobie medycznym, a za rok może się okazać, że chce zbierać inne dane – mówi. Jej zdaniem o tym, jakie dane trafiają do systemu powinna mówić ustawa. O tym jest przekonana dr Aneta Sieradzka. - Projekt rozporządzenia jest wkraczaniem władzy wykonawczej w sferę wolności i praw jednostki, narusza RODO i standardy konstytucyjne - podkreśla dr Sieradzka. - Narusza konstytucyjne wymaganie uregulowania problematyki wkraczania w sferę praw i wolności jednostki wyłącznie w ustawie, jak również zakaz regulowania zasad i trybu gromadzenia oraz udostępniania informacji dotyczących osoby (w tym danych osobowych i wrażliwych) w innym akcie normatywnym niż ustawa - mówi. Zgodnie bowiem z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 18 grudnia 2014 r. (sygn. K 33/13) zakres danych, jakie mogą być gromadzone w rejestrach medycznych musi wynikać z ustawy. Resort jednak nie widzi problemu. Wyjaśnia, że zgodnie z art. 4 ust. 3 pkt 2 ustawy o SIOZ, w systemie są przetwarzane dane dotyczące pacjentów, które obejmują jednostkowe dane medyczne, a z kolei te, zgodnie z art. 2 pkt. 7 ustawy o SIOZ, należy definiować jako dane o świadczeniach oraz dotyczące jej stanu zdrowia, w tym profilaktyki zdrowotnej i realizacji programów zdrowotnych. - Dane dotyczące zaimplementowanych u usługobiorcy wyrobach medycznych, alergiach, jego grupie krwi oraz ciąży niewątpliwie wpisują się w przedmiotowy katalog - czytamy w uzasadnieniu. Inaczej na sprawę patrzy adwokat Paweł Litwiński z kancelarii Barta Litwiński. - System, w którym mają być te dane, ma zawierać dane "niezbędne do prowadzenia polityki zdrowotnej państwa, podnoszenia jakości i dostępności świadczeń opieki zdrowotnej oraz finansowania zadań z zakresu ochrony zdrowia". To nie są cele umożliwiające przetwarzanie np. danych o alergii w celu ochrony pacjenta, trzeba by jednak znowelizować ustawę. Dodatkowo, delegacja na którą powołuje się autor projektu, dotyczy możliwości regulowania w rozporządzeniu "szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego", a tutaj to nie będą dane dotyczące zdarzenia, ale usługobiorcy, więc wszystko wskazuje na to, że tym rozporządzeniem tego nie można zrobić. Zatem kierunek słuszny, ale trzeba jeszcze popracować nad szczegółami - podkreśla. Andrzej Cisło też uważa, że jak na wagę zbieranych danych uzasadnienie do projektu jest zdecydowanie niewystarczające i nie wyjaśnia samej podstawy prawnej tej zmiany. A dr Sieradzka mówi wprost: Pomysły, aby systemowo regulować i kontrolować rejestrację "zawartości" macic Polek są bezprawne.